Muzeoblog » Łódź http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Ciekawe konferencje. Sezon 2013 http://muzeoblog.org/2013/08/22/ciekawe-konferencje-sezon-2013/ http://muzeoblog.org/2013/08/22/ciekawe-konferencje-sezon-2013/#comments Thu, 22 Aug 2013 12:26:25 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4854 czytaj więcej]]> Nadchodzi koniec lata, a wraz z nim sezon konferencyjny. Najwyższy czas, żeby zaplanować trasę jesiennych podróży! Poniżej propozycje kilku ciekawych spotkań, które naszym zdaniem warto wziąć pod uwagę.

Multimedia w Muzeach i Galeriach. 28.08.2013, Warszawa
Pod tym tytułem odbędzie się XVI edycja seminarium Nowoczesne Muzea i Galerie organizowanego przez Centrum Promocji Informatyki. W programie znalazł się szereg prezentacji poruszających zagadnienie rozwiązań multimedialnych zarówno od strony wystawienniczej, jak i z perspektywy zarządzania treściami multimedialnymi. Prezentowane będą przykłady wykorzystania multimediów zarówno na ekspozycjach, jak i przy tworzeniu portali internetowych muzeów. Obok reprezentantów muzeów, w spotkaniu wezmą udział przedstawiciele firm świadczących usługi w zakresie multimedialnego wystawiennictwa. Seminarium odbywa się pod patronatem Małopolskiego Instytutu Kultury.

Technika i Nauka w Muzeum. Formy i środki prezentacji 09–11.09.2013, Bydgoszcz
Konferencja odbędzie się w Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Spotkanie będzie interesujące zwłaszcza dla osób zajmujących się dziedzictwem przemysłowym, technicznym i naukowym, a także wystawiennictwem w przestrzeniach postindustrialnych. Ciekawie zapowiada się także część poświęcona tworzeniu eksperymentatoriów i innych form interakcji dla zwiedzających.

Open GLAM 11–12.10.2013, Warszawa
Spotkanie openGLAM 2013. Otwarte zasoby kultury odbędzie się w Zachęcie. Będzie poświęcone różnym sposobom, na jakie instytucje kultury i dziedzictwa mogą wdrażać filozofię dostępności i możliwości dalszego wykorzystywania zasobów, będących pod ich opieką. Będzie to dobra okazja, żeby zapoznać się z tematem, także dla osób niemających jeszcze w tym zakresie doświadczeń. Organizatorzy zakładają, że konferencja ma być miejscem wymiany doświadczeń między działaczami na rzecz otwartości, przedstawicielami instytucji już realizujących takie inicjatywy oraz osobami pragnącymi dowiedzieć się więcej. Dokładny program konferencji zostanie ogłoszony dopiero we wrześniu. Do końca sierpnia można jednak składać propozycje wystąpień, prezentacji i warsztatów.

Digital Heritage 28.10.–01.11.2013, Marsylia
W Marsylii, Europejskiej Stolicy Kultury 2013, odbędzie się międzynarodowy kongres poświęcony w całości różnym aspektom digitalizacji dziedzictwa. Wydarzenie zaplanowane jest na ogromną skalę i adresowane do szerokiej grupy odbiorców. Obecni będą zarówno naukowcy, jak i praktycy wdrażający i wykorzystujący w instytucjach dziedzictwa programy digitalizacyjne.

Kultura i Turystyka: Miejsca Spotkań. 06–07.11.2013, Łódź
W tym roku w Łodzi odbędzie się VII edycja konferencji Kultura i Turystyka. Obok zagadnień związanych z turystyką kulturową, promocją i tworzeniem produktów turystycznych, na konferencji dużo uwagi zostanie poświęcone bezpośrednio muzeom. Przedstawiciele Małopolskiego Instytutu Kultury poprowadzą w Łodzi warsztat z interpretacji dziedzictwa.

Do zobaczenia!

]]>
http://muzeoblog.org/2013/08/22/ciekawe-konferencje-sezon-2013/feed/ 0
Tak jak w kinie http://muzeoblog.org/2013/01/04/tak-jak-w-kinie/ http://muzeoblog.org/2013/01/04/tak-jak-w-kinie/#comments Fri, 04 Jan 2013 19:47:26 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4507 czytaj więcej]]> Czy mówiłam kiedyś, że kocham kino? To trwa już dość długo, ale dopiero niedawno odkryłam, jak wiele (dobry) film może mieć wspólnego z (dobrą) wystawą. Pretekstem stała się dla mnie wizyta w Muzeum Se-Ma-Fo-Ra w Łodzi.

Żeby mieć to z głowy, powiem od razu, że wystawa i infrastruktura są nie tyle pełne niedoróbek, ile wręcz epatują prowizorką i… biedą. A jednak to właśnie, wzmocnione przez entuzjazm przewodników, w tym wypadku dodaje temu miejscu siły.

Być może myślę tak dlatego, że przypomina mi się dzieciństwo spędzone w inteligenckiej rodzinie, w czasach socjalizmu, gdzie wciąż trzeba było czymś nadrabiać, np. miną, w domu z powiększającym się grzybem na ścianie i liczbą dzieci… I telewizorkiem, który codziennie o 19, na dziesięć minut stawał się centrum mojego świata. W dobranockach, które pamiętam, magiczne były nie tylko obrazki: niby płaskie i niedosłowne, a jednak pozwalające zaufać opowieści. Dźwięki szybko wpadały w ucho, a historie były często po prostu dobre. Magiczne były nawet dziwne imiona: Otokar Balcy czy Alojzy Mol (oni akurat z bielskiej wytwórni), literki na koniec i początek. A pamiętacie ten dreszcz emocji, kiedy (w odcinku ze świerszczem) zobaczyliśmy wnętrze budy Reksia? Z Semafora, do którego tutaj się odwołuję, pochodzi bajka, która jest magiczna od początku do końca: „Zaczarowany ołówek”. Dla mnie to była realizacja marzenia, że wszystko, ale to wszystko jest możliwe, wystarczy mały początkowy wysiłek i pomysł.

