Muzeoblog » Luwr http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Zamiast krzyczeć „spalić Wawel” http://muzeoblog.org/2011/02/10/zamiast-krzyczec-spalic-wawel/ http://muzeoblog.org/2011/02/10/zamiast-krzyczec-spalic-wawel/#comments Thu, 10 Feb 2011 14:39:54 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2564 czytaj więcej]]> Muzea są jednymi z najbardziej oczywistych instytucji, jakimi uprawiana jest narodowa/ państwowa polityka kulturalna. Z tego powodu w sytuacji konfliktu społecznego często traktuje się je jako obciążony symbolicznie element w grze- grze o wartości, ale tutaj chodzi wartości w dyskursie społecznym, a nie węższym- obecnym np. w humanistyce. Niedawne tak zwane „zajścia” w Kairze, w konflikcie o podłożu zdecydowanie gospodarczym, ściągnęły na chwilę uwagę konsumentów mediów na egipskie muzea. Biedacy, złodzieje i szabrownicy poszukiwali w muzealnych piwnicach złota, przy okazji niszcząc bezcenne dla Egiptu i świata mumie.
Wiadomość ta przyćmi zapewne na jakiś czas niedawno wysuwanie żądania zwrotu egipskich skarbów znajdujących się w europejskich muzeach (zwł. w Paryżu i Londynie).

Tak czy siak oburzony świat reaguje raczej na owe „około rewolucyjne” zniszczenia, niż na przyswojenie złota przez Luwr.

To, co zastanawia w takiej sytuacji, to fakt, że w takich właśnie warunkach kwestionuje się przynależność dziedzictwa eksponowanego i magazynowanego w muzeach. Bo kto ma większe prawo do dziedzictwa egipskiego? Bardziej „świat”, czy „naród egipski”? Na to pytanie wcale nie ma ewidentnej odpowiedzi, podobnie jak na pytanie, do której kultury bardziej przynależą owe mumie, które dla świata zachodniego zostały odkryte przez europejskich archeologów.

Trudno nie dostrzec pojawiającego się tutaj wątku (post) kolonialnego, w każdym razie w takich sytuacjach muzea są prawdziwym sposobem wyrażenia opinii wspólnot państwowych,które reprezentują. Rozliczenie z niesprawiedliwością i niezgoda na nierówność może być takim znakiem wysyłanym przy pomocy apelów o zwrot dzieł. Oczywiście w przypadku krajów biednych (jak Egipt) może to być po prostu desperacka próba ratowania gospodarki.

Pojawia się także argument obecnych właścicieli dzieł, który porusza właściwie najbardziej problem praw autorskich do dzieła, jakim jest kolekcja. Pytanie brzmi: co jest właściwym dziełem: obiekty, czy ich interpretacja za pomocą kolekcji? Czy mumie należą bardziej do napoleońskich wypraw, czy do starożytnego Egiptu, za którego spadkobiercę chce się uważać zarówno państwo egipskie, co „ludzkość jako całość”, używając cytatu z tablic informacyjnych obiektów na liście UNESCO.

Oczywiście odrębna kwestią jest indywidualne zaangażowanie muzeów i poszczególnych wystaw w kwestie polityczne, ale nie o tym mowa.

Wreszcie znaczące jest i to, że muzea poświęcone tematom marginalizowanym, niszowym lub reprezentujących grupy mało obecne w narracjach muzeów narodowych, szukają swojego miejsca w internecie. Na przykład różnego typu muzea kobiet, czy muzea emancypujących się mniejszości. Sam wybór nazwy jako „muzeum” może świadczyć o próbie legitymizacji swojej aktywności tradycyjnymi sposobami, jak muzeum właśnie. Na koniec tych uwag polecam małe miejsce w Internecie, które jest specyficznym muzeum wirtualnym, gdzie nie tylko eksponowana jest zmiana społeczna, ale samo muzeum jest jej aktywnym aktorem. Oto Międzynarodowe Muzeum Kobiet, instytucja, która obok swojej nazwy umieszcza hasło „prezentując zmianę” („exhibiting change”; jak ktoś ma lepszy pomysł na tłumaczenie, to poproszę). Przy okazji jednej z realizowanych przez IMOW wystaw sformułowano slogan, którego nie wstydziliby się chyba eksperci od marketingu „Be inspired/ get involved/ take action”, czyli „zainspiruj się, zaangażuj się, działaj”.

