Muzeoblog » eksponat http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Studium jednego eksponatu – relacja z warsztatów Dynamiki Ekspozycji w Galerii Hasiora http://muzeoblog.org/2014/07/31/jeden/ http://muzeoblog.org/2014/07/31/jeden/#comments Thu, 31 Jul 2014 09:26:20 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=3063 czytaj więcej]]> 18 czerwca 2014 roku odbyły się warsztaty Dynamiki Ekspozycji, wyjątkowo poza siedzibą Małopolskiego Instytutu Kultury – w Galerii Władysława Hasiora w Zakopanem. Uczestnicy warsztatu skupili się na jednym eksponacie i jednym wybranym typie odbiorcy. Dlaczego właśnie tak?

Dlaczego jeden eksponat?
Zależało nam na prezentacji i interpretacji eksponatu, które nie ograniczałyby się do perspektywy historii sztuki. Wyszliśmy z założenia, że koncentracja na jednym eksponacie i wyobrażenie sobie „muzeum jednego eksponatu” pokaże możliwości interpretacyjne tkwiące w wybranym obiekcie. Przykładem, który wykorzystaliśmy na potrzeby warsztatowej rozgrzewki i praktyki czytania dzieła Hasiora, był asamblaż zatytułowany „Przesłuchanie anioła”. Przy bliższym poznaniu ukazywał on powiązania z przeszłymi wydarzeniami (pierwotna nazwa dzieła to: „Przesłuchanie partyzanta”) oraz innymi nawiązującymi do niego dziełami (m.in. znanym wierszem Zbigniewa Herberta opracowanym później muzycznie przez Przemysława Gintrowskiego).
Skupiając się na „Przesłuchaniu anioła”, można tworzyć wystawy i programy edukacyjne nawiązujące do tematyki konfliktów zbrojnych, zagadnień etycznych, jak również tematyki biblijnej (np. status ontologiczny, wolność, rola i funkcje aniołów).

Dlaczego jeden odbiorca?
Głównym celem szkolenia było uwrażliwienie na perspektywę i potrzeby odbiorcy muzeum. Skupienie się na jednym typie odbiorcy miało ułatwić dostosowanie się do jego potrzeb i możliwości. Zadaniem dwóch grup warsztatowych było opracowanie szczegółowych profilów dwóch typów odbiorców: gimnazjalisty, który trafił do Galerii w ramach wycieczki szkolnej, oraz osoby dorosłej, która znalazła się w Galerii przypadkowo. Opracowanie portretów odbiorców było punktem wyjścia do dalszej pracy – studium jednego eksponatu z perspektywy odbiorców oraz tworzenia oferty muzealnej dla wymienionych wyżej odbiorców. Na potrzeby pracy z portretem odbiorcy wykorzystane zostało dzieło zatytułowane Sztandar Czarnego Anioła, nawiązujące do twórczości Ewy Demarczyk, która muzycznie interpretowała wiersz Mirona Białoszewskiego pt. Karuzela z madonnami.

***

Warsztaty prowadzone przez Sebastiana Wacięgę i Dominikę Mietelską-Jarecką bazowały na metodzie interpretacji dziedzictwa, składającej się z trzech etapów, prowadzącej od analizy zasobów i otoczenia muzeum (odbiorcy, konkurencja, globalne trendy) do wdrożeń rozwiązań edukacyjnych, promocyjnych lub wystawienniczych.

 

]]>
http://muzeoblog.org/2014/07/31/jeden/feed/ 0
Kocham Cię, Eksponacie! http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/ http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/#comments Wed, 24 Jul 2013 13:03:11 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4823 czytaj więcej]]> Obozowe tanga, romanse w pustych biurach po godzinach pracy, wakacyjne miłości… lato jest wyjątkową porą jeśli idzie o zakochanych. Czy ma się to jakkolwiek do działań muzeów, oprócz tego, że randki stają się jeszcze silniejszą niż zwykle konkurencją dla muzealnych wizyt? (swoją drogą, aż się prosi, by muzea czasem zapraszały do siebie na randki). Czego możemy się nauczyć od zakochanych, aby wzmocnić choć trochę intensywność muzealnych przeżyć i poziom zadowolenia naszych gości… zakładając na wstępie, że muzeum nigdy aż tak bardzo nie odurzy i nie zawróci w głowie, nie dostarczy tak ekstremalnej satysfakcji, jaką dać może zakochanie. Dlaczego?

