Zbiornik kultury to zarówno projekt jak i miejsce. MIK jest patronem tego przedsięwzięcia, którego wczesnych inspiracji chcielibyśmy szukać w K27, wakacyjnej akcji sprzed dwóch lat. Z punktu widzenia muzeobloga ciekawe wydaje mi się spojrzenie na to przedsięwzięcie, jako na pewien przykład autorskiej przestrzeni wystawienniczej.
Przy pracy nad wystawami w muzeach kwestia autorstwa (rozumiem przez to pełnoprawną, całościową wypowiedź artystyczną) jest dość delikatna. Nie tylko dlatego, że funkcjonowanie muzeów bazuje na pracy zespołów, trudno wobec tego wytypować jednego autora dzieła. Również i dlatego, że muzea realizują pewne polityki kulturalne i założenia formułowane przez ich organizatorów – nie ma w tym nic złego, ani nie jest to tajemnicą. Każda artystyczna wypowiedź realizowana w przestrzeni muzealnej jest osadzona w kontekście nadawanym przez konkretne muzeum. Nierzadko wzmacnia to wydźwięk wystawy prezentowanej gościnnie przez artystę, modyfikując znacząco ostateczny przekaz.
Odmienna sytuacja charakteryzuje galerie. Tutaj bez wątpienia przestrzeń też jest komunikatem, jednak sam kontekst jest- o ile można tak powiedzieć- politycznie neutralny. Nie mam tu na myśli związku z konkretnymi ideologiami, czy ugrupowaniami politycznymi, a raczej sam kontekst właśnie (ramę działania). Oczywiście istnieje też opinia, że każda sztuka jest w jakimś wymiarze (jeśli nie całkowicie) polityczna, ale pozwolę sobie dziś jej nie podzielać.
Zbiornik jest częścią upadłej fabryki. Jakby na to nie patrzeć nie jest to transparentne środowisko. W dodatku dawna fabryka Miraculum, działająca na krakowskim Zabłociu, sama jest przestrzenią aż ciężką od różnych znaczeń. Wymienię kilka elementów tworzących otoczenie: „Emalia” Fabryka Oskara Schindlera (dziś oddział Muzeum Historycznego m. Krakowa), MOCAK (Muzeum Sztuki Współczesnej), dawne getto z apteką „Pod Orłem”, czy – w drugą stronę- Krakowska Akademia, uczelnia ściśle związana z prezydentem Krakowa.
Zbiornik zajmuje przestrzeń dawnego działu kremów, przestrzeń pod patronatem pani Walewskiej, o której- na szczęście- nie zapomniano. W każdym przypadku rewitalizacji przestrzeni kluczowe jest to, czy i jak odnosi się do wcześniejszego przeznaczenia budynku. W rewitalizacjach tymczasowych często świadomie rezygnuje się z kontekstu, natomiast tam, gdzie transformowane miejsce jest wyrazistym początkiem dalszych działań (np. w kompleksie Baumwollspinerrei w Lipsku) wykorzystuje się z powodzeniem historię, jako punkt wyjścia.
W Zbiorniku, mam wrażenie, oddano już szacunek przeszłości, ale to, co pokazywane jest w jego przestrzeni oddzwierciedla raczej zainteresowania kuratorów- w tym sensie z pewnością jest to przestrzeń autorska. Zawsze, z natury rzeczy, jest to też jakiś wyraz towarzyskiego zakorzenienia- i też, ani to tajemnica, ani nic złego.
To, co mnie zainteresowało, to nazwa. Bo dlaczego Zbiornik zbiera kulturę, a nie sztukę? Najbliżej mu przecież charakterem do galerii. I tutaj znajduję taka odpowiedź, że sztuka świeża i dopiero rozpoznana ma często kluczowe znaczenie dla dyskursu kultury. Z jednej strony każda świeżość i awangarda jest w końcu wchłaniana i przetwarzana przez mainstream, z drugiej strony sztuka, jako autorska wypowiedź, wiąże się nieuchronnie z przesuwaniem granic (także obyczajowych), zadawaniem pytań, kwestionowaniem zastanego, eksperymentowaniem. I wolność jest z pewnością najważniejszym, choć także najbardziej niebezpiecznym walorem sztuki. W Zbiorniku kultury, w prostych, adaptowalnych przestrzeniach wiele jest aspiracji wolnościowych.
Zbiornik wpisuje się też w tradycje krakowskości. Wernisaże są więc oczywiście wydarzeniami towarzyskimi, ale tak zwana część merytoryczna toczy się pomiędzy nimi.
To tyle tytułem zajawki. Obiecuję wkrótce ponurkować w Zbiorniku głębiej, wtedy doniosę, co napotkam. Chętnie dowiem się, co dokładnie robią kuratorzy, co myślą i co zbierają.
Dodaj komentarz