Jako, że muzeum nie jest dla zbyt wielu młodych ludzi synonimem fascynacji i dobrego sposobu spędzania wolnego czasu, próby zaproszenia młodzieży do przestrzeni muzealnej bardzo często okazują się niepowodzeniami. Tutaj chcę zaprezentować jedną z wirtualnych realizacji, która wykorzystuje pewne dobrze przyswojone trendy konsumpcyjne zmieniając je w dobre nawyki aktywnych twórców kultury. Jest ona częścią portalu culture24, gdzie muzea traktowane są, jako ważne kulturotwórcze miejsca w brytyjskim dyskursie publicznym.
Serwis nazywa się caboodle i już samo nazwanie go w ten sposób zasługuje na pochwałę. W serwisie słowo to występuje zresztą w formie czasownikowej, co jest ciekawym zabiegiem spotykanym np. we współczesnej refleksji historiograficznej, gdzie aktywny wymiar historii podkreślany jest przez użycie „history” w formie czasownikowej. Caboodle brzmi trochę dziecięco, trochę beztrosko, a użycie neologizmu sugeruje przy okazji zaproszenie do czegoś nowego, nieodkrytego, wyjątkowego.
Otóż caboodle stara się być czymś na kształt społecznościowego serwisu dla zanurzonych w popkulturze starszych dzieci, które mogą tutaj pochwalić się własnymi kolekcjami. Różnorodność ich jest dość spora, choć można by osiągnąć w tym względzie więcej inspirując użytkowników przez dobrą moderację. Nawigacja i układ treści są dziecięco proste. Nie ma wielokrotnych menu, łatwo znaleźć wyszukiwarkę, która jest standardowo umieszczona na górze po prawej stronie, wykorzystane są tagi, co podnosi nie tylko użyteczność, a także nieformalność projektu graficznego. Na stronie prezentowane są kolekcje prywatne dzieci, a także kolekcje powstałe w efekcie odkryć dokonanych w muzeach. Formuła prostej galerii zdjęć, do których dołączone są krótkie opisy kolekcjonerów/ kustoszy zawiera także każdorazowo wstępny opis całego zbioru. Atutem zaproszenia dzieci do roli komentatorów jest nierzadka świeżość spojrzenia, umożliwiająca zobaczenie eksponatów w nowych kontekstach.
Mimo swoich zalet portal nie jest najbardziej żywym miejscem sieci. Zawodzi promocja, żenująco brzmią także wypowiedzi zaczynające się od słów „jestem dwunastolatkiem i chętnie podzielę się z wami moimi wspaniałymi znaleziskami z … muzeum”- cały post podpisany przez owo muzeum. Mimo to widzę duży potencjał tego pomysłu, a zwłaszcza warto zwrócić uwagę na kilka celowych i dobrze rozegranych zabiegów dydaktycznych. Po pierwsze młodzi ludzie są tutaj potraktowani jako osoby o wystarczających kompetencjach, aby tworzyć swoje kolekcje. Po drugie komentarze, a wiec także same systemy klasyfikacyjne są tutaj immanentną częścią kolekcji. To jest wspaniały, głęboko ontologicznie słuszny, nawyk, który ułatwi w przyszłości młodym kolekcjonerom docenianie różnorodnych kolekcji muzealnych. Po trzecie codzienność i przestrzeń osobista wskazane są, jako dobre obszary do poszukiwań przedmiotów należących do zdefiniowanych kategorii i klas. Wreszcie muzea, dzięki temu, że ich zbiory są częściowo digitalizowane, mogą bez problemu udostępniać je, zachęcając do tworzenia własnych kolekcji, interpretacji i dzielenia się nimi.Tym samym uczestniczą w kulturze jako aktywni aktorzy, dywersyfikując dostępne zasoby i zapraszając do partycypacji.
Jest jeszcze jeden aspekt. W całym portalu ogromną rolę odgrywa popkulturowy sztafaż, który dobrze współgra z zawartością kolekcji prezentowanych przez młodzież. Odniesienie do popkultury niesie ze sobą pewne zagrożenie wynikające z szybkiej satysfakcji, jaką ona daje. Muzea, stawiając swoje zbiory w jednym rzędzie z dziecięcymi skarbami, mogą liczyć się z odebraniem im pewnej aury świętości należnej przybytkom muz. Jeśli takie sformułowanie pobrzmiewa dezynwolturą, to nie jest ona zamierzona: często uroczysta atmosfera rzeczywiście wzmacnia przeżycia z wizyty w muzeum. A jednak zaproszenie do osobistego uczestnictwa i interpretacji zbiorów jest chyba najlepszym, bo upodmiotowiającym gości muzealnych, komunikatem działającym dla dobra muzeów.
Dodaj komentarz