Muzeoblog » Przestrzeń http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Opowieści o drodze: wirtualnie i realnie http://muzeoblog.org/2013/03/11/opowiesci-o-drodze-wirtualnie-i-realnie/ http://muzeoblog.org/2013/03/11/opowiesci-o-drodze-wirtualnie-i-realnie/#comments Mon, 11 Mar 2013 15:35:27 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4554 czytaj więcej]]> Gdy mamy do czynienia z ogromem abstrakcyjnych treści, czy jest coś lepszego i bardziej porządkującego niż dobra metafora?
Popularność metafory narracyjnej, w której dziedzictwo (także wystawa) jest opowieścią, może wynikać z jej dużej wartości praktycznej przy konkretnych realizacjach muzealnych. Przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy trzeba wybrać jakieś treści i ich nośniki z dużego, trudno ogarnialnego zasobu.
Jeśli, zgodnie z duchem partycypacji, zależy nam na włączaniu gości w wizytę, myślimy o ekspozycjach nie tylko jako o „historiach” do opowiedzenia, a o gościach, jako o tych, którzy będą chcieli ich wysłuchać. Zachęcimy jeszcze gości, aby dodali swoje opowieści do muzealnych.
Aby to się powiodło, zapraszamy do wyruszenia w drogę. Muzeum może stać się dla zwiedzających przestrzenią przemiany, a spacer po wystawie dostarczyć ważnych informacji o sobie. Być może po drodze, jak w baśniowej wyprawie po skarb, będą musieli zmierzyć się ze swoimi słabościami, pokonać jakieś przeszkody, a wreszcie osiągnąć cel wyprawy i powrócić do domu. Wartość metafory narracyjnej, a dokładniej próba wyobrażenia sobie wystawy jako opowieści drogi, jest bardzo przydatna w tworzeniu koncepcji i scenariuszy wizyt w muzeum. Opowiadacze tradycyjnych historii porównują czasem opowieść do naszyjnika: jeden po drugim nanizujemy korale na sznurek, aż się skończy i naszyjnik będzie gotowy. To, jakie wybierzemy korale, zależy od tego, co jest dostępne, od potrzeb i od wyobraźni autora. Podobnie myśląc o ekspozycji, możemy wyobrazić sobie różne ścieżki interpretacyjne: tak jak różne naszyjniki mogą powstać, gdy wybierzemy różne korale. W muzeum mamy do wyboru eksponaty oraz treści, działamy aranżacją i środkami angażującymi zmysły, rzucamy wyzwania (pomyśl! zrozum!) i dajemy nagrody (satysfakcja z zakończonej wyprawy). Możemy też pozostawić wolność zwiedzającym: niech oni sami tworzą własne naszyjniki, swobodnie znajdując kolejne koraliki.
W wirtualnych muzeach, gdzie dysponujemy innymi niż w rzeczywistych środkami, zastosowanie metafory narracyjnej również okazuje się pożyteczne. W pracach nad współtworzonym przez Dynamikę Ekspozycji portalem Wirtualne Muzea Małopolski, wykorzystujemy je co najmniej na dwa sposoby. Po pierwsze zaprosiliśmy ekspertów i pasjonatów z różnych dziedzin, aby zabrali gości WMM na wyprawy, w których będą przewodnikami i przewodniczkami. I tak oprowadzają nas ścieżką: szyfrów, dźwięków, emancypacji, militariów… Można nią podążyć od wstępu aż do puenty.
W odróżnieniu od takich osobistych interpretacji, w innym dziale WMM poświęconym temu, do czego poza zwiedzaniem mogą zachęcać i inspirować muzea, zapraszamy użytkowników do podążenia ścieżkami, na których mogą nabyć nowe kompetencje. Muzeum występuje tutaj jako centrum inspiracji i wiedzy, miejsce stymulujące do odkrywania świata, ma być początkiem nowych wypraw.
Ścieżki kompetencyjne są innowacyjnym przedsięwzięciem w muzealnictwie. Wykorzystujemy w nich metodykę nauczania bazującego na kompetencjach, w której istotny jest przede wszystkim proces nabywania umiejętności samodzielnego uczenia się oraz trwała zmiana postaw, a nie wyłącznie przyswajanie wiedzy. Dlatego na przykład w wirtualnej ścieżce kompetencyjnej wspomagającej „czytanie krajobrazu”, gdzie punktem wyjścia jest jeden z pejzaży miejskich Juliana Fałata digitalizowany w ramach WMM, zachęcamy do innego spojrzenia na otaczającą przestrzeń. Pokazujemy, jak samodzielnie można na nowo zobaczyć miejsce, do którego mogliśmy już na dobre przywyknąć. Innym przykładem może być ścieżka pod tytułem „Co to jest styl?”, gdzie zamiast wskazywać różnice między stylami w architekturze, dostarczamy konkretnych narzędzi interpretacyjnych i proponujemy przeprowadzenie własnych obserwacji. Nie wyciągamy wniosków, a raczej inspirujemy do stawiania pytań.
Bo muzeum ma inspirować do odkrywania świata. Autorzy dzieł, które w muzeach się znalazły, byli niejednokrotnie ludźmi pasji, a efekty ich odkryć mogą przydać się każdemu, kto jest gotów, do podążania własną ścieżką.
W WMM będzie wreszcie miejsce na historie, prezentowane przez zawodowych opowiadaczy. Nie zdradzając zbyt wiele, powiem tylko, że liczymy, że dzięki radom, jakimi dzielą się na portalu, powstanie wiele nowych opowieści, których początkiem staną się muzealne eksponaty.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/03/11/opowiesci-o-drodze-wirtualnie-i-realnie/feed/ 0
Moving Types – Letters in motion, relacja z wystawy http://muzeoblog.org/2012/10/29/moving-types-letters-in-motion-relacja-z-wystawy/ http://muzeoblog.org/2012/10/29/moving-types-letters-in-motion-relacja-z-wystawy/#comments Mon, 29 Oct 2012 13:57:01 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4446 czytaj więcej]]> Niewielkie białe sześciany promieniują światłem. Zawieszone na cieniutkich stalowych linkach zdają się lewitować nad podłogą galerii. Na każdym kubiku umieszczony jest, przypominający małą szachownicę kod QR. Zwiedzający patrzą jednak nie na kostki, a w ekrany I Padów. Każdy z widzów przed wejściem na wystawę dostaje tablet. Kamera I Pada sczytuje kody z kostek. Każdy z kodów uruchamia inne nagranie na ekranie tabletu.
Moving Types Moving Types Moving Types Moving Types sharing point Moving Types media entwicklung Moving Types Moving Types

Ekspozycja Moving Types jest poświęcona dość trudnemu do ścisłego zdefiniowania zagadnieniu „typografii w ruchu”. Zostały tutaj zebrane przykłady „wprawiania liter w ruch”. Zebrane nagrania prezentują zarówno takie przypadki jak czołówki filmów, reklamy, animacje czy klipy muzyczne z motywami typograficznymi, ale też różnego rodzaju instalacje i działania z pogranicza sztuk również wykorzystujące liternictwo.
Ten szeroki zbiór treści jest tak charakteryzowany na stronie WWW wystawy.