Bo to jest coś najważniejszego na całym świecie. Wyjątkowy prezent. To jest coś prywatnego. To jest coś, co powstaje pomiędzy. To jest coś bez wątpliwości. To jest przeżycie o ogromnej intensywności: doceniające, wyjątkowe, osadzające w chwili (a nie tylko w długim trwaniu), dodające energii. Wzmacnia marzenia, budzi tęsknotę, daje siłę do działania, nadaje niespotykanej mocy prostym przyjemnościom… Czy może to brzmieć choć trochę jak opis muzealnego doświadczenia?

all you need is love

Co najmniej kilka elementów tego amatorskiego opisu zakochania powinno zabrzmieć znajomo w kontekście kreowania muzealnych doświadczeń. Po pierwsze, dobra wizyta ma charakter tożsamościowy: to znaczy, że dowiadujemy się czegoś istotnego o sobie, o nas, o świecie, w którym żyjemy. To doświadczenie, w przypadku zakochania, jest jednak z zasady doceniające, bez wnoszenia zastrzeżeń: tutaj chodzi o pełną akceptację drugiego człowieka, właśnie takiego, jaki jest, bez konieczności zmian ani… przygotowania się do przyjścia do muzeum. Po drugie, fenomen zakochania opiera się na tym, że jest to budowanie pewnej mocnej relacji. I najważniejsze jest w niej spotkanie (to, co „pomiędzy”, nie np. wiedza).

Mówienie o muzeach jako o przestrzeniach spotkań i budowania relacji jako o miejscach tożsamościowych prowadzi logicznie do ponownego przemyślenia funkcji eksponatu. Znów bardzo dobrze rolę przedmiotów widać, patrząc na zakochanych: one służą budowaniu relacji, dostają nowe znaczenia, często niezrozumiałe dla kogokolwiek innego, ale z pewnością istotne i osobiste. W muzeum eksponaty mogą wzmacniać spotkania i pomagać w tworzeniu relacji pod warunkiem, że zostaną potraktowane jako obiekty społeczne, czyli przestaną opowiadać tylko o sobie samych, więcej: nie będą tylko świadectwem dziejów ani reprezentacją podobnych sobie rzeczy. Owszem historie, które za eksponatami stoją, są kluczowe, a ich istota ma zasadnicze znaczenie, ale ostatecznie przecież nie o przedmioty chodzi, prawda?

Wreszcie trzecia kwestia, przypominająca mi często wyśmiewany koszmar brazylijskich seriali. Chodzi mi o natrętny, pojawiający się wciąż tekst „musimy porozmawiać”. Halo, czy zakochani w kółko rozmawiają o swoim związku? Tak, pewnie poświęcają mu dużo uwagi, ale przecież wpadli na siebie właśnie ze względu na to, jacy są jako ludzie: wyjątkowi, ciekawi, piękni… Muszą pewnie robić wiele rzeczy, ale raczej niekoniecznie muszą poważnie rozmawiać o swoich związkach. Muzea natomiast mają niezwykle silnie zakorzenioną potrzebę opowiadania o sobie, a także o muzealnictwie, zapominając o tym, że są częścią świata, który pomagają nam zrozumieć, przy okazji interpretując jakiś jego fragment. No więc tak, jak wcale nie musimy bez przerwy poważnie rozmawiać „o nas”, tak samo muzea nie muszą epatować mnóstwem informacji o sobie i muzealnictwie. Zgadzam się, że to jest ważne, aby rozmawiać o tym, czym muzea są i czym mogą się stać. Ale czy ktoś sądzi, że to jest główny powód, dla którego przyjdą do nas goście?

