Jest pierwszy komentarz*! Z gwiazdką, bo nie o komentarze tylko chodzi, a o relacje, które wypełnią tę przestrzeń do wypowiedzi, którą chcieliśmy Wam tu stworzyć, zachęcając do noworocznego podsumowywania wspomnień, tych muzealnych. Z muzeami wiążą się przecież konkretne emocje, przeżycia, inspiracje. Każdy z nas w muzeum (jakimś, niekoniecznie swoim) coś przeżył, czymś się zdziwił, czymś ucieszył. Takie relacje to też szansa spojrzenia na nas, już nie tak całkiem muzealnie obojętnych, jako na zwiedzających, odbiorców muzealnego komunikatu. A na muzea, jako na miejsca, które nieodmiennie generują emocje. Zachęcamy wszystkich do dzielenia się i wzajemnego inspirowania. Kalendarze, powstałe w wyniku jednego z MIK-owych projektów, czekają…
Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie
Wystawa „Wokół koła”
Jedno z niewielu miejsc w Krakowie, gdzie ojciec może pobawić się na ekspozycji, o jakiej w jego dziecięcych czasach marzyć nawet nie można było – ba! jeżeli dzieci słabo opanowały naukę czytania, to nawet błysnąć niezwykłą wiedzą o zjawiskach rządzących otaczającym nas Światem. Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie wajchy, korby i przyciski znalazły się tam po to, aby nimi wajchować, korbować i przyciskać do woli i bez żadnych ograniczeń (a jeżeli komuś dziecko potrafiło w ciągu godziny 100 razy zapalić i zgasić żarówkę w pokoju, tylko dla tej niezwykłej chwili, kiedy wszystko wokół się zmienia, to wie, o czym mówię).
Oczywiście nie do przecenienia jest edukacyjny aspekt tej wystawy, lecz dla mnie jako ojca trzylatki i pięciolatka ważniejsze jest jednak to, że na wystawie praktycznie nie ma miejsc, gdzie ciekawe świata dziecko pozbyć się może ręki, nosa czy języka, a przy okazji zabawy zawsze można przemycić odrobinę wiedzy adekwatną do wieku.
Inne wystawy w rzeczonym muzeum budowane są już z pełnym muzealnym namaszczeniem, wszechobecnym niedotykalstwem eksponatów i zakazem huśtania się na resorach, co może wprawiać w lekką konfuzję, niemniej przy założeniu, że dzieci najpierw wyszaleją się wokół koła, jest pewna szansa na obejrzenie cudów polskiej motoryzacji.
Oczywiście wciąż czekam na ogólnodostępny, niezniszczalny (może tytanowy?) model junaka z przyczepą, warszawy czy innego papamobila, w którym niestrudzone pociechy mogłyby przymierzyć się do kierownicy, póki co jednak pozostaje niezniszczalna warszawa w skansenie kolejowym w Chabówce.
PS. Rower na kwadratowych kołach wydaje się sensowną alternatywą dla Krakowa, biorąc pod uwagę postępującą destrukcję miejskich traktów komunikacyjnych.
Dodaj komentarz