In addition to short films, children’s films, title sequences, closing credits, and films clips, such as excerpts from “Winnie the Pooh”, “Sesame Street”, and “Delicatessen” or the Oscar-winning short film “Logorama”, the exhibition also presents computer-animated, three-dimensional “lifeworlds” with texts floating in space as virtual explanations. Moving Types features works of more than 300 international artists and designers, such as Oskar Fischender, Muriel Cooper, Gary Hill, Ludovica Houplain, Matthias Zentner, and Alex Gopher.

Między kostkami
Przestrzeń wystawy jest niezwykle prosta, niemal sterylna. Jej główne treści – materiały filmowe zostały w pewnym sensie ukryte, widoczne są tylko na ekranach tabletów – po zeskanowaniu kodu z kostki. Opisujące je treści sprowadzono do minimum: na kostkach, obok QR kodów, widoczny jest tylko tytuł pracy i data jej powstania. Jedyne dodatkowe informacje to tytuły opisujące szerokie zbiory kostek – filmów: reklama, instalacja, film, wideoklip, komunikacja wizualna… Te hasła zostały umieszczone na postumentach poniżej chmury kostek. Opórcz filmów, jako dopowiedzenie, kontekst dla ich ekspozycji, na wystawie znalazły się: wywiady video z projektantami i krótka prezentacja dotycząca najważniejszych momentów w historii rozwoju mediów.
Doświadczenie zwiedzania kształtowane przez taką formę wystawy przypomina przeglądanie albumu typu coffee table – raczej kartkowanie niż uważne studiowanie: uwaga zwiedzających chwilowo zatrzymuje się na oderwanych od siebie treściach, które krążą wokół jednego tematu. Kuratorzy dokonali pewnego wyboru z szerokiego zakresu treści związanych z tematem, jednak zebranych informacji jest na tyle dużo (280 filmów), że ostatecznie to każdy zwiedzający tworzy swoją własną ścieżkę. Wykorzystana do przeglądania treści wystawy technologia znakomicie to ułatwia: urządzenie zapamiętuje filmy, które już widzieliśmy, pozwala je przeglądać po tytułach i datach i według przyjętych na wystawie kategorii. Po zwiedzeniu wystawy można pobrać specjalny kod, pozwalający uzyskać dostęp do listy przeglądanych filmów ze strony wystawy.
Zwiedzanie ma też pewien wymiar doświadczenia wspólnego. Ubogie opisanie treści i ich ilość, sprawiają, że chętnie zaglądamy innym przez ramię, żeby zobaczyć, co ciekawego znaleźli. Osoby, które zwiedzają w grupach, pokazują sobie nawzajem swoje znaleziska. Ciekawym zabiegiem, podkreślającym ten aspekt wystawy jest sharing point. Można tu wyświetlić wybrany przez siebie film na dużym ekranie. W ten sposób można wygodnie pokazać video innym lub po prostu przyjrzeć mu się bliżej. Przyjęty sposób prezentacji zdaje się odpowiadać nawykom konsumpcji treści kształtowanym przez sieć WWW: wyrywkowe przeglądanie, zapisywanie zakładek – do zobaczenia później, natychmiastowe dzielenie się treścią – pokazywanie swoich znalezisk innym. Takiemu oddziaływaniu sprzyja przyjęta forma – treści zaszyte w QR codach i tablet jako „przyrząd do zwiedzania”.

Diabeł tkwi w interpretacji
Warstwa interpretacyjna treści na wystawie prawie nie istnieje. Wystawa nie wychodzi poza gromadzenie i (atrakcyjną jednak) prezentację treści. Przyjęte ogólne kategorie jedynie porządkują treści, podobnie jak chronologia ich prezentacji, ale nic nie wnoszą do rozumienia. Autorzy wystawy nie pokusili się o interpretację tematu „liter w ruchu” – z wystawy nie dowiadujemy się, dlaczego ten problem jest ważny? Podobnie zabrakło tu poziomu aktualizacji: wystawa nie wyjaśnia, czego poprzez tą prezentację można dowiedzieć się o współczesnej typografii? Ekspozycja służy więc głównie przeglądowi, prezentacji zbioru filmów. Przy bogactwie użytych środków wystawienniczych może wydawać się to za mało ambitnym podejściem.
Inny zarzut może dotyczyć tej cechy wystawy, która może być też jej atutem: uniwersalność. Wystawa Moving Types wydaje się przede wszystkim bardzo sprawnym i wszechstronnym „systemem wystawienniczym” wykorzystującym (jeszcze) nowe technologie. Innymi słowy, można dość łatwo wyobrazić sobie, że kody z kostek odwołują do innych niż typografia treści, bez szkody dla spójności całej prezentacji. Atrakcyjna warstwa wizualna wystawy pozostaje w dość odległym związku z jej treścią.
Podsumowując, Moving Types to bardzo sprawna prezentacja trudnej treści – ogromnej liczby bardzo różnorodnych filmów. Wystawa jest ciekawa estetycznie i tworzy atrakcyjną przestrzeń. Jej zwiedzanie sprawia przyjemność – pomaga w tym przemyślane użycie technologii. Ekspozycja balansuje jednak na granicy pewnej pułapki: można odnieść wrażenie, że z atrakcyjnie wyeksponowanych treści niewiele wynika. Brak interpretacji sprawia, że wystawa oferuje doświadczenie oparte głównie na frajdzie z oglądania filmików, a na poziomie komunikatu pozostaje konstatacją, że istnieje takie zjawisko jak czcionka w ruchu.
Wystawę Moving Types mozna oglądać do 25 listopada w Galerie Prediger Museum
w Schwäbisch Gmünd

Wystawa powstała we współpracy Hochschule für Gestaltung Schwäbisch GmündMuzeum Gutenberga w Mainz

Wystawa Moving Types otrzymała prestiżową nagrodę Red Dot Design Award.

Oficjalne wideo o wystawie:

Moving Types – Letters in Motion EN from Moving Types on Vimeo.