Rozumiem, są pewnie granice, których nie da się przekroczyć, jeśli muzea mają nadal być sobą. Ale czy możemy zamarzyć sobie, przy okazji tego lata, że na jakiś czas będą oferować więcej przygód i suspensu, a mniej bezpieczeństwa, przewidywalności i rutyny, że się tęskni, że to nie jest źle, że się tęskni, że nie wszystko jest wypowiedziane do bólu, że wzmacniamy wolność, a nie działamy autorytarnie…

Jasne, nie ma co konkurować z miłością. Ale coś w tym temacie możemy zrobić.
Możemy otaczać (zainteresowaniem, wsparciem), a nie osaczać.
Uskrzydlać, a nie usidlać.
Jak w dobrym wakacyjnym romansie.
A kiedy on już się skończy (choć czy na pewno musi? i czy naprawdę może się definitywnie skończyć?), to nic nie będzie już takie samo, jak wcześniej. I wtedy nie musimy wcale deklarować tytułowej miłości do eksponatu, bo najważniejsi naprawdę będą ludzie i ich spotkania.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/feed/ 0
Vasamuseet – muzeum jednego eksponatu http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/ http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/#comments Mon, 07 Nov 2011 11:04:28 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3568 czytaj więcej]]> Wystawa jednego eksponatu jest możliwa nie tylko jako ćwiczenie heurystyczne.
W praktyce może być to ekspozycja zogniskowana wokół centralnego obiektu, który odsyła do związanych z nim zagadnień oraz innych eksponatów. Tak rozumiana wystawa może być zorganizowana na zasadzie tzw. mapy myśli – techniki porządkowania zagadnień i wątków
w odniesieniu do jednej wybranej idei, problemu czy zjawiska.

Modelowy przykład wystawy jednego eksponatu można zobaczyć w najczęściej odwiedzanym szwedzkim muzeum – Vasamuseet (Muzeum Statku Waza). W tej stołecznej placówce króluje okręt Wazów, który zatonął w sztokholmskim porcie przed wyjściem
w swój dziewiczy rejs 10 sierpnia 1628 roku. Stało się to tuż po ceremonii z udziałem najwyższych państwowych dostojników, na oczach tłumnie zgromadzonych mieszkańców Sztokholmu. Niedoszły postrach Bałtyku wywrócił się w pogodny dzień pod wpływem silniejszego podmuchu wiatru. W 1961 roku galeon został wydobyty, odsłaniając badaczom   i zwiedzającym „nienaruszony kawałek XVII wieku”.

Dziś zwiedzający mogą oglądać królewski statek z wielu perspektyw: zarówno z wysokości dna kadłuba, jak i drugiego piętra. Mogą również przyglądać się z bliska detalom i oddalać się na odległość umożliwiającą ogarnięcie wzrokiem sylwety kolosa. Centralny obiekt organizuje wystawę nie tylko przestrzennie, ale i treściowo. Ekspozycja, niczym gigantyczna mapa myśli, pozwala zwiedzającym na spacer wokół galeonu i odkrywanie różnych tematów
i zagadnień związanych z okrętem. Przykładowo, spacer do części wystawy mieszczącej się pod kadłubem statku umożliwia zobaczenie na żywo prac konserwatorskich i poznanie osiągnięć i problemów związanych z renowacją okrętu. Przechadzka w okolicy lewej burty pozwoli poznać szczegóły dotyczące XX-wiecznej akcji wydobycia żaglowca
na powierzchnię (a niedaleko mieści się prezentacja XVII-wiecznego dzwonu do nurkowania). Natomiast w okolicy rufy wyjaśniono tajniki i techniki dekorowania okrętu oraz znaczenia wybranych zdobień. W jeszcze innym miejscu można znaleźć wątki społeczno-polityczne – reakcję władz i stosunek mieszkańców Sztokholmu do tej katastrofy.
Znajdziemy tu „trop polski” – po katastrofie pojawiały się hipotezy, że za zatonięciem galeonu mogli stać polscy dywersanci, a nie prawa fizyki, których nie znano lub nie uwzględniono w ambitnym projekcie okrętu Gustawa Adolfa… Zwiedzając Muzeum Statku Waza, poznajemy nie tylko Eksponat, ale również, do pewnego stopnia, XVII-wieczną Szwecję, jej ambicje widocznew nawiązaniach do państwa rzymskiego obecnych w zdobieniach okrętu oraz ówczesny stosunek do sąsiadów, geopolitycznych konkurentów, ucieleśniony w figurze sumiastego Sarmaty uwiecznionego w niezbyt godnej i wygodnej pozycji. Dowiadujemy się również, jak żyli i wyglądali mieszkańcy XVII-wiecznego Sztokholmu, mamy możliwość spojrzenia prosto w twarz zrekonstruowanym popiersiom członków złogi statku.

