Pewnego razu wraz z grupą turystów związanych z akcją „Zdobywamy odznakę przyjaciela Krakowa” znalazłam się w Królewskim Zamku na Wawelu. Było wczesne przedwiośnie, dojmujący ziąb i topniejący śnieg nie zachęcały ani trochę do wyjścia z domu. Byłam pewnie w szóstej klasie podstawówki, a grupa składała się z dorosłych ochotników- traktowano mnie z uznaniem i szacunkiem. Zwiedziliśmy najpierw wystawę „Wawel zaginiony”, która wydała mi się cudem: aranżacja opierała się na przekryciu odkrywek archeologicznych pleksi. Dzięki temu można było chodzić dosłownie pół metra nad średniowieczem. Na podłodze pojawiało się coraz więcej kałuż i pojedynczych kropelek. Iluminacja oświetlająca podziemia rozbłyskała czasem gwiazdkami, gdzieniegdzie zaś przechodziła w mgiełkę.
Potem poszliśmy „do wnętrz”. Nie pamiętam, czy to były apartamenty królewskie, czy coś innego, w każdym razie po zostawieniu ubrań we szatni otworzono wielką skrzynię. Ze skrzyni każdy wydobywał dla siebie filcowe kapcie, w których tak dobrze ślizga się po polerowanych podłogach. Przemarznięte i przemoczone nogi wsadziłam do klapiących kapci. Brejowate resztki śniegu szybko się podgrzały. Posuwistymi krokami przyklejonymi do parkietu sunęliśmy po podłogach. Próbując różnych stylów poruszania się, zmienialiśmy jazdę na nartach biegowych w ślizg panczenami. Nie wszyscy oczywiście pozwalali sobie na wygłupy. Niektórzy ślizgali się potajemnie, jak nikt nie patrzył. Inni na przemian wkładali i wyciągali nogi z kapci. Prawdziwym wyzwaniem było pokonanie schodów. Nie bez wysiłku udawało nam się utrzymać wtedy kapcie na swoim miejscu, ale może byliśmy dumni, że włączamy się w polerowanie narodowego skarbu?
Przewodnik był niestety wykluczony z tej przyjemności- miał swoje prywatne pantofle.
A teraz morał. Dlaczego tak dobrze to pamiętam? Bo to nie było tylko chodzenie i zwiedzanie. To był jakiś, niezwykły i gdzie indziej niedostępny sposób przemierzania przestrzeni. Warto (nam) o tym pamiętać przy projektowaniu trajektorii zwiedzania dzisiaj.
PS. Muzeum Miejskie w Tomaszowie Mazowieckim sprzedaje w sklepiku podkoszulki z napisem „A może kapcie?”.
Dodaj komentarz