Fot: Piotr Idziak

]]>
http://muzeoblog.org/2012/10/29/moving-types-letters-in-motion-relacja-z-wystawy/feed/ 0
Manggha: dobra gra terenowa w muzeum http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/ http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/#comments Wed, 16 May 2012 08:00:59 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4231 czytaj więcej]]> Podczas gdy naród grillował i debatował nad tym, czy oficjalna piosenka na Euro zaczaruje tę imprezę w złotą kurę, w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha miało miejsce wydarzenie ze wszech miar warte uwagi. Japoński dzień dziecka – impreza odbywająca się co roku – tym razem miała zupełnie nową odsłonę.

Zamiast wyczekiwanych przez stałych bywalców imprezy „konkursów z nagrodami od sponsorów”, organizatorzy zdecydowali się na przygotowanie bardzo dobrej gry terenowej, wydarzenia, które nie jest wcale najprostszym sposobem na imprezę otwartą. Jak im się to udało?

Zacznę od wyliczenia kilku rozwiązań, które zawsze sprawdzają się w tego typu przedsięwzięciach. Po pierwsze, priorytetowo i podmiotowo została potraktowana zarówno przestrzeń muzeum, jak i jego otoczenie. Zaaranżowano kilka odrębnych, oddalonych od siebie stanowisk warsztatowych. Pozwoliło to na sformułowanie różnych zadań, w których można było nabyć nowe umiejętności, a ponadto było dobrym sposobem pokierowania tłumem – udało się uniknąć „korków”. Wszystkie miejsca zostały umieszczone na mapie, która była jednocześnie planszą gry oraz kartą zadań. To ładnie przygotowane, kolorowe wydawnictwo miało też miejsce na wpisanie imienia uczestnika gry, a także pozwalało na wypełnianie odpowiednich pól tak, aby trzeba było zmieniać miejsca, a nie wymyślać rozwiązania z głowy.

Gra dotyczyła muzeum: zarówno jego tematyki głównej, czyli kultury japońskiej, jak i wystawy czasowej, czyli góry Fuji. Dzięki temu była grą wyjątkową, okolicznościową interpretacją przestrzeni. Organizatorzy nie zawahali się umieścić w scenariuszu zabawy pewnych popularnych atrakcji związanych z tematem Japonii, takich jak origami czy smakowanie herbaty, o których można by przypuszczać, że są już wykorzystane nad miarę. Otóż nie są, a okazja rodzinnej wizyty w muzeum jest bardzo dobra, żeby zaprosić gości do takich zajęć. Dzięki temu mamy wrażenie, że nie tylko dostajemy coś szczególnego, dostępnego tylko teraz (aktywności związane z wystawą o górze Fuji), ale także coś po prostu wartego doświadczenia.

W grze wykorzystano pieczątki. Ogromna popularność i atrakcyjność pieczątek jest dla mnie zawsze pewną zagadką, ale jakoś się tak dzieje, że pieczątki się zawsze sprawdzają w questingach i innych grach. To są nagrody za wykonanie zadania. Można je dostać na dowód wykonanego wysiłku. Są pamiątką.

W grze, o której tutaj piszę, finałem było własnoręczne wykonanie okolicznościowej torby – co także współgrało z dominującym tematem. To bardzo dobry pomysł: wiadomo, że jeśli włoży się wysiłek w przygotowanie czegoś samodzielnie, to nagroda będzie znacznie cenniejsza. Wysiłek nie powinien być jednak za duży i tutaj tak właśnie było.

A potem, z torbą w ręku, spotkały nas jeszcze dwie dodatkowe przyjemności, które – jak dla mnie – powinny być obowiązkowymi punktami wszystkich imprez dla dzieci: poczęstunek i loteria. Małe soczki w kartonikach i drożdżówki nie są dużym kosztem dla organizatorów, a bardzo, ale to bardzo wzmacniają poczucie satysfakcji gości. Loteria jest dobrym zakończeniem imprezy, ale warto, według mnie, zadbać o to, żeby każdy los wygrywał. Oczywiście najważniejsza nie jest sama wartość fantów, a raczej sam szczęśliwy traf i poczucie, że wylosowało się nagrodę. (W ogóle mam wrażenie, że gry terenowe są dlatego tak dobrą formą spędzania wolnego czasu, że pozwalają dorosłym na posmakowanie pewnych zapomnianych przyjemności z dzieciństwa.)

Wreszcie kwestia biletu. Bardzo mi się podobało, że gra nie była za darmo. To jest znak dla muzeów i innych instytucji kultury, że można postawić na organizowanie imprez na poziomie, w których pracują zatrudnieni na tę okazję ludzie (być może wolontariusze?), przygotowane są wydawnictwa i zakupiono materiały umożliwiające realizację warsztatów. Nie wiem, czy impreza sama się sfinansowała – pewnie nie. Tak czy siak, wpływy ze sprzedaży biletów rodzinnych w cenie 25 złotych z pewnością pomogły w realizacji tego udanego przedsięwzięcia.

]]>
http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/feed/ 0
Szlak Nowej Przygody w Zabytkowej Kopalni Soli w Wieliczce http://muzeoblog.org/2011/12/13/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-w-wieliczce/ http://muzeoblog.org/2011/12/13/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-w-wieliczce/#comments Tue, 13 Dec 2011 14:57:10 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2904 czytaj więcej]]> W marcu 2011 firma Eskadra Marketplace zaprosiła Dynamikę Ekspozycji do współpracy przy projektowaniu „Szlaku Nowej Przygody” – trasy turystycznej przebiegającej po nieudostępnianych dotąd zwiedzającym chodnikach w Zabytkowej Kopalni Soli „Wieliczka”

Szlak Nowej Przygody Wieliczka

Praca nad podziemnym szlakiem była kompleksowa. Obejmowała zarówno interpretację przestrzeni kopalni, jej aranżację i zaprojektowanie doświadczeń zwiedzających.
Przestrzeń, którą ma obejmować „Szlak Nowej Przygody” określiliśmy po wstępnym rozpoznaniu, jako atrakcyjną przez autentyczność. Schodząc pod ziemię można się tam poczuć jak w czasach, kiedy kopalnia wciąż była eksploatowana. Nie ma tam atrakcji na miarę tych znanych z istniejącej w Wieliczce trasy turystycznej. Jest za to ciemno, trochę mokro, można napotkać dawne i współczesne narzędzia, maszyny i kopalniany złom… Wszystko to, w połączeniu z możliwością zaglądania przez specjalne szyby na niższe – „turystyczne” pokłady kopalni, daje poczucie bycia „za kulisami”, „poza szlakiem” – w tajemniczej przestrzeni otwierającej się za znakiem ostrzegawczym: „Wstęp tylko w obecności przodowego”…

Projektując doświadczenia zwiedzających postanowiliśmy wzmocnić te doznania.
W naszym projekcie zwiedzający schodzą do kopalni jak górnicy. Przed zejściem są wyposażani w prawdziwy górniczy ekwipunek, ubierają specjalne stroje, przechodzą niezbędne procedury. Są instruowani co do zasad bezpieczeństwa i informowani o zagrożeniach w kopalni. Schodzą pod ziemię pod opieką przewodnika – przodowego.