Warto pamiętać o politycznym potencjale muzeów.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/02/10/zamiast-krzyczec-spalic-wawel/feed/ 0
Mao w Luwrze czyli muzeum z ludzką twarzą http://muzeoblog.org/2009/06/01/mao-w-luwrze-czyli-muzeum-z-ludzka-twarza/ http://muzeoblog.org/2009/06/01/mao-w-luwrze-czyli-muzeum-z-ludzka-twarza/#comments Mon, 01 Jun 2009 14:35:38 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=1190 czytaj więcej]]> Z wrodzonej przekory lubię przyglądać się zjawiskom od tej mniej oczywistej strony. Także muzeom, które coraz częściej nie tylko rozumieją, że sposobów patrzenia może być wiele, ale też potrafią to wykorzystać.
Dobra architektura sprawia, że niektóre instytucje bardziej interesują mnie jako budynki niż zbiory eksponatów. Inne zapamiętuję dzięki niekonwencjonalnej zawartości muzealnego sklepu. Zwracają uwagę te, które nie zmuszają do wejścia do środka, wychodząc naprzeciw. Naturalnie, podróż do Włoch nabiera szczególnej magii, gdy jej głównym celem staje się Kaplica Sykstyńska, jednak dużą przyjemnością są też wizyty zagranicznych wystaw w Polsce – nawet jeśli wcześniej znane, eksponaty przebrane w odmienny przestrzenny kontekst nasiąkają nowymi sensami.

Le Louvre Lubię też czuć, że muzeum chce, by na nie patrzeć. Te pozbawione kompleksów dają możliwość uprzedniego spojrzenia przez okno, jak w witrynę sklepu, by przechodzień mógł przekonać się, że naprawdę warto wpaść na dłuższą chwilę.

Wystawy bywają Stendhalowskim zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu, stając się dokumentem mijanej i mijającej historii. Podobnie jest z filmem – cyklem ruchomych obrazów malarsko ujmującym rzeczywistość w subiektywną ramę kadru. Zaś szczególnie interesującą lustrzana przechadzka staje się, gdy sztuka napotka na swojej drodze zwierciadło innej sztuki. To czas na zatrzymanie, by przyjrzeć się sobie z uwagą, tworząc autotematyczny gabinet luster.

wyspianski is cool Tak właśnie dzieje się w „Marzycielach”(2003) – filmie, którym Bernardo Bertolucci opowiada swoją nostalgię za młodością zbiegającą się z rozwichrzonymi czasami rewolucji 68 roku. Jego bohaterowie to buntownicze rodzeństwo paryskich dwudziestolatków widziane oczyma zafascynowanego Europą Amerykanina, który jednak bardziej niż w czerwony sztandar wierzy w amerykańską flagę, wpisane w nią tradycję i autorytety.

Symbolem rewolty stała się zrodzona ze sprzeciwu filmowa Nowa Fala. Przez opowieść o kinie reżyser mówi więc o tamtej rzeczywistości, wieku wyuzdanej niewinności – seksualnej i intelektualnej, konfrontacji starego z młodym, ataku na instytucje. Autor tworzy jednak nie tyle nostalgiczną wersję buntu, co historię ucieczki przed codziennością w fascynację. Rewolucja seksualna czy powierzchniowa fascynacja komunizmem stają się tu tylko figurami, fasadą. Jego marzyciele nie uczestniczą w manifestacjach. Przeciwnie, chowają się przed ulicznym zgiełkiem polityki we wnętrzach – sali kinoteki i burżuazyjnego mieszkania rodziców, w którym odgrywają sceny z uwielbianych przez siebie filmów.

Podobnie bynajmniej nie nowofalowy sprzeciw wobec przykurzonych instytucji staje się motywem jednej z najbardziej znanych scen filmu. By pobić rekord ustanowiony przez bohaterów Godardowskiego „Amatorskiego gangu”(1964) Isa, Theo i Matthew postanawiają urządzić analogiczny wyścig, pokazany przez Bertolucciego tymi samymi ujęciami. Początkowo dajemy się zwieść wrażeniu, że ma on być anarchistyczną próbą stratowania uświęconej, statecznej kultury, odbywa się bowiem w głównej galerii Luwru. Euforycznego biegu bohaterów nie są w stanie powstrzymać ani śmiesznie niezdarni w swojej daremności pracownicy muzeum ani zgorszone spojrzenia zwiedzających. Reżyser ostatecznie z tej sceny czyni nie tyle akt sprzeciwu, co metaforę zatracenia się w sztuce i pędzie młodości, który zawsze będzie w sobie miał trochę z ucieczki. Choć nieskrępowana fascynacja życiem jest zasadniczym sensem sekwencji, nie zaistniałaby ona bez tej konkretnej scenerii.

„Marzyciele” w Luwrze:

I analogiczna scena z „Amatorskiego gangu”:

Mimo, że galeria przedstawiona tu jest jako skrajnie konserwatywna, zaśniedziała instytucja, Bertolucci przekornie dowodzi, że muzea, tak jak historia kina, mogą świetnie nadawać się do biegów przełajowych. Jednak tylko od dobrej woli muzealników zależy, czy zechcą stawiać przeszkody tak, by nie zatrzymywały, lecz inspirowały do skoku. By przeskoczyć wysoko ustawioną poprzeczkę potrzebna jest przestrzeń do rozbiegu. Gdy zaistnieje odpowiednia przestrzeń intelektualna, nikt nie będzie próbował przeskakiwać muzealnych balustradek wymachując portretom przodków szabelką przed nosem. Bo nowoczesne prądy nie chcą już burzyć, lecz negocjować nowe znaczenia w dialogu kultur.

]]>
http://muzeoblog.org/2009/06/01/mao-w-luwrze-czyli-muzeum-z-ludzka-twarza/feed/ 0