Flickr is currently unavailable.

Muzeum nie epatuje nowoczesnymi technologiami. Tradycyjne środki ekspozycyjne (np. miniaturowy model statku, gabloty z eksponatami, teksty z komentarzami), uzupełniają
tu użyte z wyczuciem narzędzia cyfrowe (np. interaktywne stanowiska komputerowe
do obliczania stateczności okrętu, 3D mapping rekonstruujący i wyjaśniający znaczenia zdobień na rufie). Wyważony dobór narzędzi ekspozycyjnych i czytelność treści prezentowanych na wystawie zostały osiągnięte dzięki jednemu centralnemu eksponatowi, który przyczynił się do uporządkowania muzealnej przestrzeni oraz sposobu rozmieszczenia
i prezentowania treści.
Warto pomyśleć o wystawie jednego eksponatu jako ciekawej metodzie tworzenia koncepcji i scenariuszy wystaw.

 

]]>
http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/feed/ 0
Muzeum na szlaku kulturowym http://muzeoblog.org/2011/07/10/muzeum-na-szlaku-kulturowym/ http://muzeoblog.org/2011/07/10/muzeum-na-szlaku-kulturowym/#comments Sun, 10 Jul 2011 10:26:41 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2960 czytaj więcej]]> Rosnąca popularność szlaków kulturowych sprawia, że należy pomyśleć o muzeach, jako o części oferty budowanej w ramach tych zintegrowanych produktów turystycznych. Tym bardziej warto przyjrzeć się temu tematowi, że w Europie odchodzi się aktualnie od tradycyjnej, przyjętej przez ICOMOS definicji szlaku kulturowego, gdzie fizycznie istniejąca droga, bądź pamięć o faktycznie istniejącym szlaku była dla szlaków kulturowych elementem sine qua non (stosowna konwencja została podpisana w 2008 r w Quebecu). Współczesne podejście do szlaków kulturowych używane obecnie we Wspólnocie Europejskiej bliższe jest zdecydowanie narratywistycznemu, gdzie ponadnarodowe klastry współpracy biorą udział w konstruowaniu stosownych ram interpretacyjnych, umożliwiających wybudowanie wiodącej narracji „wzdłuż” odpowiednio wyznaczonych tematów.

Potencjał narracyjnych szlaków kulturowych jest ogromny. Tym, co w istocie łączy je nadal z prototypem szlaków kulturowych, jest linearność doświadczenia. Z punktu widzenia turystów szlaki udostępniają bowiem pewną określoną sekwencję doświadczeń (niekoniecznie miejsc!), która może, ale wcale nie musi być związana z linearnie zdobywaną przestrzenią. Właśnie element partycypacji w zdarzeniu, a nie jednostronna percepcja, sprawiają, że kluczowym wymiarem -nazwijmy to- przemierzania drogi jest przeżycie. Linearność doświadczenia zaś odnosi się bardziej do ustrukturyzowania podróży, co znacząco odróżnia ją od opartego na fragmentaryczności doświadczenia rzeczywistości podstawowej budującej potoczność dnia codziennego.