Zgodnie z wypracowana koncepcją, podczas przejścia trasy zwiedzający stają się swego rodzaju praktykantami, których przodowy wprowadza w tajniki górniczego fachu. Pod ziemią wykonują zadania, przeprowadzają doświadczenia i przeżywają przygody, które pozwalają im poznać warunki pracy w kopalni, nabyć wiedzę i umiejętności związane z fachem górniczym. Posługują się przy tym prawdziwymi narzędziami, wykonują prace i stawiają czoło symulowanym, ale realnym zagrożeniom…

Pogłębieniu doznań zwiedzających, obok narracji, ma służyć też aranżacja wystawy. Zgodnie z określoną na wstępie pracy zasadą autentyczności, która ma być wartością budującą doświadczenia zwiedzających, aranżacja została zaprojektowana bardzo oszczędnie. Przyświecała jej zasada „pozostawić jak najwięcej tego co jest, wzmocnić to co najważniejsze”. Dotyczy to zarówno oświetlenia jak i zabiegów scenograficznych. Głównym źródłem światła pod ziemią mają być górnicze latarki, w które zwiedzający są wyposażani przed zejściem do kopalni. Aranżacje scenograficzne zaprojektowaliśmy tylko w miejscach, w których prezentowane są zagadnienia wymagające podkreślenia ze względu na narrację trasy, a niemożliwe do zaprezentowania w inny sposób. Dotyczy to np. scenograficznej rekonstrukcji skutków pożaru w kopalni. Zamiast tworzenia bogatych aranżacji, staraliśmy się jak najszerzej wykorzystać właściwości samej przestrzeni. Mają temu służyć także rozwiązania z zakresu narracji trasy, jak np.: kontemplacja absolutnego mroku i ciszy pod ziemią, dostarczających wrażeń na granicy deprywacji sensorycznej, czy dokonywanie przez zwiedzających prawdziwych pomiarów przy pomocy autentycznych narzędzi górniczych (mierzenie stężenia metanu, przepływu powietrza, ruchów górotworu…).

W naszym założeniu, o wyjątkowości trasy ma stanowić fakt, że pozwala zwiedzającym przeżyć autentyczne emocje i nabyć konkretną wiedzę i umiejętności związane z pracą górników.

Obecnie projekt „Szlaku Nowej Przygody” znajduje się w fazie realizacji.

Flickr is currently unavailable.

Fot: Marek Jodłowski ©

]]>
http://muzeoblog.org/2011/12/13/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-w-wieliczce/feed/ 1
Vasamuseet – muzeum jednego eksponatu http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/ http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/#comments Mon, 07 Nov 2011 11:04:28 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3568 czytaj więcej]]> Wystawa jednego eksponatu jest możliwa nie tylko jako ćwiczenie heurystyczne.
W praktyce może być to ekspozycja zogniskowana wokół centralnego obiektu, który odsyła do związanych z nim zagadnień oraz innych eksponatów. Tak rozumiana wystawa może być zorganizowana na zasadzie tzw. mapy myśli – techniki porządkowania zagadnień i wątków
w odniesieniu do jednej wybranej idei, problemu czy zjawiska.

Modelowy przykład wystawy jednego eksponatu można zobaczyć w najczęściej odwiedzanym szwedzkim muzeum – Vasamuseet (Muzeum Statku Waza). W tej stołecznej placówce króluje okręt Wazów, który zatonął w sztokholmskim porcie przed wyjściem
w swój dziewiczy rejs 10 sierpnia 1628 roku. Stało się to tuż po ceremonii z udziałem najwyższych państwowych dostojników, na oczach tłumnie zgromadzonych mieszkańców Sztokholmu. Niedoszły postrach Bałtyku wywrócił się w pogodny dzień pod wpływem silniejszego podmuchu wiatru. W 1961 roku galeon został wydobyty, odsłaniając badaczom   i zwiedzającym „nienaruszony kawałek XVII wieku”.

Dziś zwiedzający mogą oglądać królewski statek z wielu perspektyw: zarówno z wysokości dna kadłuba, jak i drugiego piętra. Mogą również przyglądać się z bliska detalom i oddalać się na odległość umożliwiającą ogarnięcie wzrokiem sylwety kolosa. Centralny obiekt organizuje wystawę nie tylko przestrzennie, ale i treściowo. Ekspozycja, niczym gigantyczna mapa myśli, pozwala zwiedzającym na spacer wokół galeonu i odkrywanie różnych tematów
i zagadnień związanych z okrętem. Przykładowo, spacer do części wystawy mieszczącej się pod kadłubem statku umożliwia zobaczenie na żywo prac konserwatorskich i poznanie osiągnięć i problemów związanych z renowacją okrętu. Przechadzka w okolicy lewej burty pozwoli poznać szczegóły dotyczące XX-wiecznej akcji wydobycia żaglowca
na powierzchnię (a niedaleko mieści się prezentacja XVII-wiecznego dzwonu do nurkowania). Natomiast w okolicy rufy wyjaśniono tajniki i techniki dekorowania okrętu oraz znaczenia wybranych zdobień. W jeszcze innym miejscu można znaleźć wątki społeczno-polityczne – reakcję władz i stosunek mieszkańców Sztokholmu do tej katastrofy.
Znajdziemy tu „trop polski” – po katastrofie pojawiały się hipotezy, że za zatonięciem galeonu mogli stać polscy dywersanci, a nie prawa fizyki, których nie znano lub nie uwzględniono w ambitnym projekcie okrętu Gustawa Adolfa… Zwiedzając Muzeum Statku Waza, poznajemy nie tylko Eksponat, ale również, do pewnego stopnia, XVII-wieczną Szwecję, jej ambicje widocznew nawiązaniach do państwa rzymskiego obecnych w zdobieniach okrętu oraz ówczesny stosunek do sąsiadów, geopolitycznych konkurentów, ucieleśniony w figurze sumiastego Sarmaty uwiecznionego w niezbyt godnej i wygodnej pozycji. Dowiadujemy się również, jak żyli i wyglądali mieszkańcy XVII-wiecznego Sztokholmu, mamy możliwość spojrzenia prosto w twarz zrekonstruowanym popiersiom członków złogi statku.

