Na naszych oczach muzea, modernizując swe dawne funkcje i kusząc widza szeregiem dodatkowych usług, powoli zamieniają się w potężne kombinaty. W odpowiedzi na upodobania smakowe współczesnego konsumenta kultury próbują stać się na rynku czasu wolnego konkurencją dla popularnych centrów rozrywki. By było to możliwe, ewolucjom strukturalnym musi towarzyszyć zmiana strategii promocyjnych; przeniesienie punktu ciężkości z tradycyjnych fundamentów instytucji na jej dodatkowe atrybuty: czasowe wystawy, konferencje, sale zabaw dla dzieci czy miejsca spotkań młodzieży, wreszcie punkty usługowe – księgarnie, sklepy, kawiarnie, restauracje.
Najłatwiej skomunikować się z potencjalnym odbiorcą przez odwołanie się do jego podstawowych potrzeb. Zwłaszcza, gdy nie chodzi nam o koneserów sztuki, możliwość zaspokojenia bardziej fizjologicznego głodu będzie znakomitym pretekstem. Szybko konsekwencje takiej strategii odczuje instytucja, którą odwiedzą w porze lunchu pracownicy pobliskich firm, i restauracja, która dzięki prestiżowemu sąsiedztwu zyska rozpoznawalność i sznyt unikalności. Jak na talerzu tę fuzję pozornie odległych smaków ukazuje plakat restauracji MacVal Musee d’Art Conterporain.
Podobny mechanizm wykorzystuje szlachetna elegancką prostotą holenderskiej porcelany reklama kawiarni muzeum van Gogha. W tym wypadku jednak marketingowcy z lapidarną błyskotliwością podejmują grę z równie głośnymi jak samo dzieło motywami biografii malarza.
Innym przykładem współpracy kilku podmiotów jest łączna wejściówka do francuskich i hiszpańskich muzeów. Przedsięwzięcie ciekawe nie tylko formalnie ale i koncepcyjnie – jako popularyzująca zwiedzanie sieć wspierających się instytucji oferowana przez France Guide. Tu pokazana w formie obrazu-kolażu najbardziej znanych dzieł, które dzięki naszej percepcji staną się kulturową całością.
Muzea o od lat wyrobionej, mocnej marce muszą borykać się przede wszystkim z głodem nowości u potencjalnych klientów. Starają się go zaspokoić świeżymi inicjatywami. Także reklamowymi, jak w przypadku MASP, którego plakat obrazuje symboliczne wsparcie, jakie gwarantuje gościom możliwość uczestniczenia w zwiedzaniu z przewodnikiem.
By zapewnić najcenniejszy marketingowo bezpośredni kontakt, istotny zwłaszcza w przypadku odbieranych jako niedostępne muzeów, agencje reklamowe z komunikatem schodzą z afisza. Wychodzą bezpośrednio w miasto i szukają niekonwencjonalnych sposobów dotarcia z przekazem do odbiorcy.
Tak stało się w przypadku Denver Museum of Nature and Science, które zaskoczyło przechodniów zapowiedzią nowej, poświęconej Tytanikowi wystawy. Flirtując ze strategią teaserową zrezygnowało z dosłowności „opakowując” patos miejskich pomników w kamizelki ratunkowe.
Innym wpadającym w oko przykładem niecodziennych strategii jest kampania dla Utah Museum of Fine Arts „Spójrz na świat oczyma Moneta i 22 innych mistrzów”. Reklamowe hasło wcielono tu w życie poprzez umieszczenie w przestrzeni miejskiej ujętych w ozdobne ramy szyb o nieregularnej fakturze. W efekcie uzyskano optyczny efekt zbliżony do tego znanego z płócien impresjonistów.
Na koniec przykłady muzeów tortur, które już ze względu na specyfikę eksponatów mają wysoki potencjał rozrywkowy, dlatego by osiągnąć zabawny efekt wystarczą najprostsze zabiegi. Sandwichman amsterdamskiego muzeum jedynie dobitnie wyraża to, co sami myślimy widząc podobne mu żywe reklamy przechadzające się ulicami miast w trzydziestostopniowym upale.
Praskie muzeum – maleńkie, bez własnej strony internetowej i z pewnością niezbyt majętne musiało radzić sobie innymi, mniej konwencjonalnymi sposobami. I trzeba przyznać, że wyszło mu to na dobre. Wygrywa motyw popularnych ostrzegawczych naklejek z lubością epatując najpotworniejszymi groźbami – w średniowieczu niepokojąco realnymi, dziś wciąż mocno działającymi na wyobraźnię. To także doskonały przykład użyteczności reklamy w walce z przestępczością!
Mam nadzieję, że tych parę przykładów wybije oręż kryzysu z rąk sceptyków i pokaże, że muzeum w czasach zarazy może sobie świetnie radzić – także z własnym wizerunkiem. By skutecznie dać o sobie znać niekoniecznie trzeba inwestować w klasyczne, kosztowne kampanie, o których niebanalnych przykładach pisałam już na muzoblogu. Czasem kluczem do sukcesu może stać się połączenie sił paru podmiotów, choćby i pozornie odległych, czasem wyróżnienie się przez podkreślenie dotychczas marginalizowanej działalności, czasem wreszcie sięgnięcie po najprostsze, nieoczywiste pomysły. Do tych ostatnich potrzebna jest zwykle tylko odrobina sznurka do snopowiązałki, dobrej woli i wyobraźni – na przykład pożyczonej od Mistrza Konstantego.
znakomity tekst z ciekawymi przykładami, a pomysł na promocję muzeum van Gogha genialny!!
gratulacje dla autorki ;))
Zaangażowanie w proces twórczy i bezwarunkowe utożsamienie się z przedmiotem badań sprawiło, że od niedawna jestem dumną właścicielką bezusznej philiżanki.
Naprawdę marzę o tym, żeby nasze muzea, zamiast chować strachliwie do budy konwencji, zaczęły zrywać się z łańcucha dosłowności.
Zapraszam częściej – z myślami, opiniami, życzeniami. Łakniemy ich jak chochoły tańca!