Rosnąca popularność szlaków kulturowych sprawia, że należy pomyśleć o muzeach, jako o części oferty budowanej w ramach tych zintegrowanych produktów turystycznych. Tym bardziej warto przyjrzeć się temu tematowi, że w Europie odchodzi się aktualnie od tradycyjnej, przyjętej przez ICOMOS definicji szlaku kulturowego, gdzie fizycznie istniejąca droga, bądź pamięć o faktycznie istniejącym szlaku była dla szlaków kulturowych elementem sine qua non (stosowna konwencja została podpisana w 2008 r w Quebecu). Współczesne podejście do szlaków kulturowych używane obecnie we Wspólnocie Europejskiej bliższe jest zdecydowanie narratywistycznemu, gdzie ponadnarodowe klastry współpracy biorą udział w konstruowaniu stosownych ram interpretacyjnych, umożliwiających wybudowanie wiodącej narracji „wzdłuż” odpowiednio wyznaczonych tematów.
Potencjał narracyjnych szlaków kulturowych jest ogromny. Tym, co w istocie łączy je nadal z prototypem szlaków kulturowych, jest linearność doświadczenia. Z punktu widzenia turystów szlaki udostępniają bowiem pewną określoną sekwencję doświadczeń (niekoniecznie miejsc!), która może, ale wcale nie musi być związana z linearnie zdobywaną przestrzenią. Właśnie element partycypacji w zdarzeniu, a nie jednostronna percepcja, sprawiają, że kluczowym wymiarem -nazwijmy to- przemierzania drogi jest przeżycie. Linearność doświadczenia zaś odnosi się bardziej do ustrukturyzowania podróży, co znacząco odróżnia ją od opartego na fragmentaryczności doświadczenia rzeczywistości podstawowej budującej potoczność dnia codziennego.
Skoro, jak sądzę, linearność doświadczenia jest kluczowa dla formuły szlaku kulturowego, warto przyjrzeć się temu, jak może się ona ujawniać w zetknięciu ze środowiskiem muzealnym, które przede wszystkim potrzebne jest dla budowania i wzmacniania wiodącej narracji. Zanim przedstawię dwa zasadnicze walory semantyczne obecności muzeum na szlaku chcę przedstawić prosty przykład możliwości interpretacyjnych, jakie można uzyskać przy podstawowym kategoryzacyjnym zabiegu stosowanym w muzealnictwie, mianowicie poprzez podstawowy opis obiektu. (Kolekcja, która bywa czasem uznawana za podstawowa jednostkę analizy w muzealnictwie, może być analizowana nieco inaczej, jako, ze sama stanowi pewną oś interpretacyjną.)
Wyobraźmy sobie, że mamy dwa nagie, grunwaldzkie miecze. Stoją w stosownym uroczystym i pełnym powagi ekspozytorze, w muzeum związanym – powiedzmy- z Grunwaldem. Ze względu na swój emblematyczny charakter zostały nieco oddalone od pozostałych eksponatów, aby zwiedzający mogli oddać im należytą uwagę. Owe dwa znaczące kawałki metalu mogą stać się elementem bardzo wielu linii narracyjnych. Na pierwszą myśl przychodzą co najmniej: historia polskiego oręża i największych bitew, zabytki dawnego rękodzieła, polski film powojenny, europejska ekspansja Krzyżaków, szlak Henryka Sienkiewicza, okolice Grunwaldu w historii i anegdocie itd… To co jest najistotniejsze w tym przykładzie to fakt, że interpretacji podlega faktycznie nie całe muzeum, w którego kolekcji znajdują się miecze, ani też kolekcja, tylko wyabstrahowany z tego kontekstu obiekt.
W ten sposób nie tylko miecze, ale wraz z nimi muzeum i miejscowość, w którym ono się znajduje, zostają włączone w narrację nieoczywistą, dodatkową i uzasadniającą wielokrotny powrót do muzeum- pod różnymi pretekstami.
Istnieją oczywiście muzea, które w całości mogą znaleźć się w zasadniczej linii interpretacyjnej szlaku kulturowego. Dzieje się tak na przykład w przypadku szlaków biograficznych. Europejski Szlak Mozarta zawiera, rzecz jasna, zmuzealizowane domy związane z życiem kompozytora.
Nie zawsze jednak podejście, w którym dla zbudowania narracji wiodącej szlaku, wybiera się pojedyncze eksponaty z wybranych kolekcji muzealnych, cieszy się aprobatą muzealników. Chcieliby oni często widzieć muzea jako całości, z których nie można w uprawniony sposób „wyciągnąć” dla doraźnej potrzeby pojedynczych eksponatów. Twierdzę, że takie całościowe podejście ma ogromne zalety w trosce o funkcjonowanie muzeów, jednak wielokrotne udostępnianie tego samego eksponatu wyłącznie do celów interpretacyjnych może przynieść naprawdę dobre skutki. Nawet jeżeli sama wizyta w muzeum będzie „jedynie” skutkiem ubocznym pierwotnie powziętego zamiaru obejrzenia – powiedzmy- dwóch mieczy.
Ponadto muzeum włączając swój autorytet w większe narracje wzmacnia go, a same szlaki kulturowe zyskują dzięki temu poważną legitymizację, jakiej może udzielić instytucja muzealna. Wreszcie, co niezwykle istotne, muzea prezentują się w takim kontekście nie jako skoncentrowane na sobie placówki wyjaśniające przede wszystkim swoje własne historie, a jako otwarte ośrodki wiedzy, które przyczyniają się do wyjaśniania cywilizacji i globalnych trendów, czy też wreszcie wpisują się w dyskurs tożsamościowy, który, jak mało co dotyczy bezpośrednio każdego człowieka.
Dodaj komentarz