Flickr is currently unavailable.

Muzeum nie epatuje nowoczesnymi technologiami. Tradycyjne środki ekspozycyjne (np. miniaturowy model statku, gabloty z eksponatami, teksty z komentarzami), uzupełniają
tu użyte z wyczuciem narzędzia cyfrowe (np. interaktywne stanowiska komputerowe
do obliczania stateczności okrętu, 3D mapping rekonstruujący i wyjaśniający znaczenia zdobień na rufie). Wyważony dobór narzędzi ekspozycyjnych i czytelność treści prezentowanych na wystawie zostały osiągnięte dzięki jednemu centralnemu eksponatowi, który przyczynił się do uporządkowania muzealnej przestrzeni oraz sposobu rozmieszczenia
i prezentowania treści.
Warto pomyśleć o wystawie jednego eksponatu jako ciekawej metodzie tworzenia koncepcji i scenariuszy wystaw.

 

]]>
http://muzeoblog.org/2011/11/07/waza/feed/ 0
Kształt rzeczy – „Muzeum niewinności” http://muzeoblog.org/2011/10/07/ksztalt-rzeczy-muzeum-niewinnosci/ http://muzeoblog.org/2011/10/07/ksztalt-rzeczy-muzeum-niewinnosci/#comments Fri, 07 Oct 2011 21:11:51 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3388 czytaj więcej]]> Kosmopolitycznie zorientowany Orhan Pamuk jest frontmanem tureckości – jej mentalnym mieszkańcem, tłumaczem i sekundantem próby sił żywiołów wielokulturowości i europejskiego magnetyzmu. Jego powieści mówią o konfrontacji z zachodnim smokiem zaczajonym na dziewiczy spłachetek świata wcześniej liźnięty jedynie podróżami romantyków na tę „finisterrę” cywilizacji.

Trudno zaprzeczyć, że europejskie przyswajanie „orientu” było wielopokoleniową fikcją do momentu gdy Turcja zdecydowała się przejąć inicjatywę. Znacząca obecność dwudziestowiecznych emigrantów na Starym Kontyncie wymusiła bardziej uczciwą próbę zrozumienia. Pocztówki przodków i folderowe okno na świat National Geographic nabrały statusu tego, czym były od początku – niewystarczających, zachodnich klisz. Świadomy ubóstwa wizerunków Pamuk przyjął rolę ich komentatora z pokorą i skutecznością potwierdzoną poczytnością, dalej zaś Noblem. Ta równie nobliwa co niewygodna sytuacja lubi skutkować paraliżem twórczym bądź dziełem służącym głównie potwierdzeniu prestiżowego wyróżnienia. Tymczasem turecki autor wziął się w najlepsze do pisania by dać światu ryzykowne Muzeum niewinności – książkę, w której, zamiast zakleszczać między szkiełko a oko kolejną wnikliwą panoramę swoich korzeni, na 750 stronach oddaje się rozkosznym igraszkom z kiczem.

Muzeum erotyki
Na porcelitowym talerzu z wzorkiem serwuje nam osadzony w latach siedemdziesiątych, prowokująco tandetny zapis fascynacji 35letniego przedstawiciela stambulskiego establishmentu Kemala jego równie nieletnią co niemajętną kuzynką Fusun. Miłości niemożliwej, która po otwierającej tom, seksualnej erupcji prowadzi bohatera do stopniowego, celebrowanego rozwlekłym tempem, emocjonalnego i ekonomicznego uwiądu. Nie dostajemy tu, jak chcieli niektórzy, „historii obsesyjnej miłości”, lecz zapis niewinnie bezmyślnej, mieszczańskiej namiętnostki, która czyni z tekstu nostalgiczne jak ciągutki muzeum erotyki. Formę określa pierwszoosobowa narracja Kemala, dzięki któremu bohaterkę mamy przyjemność poznać wyłącznie przez ciało, którego adorator uzurpuje sobie w oczach czytelnika-zwiedzającego rolę kolekcjonera. Oprócz celebrowanych czule na pierwszych stronach kobiecych wdzięków, snujący opowieść przez gros powieści zajmuje się zbieraniem ich fetyszów układając pierwszą warstwę tekstowej muzeologii.

To gromadzenie mozolne i żmudne jak ciągnące się latami codzienne wizyty w domu rodzinnym Fusun. Tu, pomiędzy kolacją a oglądaniem telewizji, w zaciszu kurtuazyjnej rozmowy, Kemal oddaje się polowaniu na relikty utraconej fizyczności – niedopałki, serwetki, których dotykała dziewczyna, bibeloty z bawialni, wazoniki, retuszowane zamglonym spojrzeniem zdjęcia i inne rekwizyty rodem z taniej literatury kobiecej. Cały ten banał jednak niepostrzeżenie przeradza się w wunderkamerę tradycji tasującej się z zachodnią nowoczesnością. Z obsesyjnego zbieractwa wyłania się napięcie między nimi, grubo lukrowane czułością dla kiczu, wcielenia mieszczańskiej tęsknoty za przeżyciem. A to Turcja właśnie – mówi Pamuk zaklinając czas w przedmiotach, następnie moszcząc je w bastionie swojego muzeum. Kolekcja bowiem pełni w mdląco różowej powieści funkcję twierdzy obronnej czy prywatnego sejfu.

Mauzoleum tożsamości
Muzeum niewinności mówi czasem przeszłym, przy czym nie tworzy doniosłej, historyczno-socjologicznej summy dwudziestowiecznych przemian, lecz „muzeumifikuje”, usztywnia wykradane chwile, chciwie szabruje zamrożony w rytuałach tradycji czas. Nie jest to już tradycja własna, bohater, „ofiara” postępu, tkwi poza nią, w wiecznym między, stara się ukryć poczucie braku ciągłości w kompulsywnie wytwarzanej wielości. Analogicznie chorobliwa jest sama materia powieści – akcja fizjologicznie wręcz nuży, grzęźnie w miejscu lub kręci się błędnie w koło na drobiazgowo wydeptanym dywanie. Uparte zasiadanie do stołu z Fusun nie zbliża do niej Kemala, służy wyłącznie pożeraniu jej wzrokiem.

