W ostatnią sobotę organizowałam nieformalny questing- urodzinową grę terenową, z prezentami i finałowym tortem. Wydarzenie było adresowane do dziesięciolatków. Ponieważ od jakiegoś czasu zajmujemy się w „DE” questingami, chcę przy okazji podzielić się kilkoma poczynionymi ostatnio odkryciami.
Po pierwsze impreza bardzo się udała. A jej uczestnicy najbardziej docenili to, że „na koniec było lanie wodą”, a wcześniej „wszyscy gonili, jak wariaci”. Jakoś mniej zapadł im w pamięć przekaz edukacyjny, mimo, że był podany w postaci rebusów do wykonania i opowieści, które trzeba było tworzyć przy wykorzystaniu scenografii miejskiej przestrzeni. Ale to pozorne niepowodzenie, bo okazało się szybko, że nowe trudne słówka się zapamiętały, a doświadczenie- jak zawsze- było najlepszą sytuacją edukacyjną.
Całość trwała trzy i pół godziny, z czego ponad połowa przypadła na zajęcia i zabawy ruchowe (mniej lub bardziej animowane). Piszę o tym dlatego, że po moich różnych doświadczeniach z dziećmi znacząco przeformułowałam scenariusz zajęć zmieniając proporcję zadań do wykonania i szaleństw, a także wprowadzając mimo wcześniejszej niechęci elementy rywalizacji grupowej. Skorzystałam też z przykładu pewnej krakowskiej szkoły podstawowej, która zorganizowała w swoich murach tzw. wyszalnię, miejsce dla „dzieci z problemami z koncentracja i nadpobudliwością”(cokolwiek to znaczy). Chodzi o to, aby umożliwić dzieciom skorzystanie z wentylu bezpieczeństwa, celowo rozproszyć pożądaną kiedy indziej koncentrację. Doradzam też takie podejście muzealnikom projektującym warsztaty dla dzieci: cykl uwagi dzieci nie pokrywa się przecież z cyklem uwagi dorosłego kustosza, a warsztaty muzealne mogą przecież zawierać w sobie element zapomnianych dziś „ćwiczeń śródlekcyjnych”. Na przykład dobrze znana, kolorowa chusta Klanzy jest w sumie małym wydatkiem, a dobrze sprawdza się na niewielkich przestrzeniach, jakimi dysponują muzea.
Wyszalnia, mówiąc krótko, podnosi znacząco poziom satysfakcji uczestników. To co jeszcze wzmacnia ich zadowolenie to użycie wiecznie aktualnych trików, które sprawiają, że nauka jest przeżywana jako zabawa: małe słodycze, baloniki, nagrody.
Na koniec tego urodzinowego dnia wydarzyła się jeszcze jedna miła rzecz. Akurat nad Wisłą były sztuczne ognie. Powiem od razu, że tylko jako część większej imprezy, ale i tak to one były bardzo wyczekiwane. Na owej imprezie na wolnym powietrzu spotkałam kilku znajomych, którzy zawsze deklarują niechęć do spędów i festynów. Ale (podobnie jak ja) mają słabość do fajerwerków. I tak, jak zawsze rozmawiamy o jakościowej edukacji w dziedzictwie, tak tym razem wymienialiśmy uwagi o beztroskiej, prostej przyjemności: ciepłym czerwcowym wieczorze nad rzeką, wiosennym niebie rozświetlonym sztucznymi ogniami.
Podsumowując, myślę, że warto pamiętać o prostych przyjemnościach, o których często łatwo zapominamy przy projektowaniu zajęć edukacyjnych (jestem w tym pierwsza z wielkimi ambicjami). Osioł w Szreku mawia, że wszyscy lubią kremówki. Może w Polsce to akurat nie jest opinia pozbawiona poważnych skojarzeń, ale daje do myślenia. Nie wszyscy lubią festyny, ani sztuczne ognie. Ale kto nie lubi małych przyjemności? A jeśli chodzi o dzieci, to może warto czasem pomyśleć o wycieczce do muzeum jako o czymś miłym i obiecującym małe, dobre nagrody. Nie tylko wynikające z merytorycznej oferty, która- bez dwóch zdań- powinna być największym magnesem muzeum.
Witam,
Bardzo fajne pomysły. Sama od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad wprowadzeniem chusty Klanzy do urodzin i zabaw w muzeum, a jakoś nie miałam odwagi. Teraz na pewno spróbuję. Ja również niezbyt chętnie podchodzę do rywalizacji i zabaw ruchowych w trakcie lekcji w muzeum, ale widzę z doświadczenia, że jest to doskonały przerywnik, który daje dzieciom chwilę wytchnienia od wysiłku umysłowego i chętniej potem wracają do zadań.
Czy przy zabawie z chustą wprowadzałaś elementy związane z muzeum czy był to zadania zupełnie oderwane tematycznie?
Pozdrawiam
Agata M-N
Dziękuję za komentarz, który- niechcący- trochę się zagubił przy przebudowie muzeobloga, stąd moje milczenie. Co do chusty Klanzy, nie wiem nic o jakichś specyficznych zabawach dla muzeów, ale przestrzeń i wydarzenia muzealne dają wiele okazji do animacji (kulturalnej, społecznej…) w ogóle, a integracja i ruch są tu przecież tak ważne.
Chusta K. to, obok drewnianych klocków i piłek do żonglowania jedno z animacyjnych super-narzędzi-do-wszystkiego. Mam na myśli to, że dosyć łatwo jest ją wykorzystać jako element prezentacji dowolnej tematyki dla osób w każdym wieku. N.p. w programie MIK Dilettane i w Teatrze Figur Kraków wykorzystujemy chustę jako jedno z ćwiczeń w edukacji teatralnej…