Skoro, jak sądzę, linearność doświadczenia jest kluczowa dla formuły szlaku kulturowego, warto przyjrzeć się temu, jak może się ona ujawniać w zetknięciu ze środowiskiem muzealnym, które przede wszystkim potrzebne jest dla budowania i wzmacniania wiodącej narracji. Zanim przedstawię dwa zasadnicze walory semantyczne obecności muzeum na szlaku chcę przedstawić prosty przykład możliwości interpretacyjnych, jakie można uzyskać przy podstawowym kategoryzacyjnym zabiegu stosowanym w muzealnictwie, mianowicie poprzez podstawowy opis obiektu. (Kolekcja, która bywa czasem uznawana za podstawowa jednostkę analizy w muzealnictwie, może być analizowana nieco inaczej, jako, ze sama stanowi pewną oś interpretacyjną.)

Wyobraźmy sobie, że mamy dwa nagie, grunwaldzkie miecze. Stoją w stosownym uroczystym i pełnym powagi ekspozytorze, w muzeum związanym – powiedzmy- z Grunwaldem. Ze względu na swój emblematyczny charakter zostały nieco oddalone od pozostałych eksponatów, aby zwiedzający mogli oddać im należytą uwagę. Owe dwa znaczące kawałki metalu mogą stać się elementem bardzo wielu linii narracyjnych. Na pierwszą myśl przychodzą co najmniej: historia polskiego oręża i największych bitew, zabytki dawnego rękodzieła, polski film powojenny, europejska ekspansja Krzyżaków, szlak Henryka Sienkiewicza, okolice Grunwaldu w historii i anegdocie itd… To co jest najistotniejsze w tym przykładzie to fakt, że interpretacji podlega faktycznie nie całe muzeum, w którego kolekcji znajdują się miecze, ani też kolekcja, tylko wyabstrahowany z tego kontekstu obiekt.

W ten sposób nie tylko miecze, ale wraz z nimi muzeum i miejscowość, w którym ono się znajduje, zostają włączone w narrację nieoczywistą, dodatkową i uzasadniającą wielokrotny powrót do muzeum- pod różnymi pretekstami.

Istnieją oczywiście muzea, które w całości mogą znaleźć się w zasadniczej linii interpretacyjnej szlaku kulturowego. Dzieje się tak na przykład w przypadku szlaków biograficznych. Europejski Szlak Mozarta zawiera, rzecz jasna, zmuzealizowane domy związane z życiem kompozytora.

Nie zawsze jednak podejście, w którym dla zbudowania narracji wiodącej szlaku, wybiera się pojedyncze eksponaty z wybranych kolekcji muzealnych, cieszy się aprobatą muzealników. Chcieliby oni często widzieć muzea jako całości, z których nie można w uprawniony sposób „wyciągnąć” dla doraźnej potrzeby pojedynczych eksponatów. Twierdzę, że takie całościowe podejście ma ogromne zalety w trosce o funkcjonowanie muzeów, jednak wielokrotne udostępnianie tego samego eksponatu wyłącznie do celów interpretacyjnych może przynieść naprawdę dobre skutki. Nawet jeżeli sama wizyta w muzeum będzie „jedynie” skutkiem ubocznym pierwotnie powziętego zamiaru obejrzenia – powiedzmy- dwóch mieczy.

