Choć (na szczęście) nie we wszystkim w drużynie Dynamiki Ekspozycji zgadzamy się ze sobą, to akurat zasada aktualizacji jest jedną z tych rzeczy, które popieramy bez wahania. Nie jest to prawdopodobnie nasz wynalazek, ale oswoiliśmy go i wykorzystujemy chętnie. Z tym większą radością przedstawiam dziś jedną z bardziej klarownych i jak dla mnie mało pretensjonalnych realizacji.
Oto Londyn. Dla jednych centrum świata. Dla drugich jądro ciemności. Dla trzecich – na jedno wychodzi. Stolica imperium kolonialnego, które dziś szczyci się w miarę udanym modelem wielokulturowości. Na zdjęciu jedno z najbardziej emblematycznych miejsc miasta, Trafalgar Square, plac zdominowany przez kolumnę admirała Nelsona, symbol potęgi imperium. Klasyczna trasa wiodąca do Trafalgar Square prowadzi od parlamentu, obok Downing Street, siedziby rządu, gdzie ostatnio bezustannie odbywają się demonstracje, poprzez strefę kamienic związanych z „narodzinami” (dla Europy) Nowej Zelandii, Indii, Kanady, Zimbabwe… Kontrapunktem dla kolumny Nelsona, symbolu starej epoki wyzysku, ma być gigantyczny statek w butelce, instalacja nawiązująca w formie do modelowej pamiątki znad morza- uderzająca w ironiczne, orientalistyczne tony dobrze ujmuje brytyjskiego ducha początku dwudziestego pierwszego wieku. To taki postulat- żagle statku zamkniętego w szklanej butelce są tak kolorowe i różnorodne, jak dzisiejsze społeczeństwo Wysp, a koturnowość kolumn z posągiem bohatera zostaje zastąpiona lekkością konceptu opartego na grze z widzem, grze z jego wyobrażeniami i pamięcią- zamiast sztywnego wizerunku zdobywcy.
Co najważniejsze jest to komentarz do pewnej zastanej sytuacji, dla której dobrze ugruntowany wizerunek kolumny Nelsona jest kluczowy. Podobnie w przestrzeni muzeum, eksponat może być potraktowany jako pretekst i komentarz, a także argument w dyskusji na temat istotny nie tylko dla muzealników.
Nieopodal, w okolicach Bloomsbury, w rewirach Wirginii Woolf, stoi gigantyczny gmach British Museum, poważny dokument swoich czasów, miejsce, gdzie znajduje się wielki zbiór eksponatów z całego świata. Na ile ta kolekcja reprezentuje dawną, a na ile obecną „brytyjskość” pozostaje kwestią otwartą, ale Muzeum robi dziś wiele, aby prezentować się jako instytucja dialogu i interpretacji Innego.
W the British, tuż przy wejściu znajduje się salka wystaw czasowych. Teraz można tam zobaczyć małą wystawę poświęconą jednemu tylko eksponatowi: turbanowi sikhijskiego wojownika. (Z góry przepraszam za jakość zdjęć). Ustawiony centralnie ekspozytor zwraca na siebie uwagę poprzez umiejętne zastosowanie punktowego światła. Ściany pomieszczenia wykorzystano na zilustrowanie podstawowego kontekstu kulturowego, z jakiego pochodzi przedmiot. Pobieżne zapoznanie się z obrazkami i nagłówkami prezentowanych tu treści pozwala zorientować się, kim są Sikhowie, jaką mają religię i skąd pochodzą. Ostatnim (zgodnie z naturalnym sposobem czytania tekstu) elementem prezentacji jest kameralne stanowisko odsłuchowe, gdzie możemy wysłuchać czterech osobistych historii ludzi, którzy dziś noszą turbany. Jedną z czterech osób jest kobieta, w grupie znajduje się także chłopiec. Wszystkie wypowiedzi są po angielsku, dźwiękom towarzyszą małe portrety wypowiadających się. Każdy z nich własnymi słowami, sam opowiada swoją historię zahaczającą o prezentowany przedmiot. Turban sikhijski staje się elementem szerszej całości kulturowej, do której możemy się zbliżyć dzięki muzealnemu eksponatowi. Zamiast etnograficznego opisu muzealnego eksponatu, otrzymujemy ciekawy, kompleksowy obraz fragmentu świata, stajemy się częścią prostego, ale udanego doświadczenia poznawczego. Eksponat komunikuje, dostarcza narzędzi, nie jest autoteliczna opowieścią, ale jest znakiem zapytania zadanym na początku krótkiej wizyty i kilkoma odpowiedziami wraz zachętą do dalszej eksploracji tematu. Dobre podpisy utwierdzają zwiedzającego w przekonaniu, że muzeum z szacunkiem i profesjonalizmem podchodzi do swoich zbiorów, co więcej, dba o ich należyte udostępnianie. Aktualizacja polega tu na wykorzystaniu eksponatu do zainicjowania szeregu skojarzeń odnoszących się zarówno do współczesnego kontekstu, jak i do doświadczenia zwiedzającego (tu: wielokulturowość). Nie chodzi wyłącznie o odczytanie istniejącego sensu rzeczy, a raczej o nadbudowanie sensów kolejnych.
Tyle laurek na dziś. Od razu dodam, że do sali nie trafiali wcale wszyscy zwiedzający, ale można wytłumaczyć to na przykład pierwszym oszołomieniem wspaniałą formą całego muzeum.
O głowie z Wysp Wielkanocnych, mumiach z Egiptu, trumnach z Ghany i azteckim wężu (a wszystko tu jest!) napiszę kiedy indziej. Pozdrowienia z Londynu.
Ps. Kiedy uzupełniałam tego posta, zaakceptowałam właśnie polecenie „Aktualizacja”. Skoro nawet blogi wiedzą, ze jest to koniecznością…
Dodaj komentarz