Podobnie jak dziewczynę, opowieść uprzedmiotawia w ostentacyjnie błahych skrawkach materii codzienność. Zapełnia pustymi formami pozbawione treści mieszkanie – święte miejsce niegdysiejszych schadzek, następnie zaś dom, w którym mężczyzna konstruuje muzeum. Pamuk jest antytezą Prousta; nie przywraca minionych narracji eksponatami, przeciwnie, zanim włoży je w wyszykowaną gablotę, odcina skrzętnie znaczenia od znaków czyniąc je pustymi figurami.

Blaga podwójności
Imponująco syntetyczną w Nazywam się Czerwień historię przedmiotu pisarz zastępuje historią bibelotu – substytutu, wartości naddanej, bezużytecznej, pozbawionej smaku i lekko obtłuczonej. Przyjmuje nową strategię by opowiadać wciąż o tym samym, swojej namiętności do Turcji; tym razem tandetnym romansie, którego Stambuł jest wdzięcznym obiektem. Bohaterowie i ich miasto są pozbawionym wiarygodnego trzonu zbiorem falsyfikatów. Dla Kemala autentyzm nie jest celem. Dowodzą tego wieloletnie wędrówki starzejącego się mężczyzny po świecie w poszukiwaniu podróbek – kolejnych chusteczek i popielniczek, które mają umożliwić rekonstrukcję minionego czasu, będąc w istocie jego duplikatem. Odwaga tej wizji historii polega nie tyle na jej subiektywizmie, co jawnej imitacji, trudnej do zaakceptowania nawet dla postmodernistycznego czytelnika. Tekst-muzeum nie prowadzi nas po gabinecie woskowych figur identyczności, lecz na bazar, gdzie punktuje lichotę, gładzi dłonią po jej rozchodzących się obscenicznie szwach. Szyciach, które łączą tureckie antynomie: męskość z kobiecością, matkę z kochanką, tkankę z powierzchnią, tradycyjny plusz wartości z mocną bryzą postępu, romantyczne zachodnie wzorce z twardym tureckim gruntem. Muzeum niewinności mówi o tym, że forsowana od pierwszych stron powieści „europejska” nowoczesność nie jest właściwym obliczem Turcji, lecz jej nieodzownym pozorem, maską zakładaną na bale w centrum towarzyskiej pozy, hotelu Hilton.

Niedomknięty ekspozytor
Podobnie w przypadku rozumienia przez Pamuka idei muzeum. Jest ono zarazem domem i ojczyzną, czymś osobistym i wspólnym, koniecznym rejestrem i żywą rozmową, miejscem nieustannych napięć starego z nowym. Konkluzja nie jest możliwa, próba definicji rozmywa się w wielości kierunków. Książka, muzeum i Turcja w równej mierze są hipotezą, zastygłym w potencjale zmiany procesem, zastępczym obiektem afektu. Szkicuje go bezpieczna, kiczowato-erotyczna estetyka, jednak mająca być wypełnieniem kolekcja jest już niepokojąco obsesyjna. Kemal bowiem usiłuje przywołać utracone uczucie masochistyczną czułością dla własnej tożsamości, niestety z naciskiem na własność. W efekcie mierzymy się z wąskim, osobistym punktem widzenia, który próbuje uzurpować sobie panoramiczność. Narrację określa zaborcza bierność bohatera, którego jedynym, choć niemożliwym celem jest zamknięcie ukochanej w tradycyjnych strukturach, by ją „zabezpieczyć”. Założenie to czyni relację, a za nią bardziej złożone powieściowe struktury, klasyczną, ekspozycyjną gablotą.

Należałoby zatem przyznać, że powieść jest marnym źródłem muzeologicznych rewolucji, w książce nawet bilet musi być drukowany. To jednak tylko autorska przekora, pisarz bowiem równocześnie dokonuje rewolucyjnej formalnie wolty, której nie można przeoczyć – sprowadza literaturę do kolekcji przedmiotów. Tu jednak dopiero rozpoczyna się właściwy eksperyment, Pamuk idzie znacznie dalej w dziwnym eksperymencie z materializacją fikcji i zakłada w Stambule rzeczywiste muzeum na wzór tego z książki. Samo w sobie to zdarzenie bez precedensu. Jego efekt jest tym ciekawszy, że w trakcie lektury pisarz dystansuje czytelnika do narratora, tworzy poczucie, że jego muzeum to figura niemożliwa. Zbudowanie jej modelu w trójwymiarze pewnie warte jest już Nobla w paru dziedzinach.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/10/07/ksztalt-rzeczy-muzeum-niewinnosci/feed/ 0
Prace Dynamiki: Szlak Nowej Przygody w Zabytkowej Kopalni Soli „Wieliczka” http://muzeoblog.org/2011/06/02/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-wieliczka/ http://muzeoblog.org/2011/06/02/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-wieliczka/#comments Thu, 02 Jun 2011 12:13:16 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2919 czytaj więcej]]> W marcu 2011 krakowska firma Eskadra Marketplace zaprosiła Dynamikę Ekspozycji do współpracy przy projektowaniu „Szlaku Nowej Przygody” – trasy turystycznej przebiegającej po nieudostępnianych dotąd zwiedzającym chodnikach w Zabytkowej Kopalni Soli w Wieliczce.

Praca nad podziemnym szlakiem była kompleksowa. Obejmowała zarówno aranżację przestrzeni kopalni i projektowanie doświadczeń zwiedzających. Było to dla nas niezwykłe wyzwanie, choćby ze względu na warunki w jakich pracowaliśmy (kilkadziesiąt godzin spędzonych pod ziemią!).

Przygotowywanie szlaku wymagało dogłębnej interpretacji przestrzeni kopalni. Badaliśmy w tym celu jej historię, obyczaje górników, technologie wykorzystywane przy wydobyciu soli i zabezpieczeniu chodników, a także to jak pod ziemią rozchodzi się dźwięk i jak ludzki umysł reaguje na panujące tam ciszę i mrok…

Scenariusz trasy, obejmujący zasady interpretacji, projekt aranżacji i program zwiedzania, znajduje się obecnie w fazie testów w Kopalni.

fot: Marek Jodłowski ©

]]>
http://muzeoblog.org/2011/06/02/szlak-nowej-przygody-w-zabytkowej-kopalni-soli-wieliczka/feed/ 0
Hasło? Maslow! http://muzeoblog.org/2011/02/16/haslo-maslow/ http://muzeoblog.org/2011/02/16/haslo-maslow/#comments Wed, 16 Feb 2011 05:25:10 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2585 czytaj więcej]]> Często rozpoczynając audyty instytucji muzealnych łapiemy poważny zawrót głowy wynikający z nadmiaru impulsów, jakie docierają do nas od samego początku wizyty w nowym miejscu. W DE wykorzystujemy ten pierwszy chaos, żeby uchwycić i zanotować „pierwsze wrażenie”, czyli bardzo ulotny stan zadziwienia, stawiania pierwszych pytań, czasem pierwszych obserwacji, które potem trudno już odnaleźć. Chodzi o to, że podczas tego pierwszego spotkania z miejscem doświadczamy wszystkiego wielowymiarowo: nie tylko poznajemy muzeum (wystawę, obiekt), ale także odczuwamy różne emocje, a także widzimy braki, do których potem można przywyknąć. Z czasem, w trakcie pracy nad poszczególnymi projektami, nasze zainteresowania i zamówienie wpływają na ostateczny kształt późniejszych doświadczeń.