Ponadto muzeum włączając swój autorytet w większe narracje wzmacnia go, a same szlaki kulturowe zyskują dzięki temu poważną legitymizację, jakiej może udzielić instytucja muzealna. Wreszcie, co niezwykle istotne, muzea prezentują się w takim kontekście nie jako skoncentrowane na sobie placówki wyjaśniające przede wszystkim swoje własne historie, a jako otwarte ośrodki wiedzy, które przyczyniają się do wyjaśniania cywilizacji i globalnych trendów, czy też wreszcie wpisują się w dyskurs tożsamościowy, który, jak mało co dotyczy bezpośrednio każdego człowieka.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/07/10/muzeum-na-szlaku-kulturowym/feed/ 0
Jestem Lucy, miło mi. http://muzeoblog.org/2011/03/28/jestem-lucy-milo-mi/ http://muzeoblog.org/2011/03/28/jestem-lucy-milo-mi/#comments Mon, 28 Mar 2011 12:57:42 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2688 czytaj więcej]]> Nie, nie, wcale się nie przedstawiam czytelnikom w obcym języku. Z przyjemnością prezentuję dziś za to jeden tylko eksponat… czy może raczej trzeba powiedzieć zespół eksponatów? Parę? A może osobę? wykopalisko? zwłoki?

Oto Lucy, znana niektórym jako najstarsza mieszkanka naszej planety. To znaczy… najlepiej zachowana? najlepiej odkopana? ważna dla ewolucji? stara, bo dawno żyła, czy stara, bo wiekowo umarła?

Naturalnym środowiskiem jest dla Lucy obecnie w Muzeum Historii Naturalnej w Genewie, choć naprawdę pochodzi z okolic Etiopii. Otaczają ją różne wypchane zwierzęta, szkielety i kości, inscenizowane biotopy, i różne obrazki przyrodnicze. Lucy jest najbardziej ludzka z tej grupy, choć należy do dyskursu przed-historycznego. W takich sytuacjach często, aby przybliżyć eksponat czy temat publiczności, wykorzystuje się anegdotę związaną z odkryciem lub prowadzeniem prac naukowych. Tutaj rolę tę spełnia ścieżka dźwiękowa, nagrana w pierwszej osobie (Jestem Lucy…) uruchomiana przyciskiem przez zwiedzającego. Słyszymy wtedy pierwsze dźwięki przeboju Beatlesów „Lucy in the sky with Diamonds”, piosenki, której „słuchali archeolodzy, gdy prowadzili prace wykopaliskowe”. Lucy to zrekonstruowana na podstawie tych prac figura, wykonana z trwałego materiału i ustawiona bez barierek w przestrzeni muzeum. Można więc stanąć obok niej, porównać się i dotknąć, na przykład jej dziwnego czoła. Ta Lucy-figura stoi na przeciwko „własnego” szkieletu, autentycznych kości zaaranżowanych w szklanym ekspozytorze, gdzie znajdują się ponadto szczegółowe komentarze i wyjaśnienia.

Na co warto zwrócić uwagę? Po pierwsze Lucy jest przykładem tzw. highlighte’u, czyli wybranego eksponatu, który jest ważny dla całej wystawy, a czasem ją wręcz reprezentuje. Po drugie eksponat przedstawia się sam- narracja w pierwszej osobie jest udanym, sprytnym zabiegiem przybliżającym eksponat gościom. Po trzecie anegdota połączona jest z rozpoznawalną linią melodyczną, która na trwale łączy się zwiedzającym w głowie nie tylko z Lucy, ale i z całym muzeum. Oczywiście, wykorzystując prawo cytatu, muzeum użyło wyłącznie pierwszych dźwięków. Wreszcie kwestia dopowiedzenia. Szkielety, podobnie jak niekompletne skorupy, nie znaczą wiele dla laików, mimo, że często mają wielka wartość dla specjalistów. Dlatego warto pokazać jeden eksponat na różne sposoby – takie pozorne powtórzenie daje szansę na zapamiętanie treści. A sam zabieg polegający na nadaniu imienia jest w ogóle dobrym sposobem przybliżenia eksponatów niemych, abstrakcyjnych, lub gubiących się wśród masy bardzo podobnych do siebie rzeczy. Lucy dostaje dzięki temu swoja historię i możemy, jak w piosence, wyobrazić ją sobie i ten obraz zachować na dłużej.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/03/28/jestem-lucy-milo-mi/feed/ 0