Muzea są jednymi z najbardziej oczywistych instytucji, jakimi uprawiana jest narodowa/ państwowa polityka kulturalna. Z tego powodu w sytuacji konfliktu społecznego często traktuje się je jako obciążony symbolicznie element w grze- grze o wartości, ale tutaj chodzi wartości w dyskursie społecznym, a nie węższym- obecnym np. w humanistyce. Niedawne tak zwane „zajścia” w Kairze, w konflikcie o podłożu zdecydowanie gospodarczym, ściągnęły na chwilę uwagę konsumentów mediów na egipskie muzea. Biedacy, złodzieje i szabrownicy poszukiwali w muzealnych piwnicach złota, przy okazji niszcząc bezcenne dla Egiptu i świata mumie.
Wiadomość ta przyćmi zapewne na jakiś czas niedawno wysuwanie żądania zwrotu egipskich skarbów znajdujących się w europejskich muzeach (zwł. w Paryżu i Londynie).
Tak czy siak oburzony świat reaguje raczej na owe „około rewolucyjne” zniszczenia, niż na przyswojenie złota przez Luwr.
To, co zastanawia w takiej sytuacji, to fakt, że w takich właśnie warunkach kwestionuje się przynależność dziedzictwa eksponowanego i magazynowanego w muzeach. Bo kto ma większe prawo do dziedzictwa egipskiego? Bardziej „świat”, czy „naród egipski”? Na to pytanie wcale nie ma ewidentnej odpowiedzi, podobnie jak na pytanie, do której kultury bardziej przynależą owe mumie, które dla świata zachodniego zostały odkryte przez europejskich archeologów.
Trudno nie dostrzec pojawiającego się tutaj wątku (post) kolonialnego, w każdym razie w takich sytuacjach muzea są prawdziwym sposobem wyrażenia opinii wspólnot państwowych,które reprezentują. Rozliczenie z niesprawiedliwością i niezgoda na nierówność może być takim znakiem wysyłanym przy pomocy apelów o zwrot dzieł. Oczywiście w przypadku krajów biednych (jak Egipt) może to być po prostu desperacka próba ratowania gospodarki.
Pojawia się także argument obecnych właścicieli dzieł, który porusza właściwie najbardziej problem praw autorskich do dzieła, jakim jest kolekcja. Pytanie brzmi: co jest właściwym dziełem: obiekty, czy ich interpretacja za pomocą kolekcji? Czy mumie należą bardziej do napoleońskich wypraw, czy do starożytnego Egiptu, za którego spadkobiercę chce się uważać zarówno państwo egipskie, co „ludzkość jako całość”, używając cytatu z tablic informacyjnych obiektów na liście UNESCO.
Oczywiście odrębna kwestią jest indywidualne zaangażowanie muzeów i poszczególnych wystaw w kwestie polityczne, ale nie o tym mowa.
Wreszcie znaczące jest i to, że muzea poświęcone tematom marginalizowanym, niszowym lub reprezentujących grupy mało obecne w narracjach muzeów narodowych, szukają swojego miejsca w internecie. Na przykład różnego typu muzea kobiet, czy muzea emancypujących się mniejszości. Sam wybór nazwy jako „muzeum” może świadczyć o próbie legitymizacji swojej aktywności tradycyjnymi sposobami, jak muzeum właśnie. Na koniec tych uwag polecam małe miejsce w Internecie, które jest specyficznym muzeum wirtualnym, gdzie nie tylko eksponowana jest zmiana społeczna, ale samo muzeum jest jej aktywnym aktorem. Oto Międzynarodowe Muzeum Kobiet, instytucja, która obok swojej nazwy umieszcza hasło „prezentując zmianę” („exhibiting change”; jak ktoś ma lepszy pomysł na tłumaczenie, to poproszę). Przy okazji jednej z realizowanych przez IMOW wystaw sformułowano slogan, którego nie wstydziliby się chyba eksperci od marketingu „Be inspired/ get involved/ take action”, czyli „zainspiruj się, zaangażuj się, działaj”.
Warto pamiętać o politycznym potencjale muzeów.
Dodaj komentarz