Jednak, podobnie jak z burzą mózgów, która po erupcji pomysłów, powinna kończyć się podsumowaniem, tak i w przypadku audytów i wizyt dobrze jest użyć jakiegoś sposobu na uporządkowanie myśli. Ideałem nie jest jednak zero-jedynkowy algorytm w typie Excella, choć trudno odmówić temu narzędziu prostoty. Mowa o piramidzie Maslowa, popularnym koncepcie psychologicznym, który z dużym powodzeniem można wykorzystywać w dziedzictwie kulturowym. Pomysł jest wtedy taki, żeby spojrzeć na odwiedzane miejsce w kontekście całościowej „wizyty” i sprawdzić, czy i jak zaspokajane są potrzeby gości.

Skąd możemy wiedzieć, jakie te potrzeby są i które z nich uznać za najważniejsze? Wskazówki zawiera model, o którym tutaj mówię. Oczywiście model Maslowa jest jednym z wielu możliwych sposobów uporządkowania hierarchii potrzeb – zobaczmy, co proponuje.

Zaczynając od najbardziej podstawowych, jakimi są: potrzeby fizjologiczne, a następnie bezpieczeństwa, budujemy kwestionariusz dotyczący oceny przestrzeni. Przykładowe pytania powinny dotyczyć: wentylacji (dostępu tlenu), toalet, punktu gastronomicznego w pobliżu, miejsca, gdzie można odpocząć, ale także (z drugiego poziomu) trzeba przyjrzeć się poczuciu bezpieczeństwa zwiedzającego: czy nie będzie zagubiony, czy nie będzie miał poczucia osamotnienia, czy może zwrócić się o pomoc do pracowników muzeum.

Kolejnym, wyższym poziomem piramidy Maslowa jest potrzeba afiliacji, przynależności i miłości. W kontekście muzealnym warto z jednej strony pomyśleć tutaj o społecznościach budowanych przy muzeach- potencjale kółek hobbystów, klubów przyjaciół itp., ale także o roli, jaką muzea mogą odegrać na poziomie lokalnym (a także w niektórych przypadkach narodowym) dając powód do dumy, czy będąc po prostu miejscem spotkań. Zaspokojenie potrzeby utożsamienia się z jakąś grupą można stworzyć poprzez umiejętne budowanie narracji wystaw, gdzie odwołujemy się do własnych doświadczeń zwiedzającego. W ten sposób muzeum może dać pretekst do refleksji tożsamościowej.

Przedostatni poziom piramidy dotyczy szacunku i uznania. Satysfakcji i dobrego samopoczucia wynikających z zaspokojenia tych potrzeb może dostarczyć sama wizyta w muzeum- miejscu ważnym. Potem taka wizyta, może być powodem do wyrażenia czyjegoś uznania, wzmocnienia swojego kapitału społecznego. Maslow wspomina też o „wyczynie”, osiągnięciu – może zapewnić je np. rozwiązanie zadań, zagadek, czy przejście jakąś trasą muzealną wymagającą wcześniejszej lub zdobytej na miejscu wiedzy, a – zwłaszcza dla rodziców z dziećmi- sama wyprawa do muzeum może być wyczynem.

Wreszcie czubek piramidy- potrzeba samorealizacji. Hmm, brzmi to dość poważnie, ale tak naprawdę Maslow umieścił tu przede wszystkim realizację potrzeb estetycznych i poznawczych. Zwłaszcza istotne jest obcowanie z pięknem i poczucie harmonii- coś, co wiele muzeów zapewnia zgodnie ze swoją podstawową misją.

No właśnie, chodzi o to, że trudno rozkoszować się pięknem, gdy jest się głodnym, zmęczonym, zgubionym. Dowodem na to są często słyszane relacje z wizyt w muzeach, które zaczynają się od narzekania na śliskie schody, brak toalet, czy ogrzewania.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/02/16/haslo-maslow/feed/ 0
Wystawa otagowana. O wykorzystaniu cytatów i słów-kluczy do opisu eksponatów http://muzeoblog.org/2011/02/14/wystawa-otagowana/ http://muzeoblog.org/2011/02/14/wystawa-otagowana/#comments Mon, 14 Feb 2011 19:14:30 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2568 czytaj więcej]]> Wystawa "Znaczenia i ubezpieczenia" - wystawa w ramach XI MDDK Tag (znacznik) – w informatyce znak lub słowo kluczowe przypisane do określonego fragmentu informacji, na przykład tekstu lub pliku multimedialnego. Tagi są powszechnie stosowane w bazach danych oraz przy opisywaniu informacji tekstowej. Tyle Wikipedia. Dla nas tagowanie to jedno z ulubionych narzędzi do prezentowania treści na wystawach.

Najczęściej słowa-klucze służą nam do opisywania treści wnoszonej przez eksponaty.
W odróżnieniu od opisu eksponatu, otoczenie rzeczy tagami nie narzuca jednej interpretacji. Tagi stanowią raczej początek ścieżki skojarzeń, ukierunkowują uwagę i własne interpretacje odbiorcy. Słowa-klucze łączone w zbiory tworzą tzw. chmury tagów. Jest to forma ich prezentacji znana też z blogów i stron WWW. Przykładem wykorzystania chmury tagów może być wystawa Znaczenia i ubezpieczenia. Słowa interpretujące temat wystawy i poszczególne eksponaty zostały umieszczone na pudłach pełniących role ekspozytorów. Pudła zostały opisane podobnie jak robi się to pakując rzeczy podczas przeprowadzki. Zabieg ten odwoływał też do sytuacji, w jakiej znalazło się wtedy Muzeum Ubezpieczeń, z którego pochodziły eksponaty. W trakcie prac nad wystawą ta wyjątkowa instytucja straciła swoje lokum, a zaraz po wystawie kolekcja muzeum miała zostać spakowana i zmagazynowana.

Podobną rolę może czasem odegrać inny jeszcze sposób komentowania rzeczy na wystawie – skojarzenie z nią cytatu. W tej sytuacji przedmiot jest umieszczany w przestrzeni międzytekstowej i podobnie jak w przypadku użycia słów kluczy, wysiłek jego interpretacji jest częściowo przerzucany na odbiorcę. Taki zabieg został wykorzystany w naszej wystawie Raslila. Taneczne wyzwolenie. Cytaty komentujące indyjskie gwasze z wyobrażeniem scen tańca Kryszny, zostały tam ukryte pod sufitem tak aby można było je odnaleźć przy pomocy lusterka. Służyło to znów uaktywnieniu widza: poszukiwanie tekstów na wystawie poprzedzało ich interpretację.

Wystawa "Raslila. Taneczne wyzwolenie"

Obok zachęcenia widzów do własnych poszukiwań, efektem użycia słów kluczy i cytatów jest jeszcze „ukrycie narratora”. Zwracając się do odbiorcy poprzez opis eksponatu, tworzy się przekaz „odmuzealny”, lub „odkuratorski”. Cytaty i słowa klucze, w naszym zamierzeniu mają umożliwić sytuację, w której przedmiot w większej mierze mówi „sam za siebie”. Kontrola autora wystawy nad jej treścią sprowadza się wtedy do ukierunkowania procesu interpretacji dokonywanej przez widzów, a nie na jej interpretowaniu za nich.

Problem ten poruszyła Barbara Kirschenblatt-Gimblett na wykładzie o powstającym Muzeum Historii Żydów Polskich podczas XX Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Relacje między „odmuzealnym” opisem, cytatem, i treściami wnoszonymi przez same eksponaty przedstawiła wtedy jako jedno z centralnych zagadnień ekspozycji MHŻP. Pierwszeństwo ma mieć tam aranżacja wystawy, eksponaty i komentujące je cytaty. Teksty kierowane od muzeum (tworzone przez autorów wystawy) będą natomiast potraktowane jako przypisy i podobnie jak w druku, oddzielone od innych treści znakiem „*”.

Słowa mogą też czasem uwolnić się od treści i stać obiektem samym w sobie. Taką sytuację można obserwować w paryskim muzeum etnograficznym Quai Branly. Długą rampę prowadząca z parteru na piętro muzeum zajmuje tam instalacja The River autorstwa Charlesa Sandisona. Artysta realizuje swoje prace w najróżniejszych przestrzeniach od fasad budynków po wnętrza galerii, oświetlając je projekcjami słów. W Quai Branly rzeka słów spływa z piętra muzeum tworząc zakola, kaskady i zdradliwe wiry. Słowa wypływają z muzeum jak rzeka spod lodowca…
Więcej o instalacji można przeczytać w tym artykule

fot: MIK

]]>
http://muzeoblog.org/2011/02/14/wystawa-otagowana/feed/ 0
Augustinermuseum – relacja zwiedzającego http://muzeoblog.org/2010/07/09/augustinermuseum-%e2%80%93-relacja-zwiedzajacego/ http://muzeoblog.org/2010/07/09/augustinermuseum-%e2%80%93-relacja-zwiedzajacego/#comments Fri, 09 Jul 2010 14:24:58 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2293 czytaj więcej]]> W marcu 2010 roku otwarto we Fryburgu niemieckim nową wystawę stałą prezentującą m.in. średniowieczne rzeźby i malarstwo witrażowe z fryburskiej katedry. Wystawa w Muzeum Augustiańskim (Augustinermuseum) zasługuje na uwagę nie tylko dlatego, że daje możliwość obcowania z dziełami sztuki, ale również ze względu na interesujące, przyjazne zwiedzającemu przestrzenne rozwiązania.

Neutralność przestrzeni
Muzeum mieści się w zsekularyzowanych i zaadoptowanych do celów wystawienniczych zabudowaniach klasztornych augustianów. Po wejściu na główną salę ekspozycyjną zwiedzającego zaskakuje jednak neutralność przestrzeni, w której umieszczono gotyckie rzeźby. Autorzy wystawy w zasadzie nie rekonstruują katedralnego wnętrza. Zadbali jedynie o dobre światło i jednolite, nieangażujące uwagi tła, na których są prezentowane dość luźno rozmieszczone zbiory. W oderwaniu od sakralnego kontekstu mogą się one wydawać zawieszone w znaczeniowej próżni. Powyższe zabiegi sprzyjają jednak skupieniu i uważnemu studiowaniu prezentowanych zbiorów.

Flickr is currently unavailable.

Wiele perspektyw oglądania
Wystawa jest wielopoziomowa, dzięki czemu zwiedzający mogą oglądać zbiory z wielu różnych perspektyw, na przykład żygacze oglądane są początkowo, jak w naturze, z poziomu parteru, a po wyjściu na piętro są dostępne niemal na wyciągnięcie ręki. Co więcej, układ wystawy pozwala na oglądanie rzeźb nie tylko z różnych odległości, ale i z wielu punktów widzenia – z góry, z boku, z naprzeciwległej galerii itp.

Przejrzystość
Wystawa cechuje się przejrzystością, dzięki której zwiedzający ma możliwość oglądania nie tylko najbliższych obiektów, ale uzyskuje również wzrokowy dostęp do odleglejszych wnętrz oraz ich zawartości (fragmentów rzeźb, obrazów, czy witraży). Może również zobaczyć innych zwiedzających, co sprawia, że wystawa nie jest odbierana jako miejsce wyludnione.

Możliwość wyboru
Zwiedzający ma wpływ na kolejność i kierunek zwiedzania. Wyborów może dokonywać intuicyjnie, korzystając z sugestii pracowników lub obserwując innych zwiedzających. Dostęp do szczegółowej wiedzy zapewnia kilka dyskretnie rozmieszczonych infokiosków.

Muzeum – przestrzeń otwarta
W Augistinermuseum ostre podziały ekspozycyjne zastępują „zapowiedzi” – widoczne w różnych miejscach fragmenty kolejnych eksponatów i miejsc – lub „reminiscencje” – możliwości zobaczenia eksponatów po raz kolejny, często z nowej, nieoczywistej perspektywy. Przestrzeń wystawy rozumiana jako przestrzeń percepcji zwiedzającego nie ogranicza się do ścian ekspozycyjnego „pudełka”. Pojawiają się bowiem miejsca, w których zwiedzający może wyjść wzrokiem poza teren muzeum i oglądać panoramę miasta.

]]>
http://muzeoblog.org/2010/07/09/augustinermuseum-%e2%80%93-relacja-zwiedzajacego/feed/ 0