Tylko czy muzeum jest w stanie i czy w ogóle powinno starać się przywrócić wspomnienia z dzieciństwa? Wydaje mi się, że to zbyt duża szansa na zaangażowanie zwiedzających w aktywną wizytę, żeby z niej rezygnować. Ale z drugiej strony środki formalne, jakimi dysponuje muzeum są zdecydowanie inne niż filmy, o których dzisiaj piszę. Po pierwsze w oferującej wiele różnych impulsów i obiektów przestrzeni wystawienniczej poruszamy się, a nie siedzimy przed migoczącym odbiornikiem telewizyjnym (czy tym bardziej kinowym ekranem), co bardzo ułatwia ukierunkowanie uwagi na filmową opowieść. Po drugie konwencja filmu i jego język są znacznie bardziej klarowne od tych, które określają doświadczenie muzealne. Po co więc w ogóle dążyć do porównań? I czego muzea mogą się nauczyć od filmów?

Cóż, dla mnie najwspanialsze w filmach jest to, że przedstawiają własne, odrębne światy. Jeśli film jest dobry, wierzymy w jego świat, chcemy dobrowolnie w niego wejść, nawet jeśli wydaje się nam, że nie wszystko rozumiemy. Takie zanurzenie w innym świecie jest możliwe jedynie przy doskonałym opanowaniu filmowego warsztatu. Zwłaszcza w krótkim metrażu, który wymaga wyjątkowo klarownego pomysłu i fabuły, każda niekonsekwencja, czy niedociągnięcie może podważyć realność świata. Jeśli w filmie padają słowa, każde ma znaczenie. Podobnie każdy dźwięk.

Konstruując narracje wystaw, także często mierzymy się z problemem dobrych, zwięzłych opisów i klarowności przekazu. Jednak najważniejsze pytanie, a przy tym zasadnicza kwestia z innego poziomu brzmi: czy udało się stworzyć świat? Spójny, wyrazisty, autorski, przekonujący? Czy środki, które zostały użyte, są adekwatne? Czy w ten świat da się uwierzyć?

Nie postuluję tutaj bynajmniej powrotu do idei muzeów rekonstrukcyjnych, choć pewnie są powody, dla których czasem taki pomysł – na przykład na ekspozycję biograficzną – może się sprawdzić. Rekonstruowanie rzeczywistości nie jest jednak tym rodzajem stwarzania na nowo, które mnie porywa najbardziej. I choć prawdą jest, że rekonstrukcja może być potraktowana jako interpretacja, to czyż nie jest bardziej pociągające tworzenie nowych światów?

Powróćmy do Łodzi. To muzeum, prezentujące różne aspekty filmu animowanego, stara się połączyć kilka typów ekspozycji, które odpowiadają na różne potrzeby zwiedzających. Myślę, że udaje się po części zrealizować potrzebę zajrzenia za kulisy, czyli w tym wypadku do pracowni animatora. Robi wrażenie zwłaszcza sprzęt używany w epoce przed komputerowej: ciężki, toporny i wymagający dużej pracy ręcznej człowieka. W tym kontekście w Łodzi oglądamy też m.in. kolorowe, ręcznie malowane folie używane do produkcji „Zaczarowanego ołówka”. Innym, choć nie wiem na ile zamierzonym zabiegiem, jest zmiana skali. Chodzi mi o miejsce, gdzie prezentowany jest pokoik Misia Uszatka, miejsce, które chyba wszystkie dzieci PRL-u mają w swoich głowach na zawsze. Pewnie dlatego, że pomieszczenie to było – w mojej pamięci – pełne życia, nie pomyślałam nigdy o jego realnych rozmiarach. Zaraz, zaraz… ale właściwie, która realność jest w tym wypadku bardziej rzeczywista? Dekoracji, w których odbywa się animacja lalek? Czy raczej filmowej opowieści, w której nabiera ona nowego znaczenia, bo staje się miejscem życia? W każdym razie pokoik Misia Uszatka zrobił na mnie wrażenie porównywalne do tego, jakie mają dorośli, zdumiewając się, gdy wielkie budynki z dzieciństwa „maleją”.

WP_000030 WP_000032 74e7c96e-1df0-442e-9273-5bdfa7d5a391

Inną, niezwykłą i bardzo piękną scenografią prezentowaną w łódzkim muzeum jest (notabene nieautentyczny, a zrekonstruowany) fragment świata z filmu „Piotruś i wilk”. Sam film nie jest raczej przeznaczony dla dzieci, za to jest wybitnym dziełem. Opowiada o najważniejszych i najtrudniejszych sprawach: o wolności, dorastaniu, domu, uciekaniu do świata i ryzyku z tym związanym. O radościach przyjaźni i prostej zabawy. O smutku i nieszczęściu, o tym, że po prostu są częścią świata. Wszystko jest przejmujące, a przede wszystkim historia urzeka, bo świat pozwala w siebie uwierzyć. Jest realizacją wizji precyzyjnej, spójnej, pięknej.

Oczywiście żeby się o tym przekonać nie wystarczy kontemplowanie scenografii. Trzeba zobaczyć film, ale w samym muzeum osobista opowieść przewodnika, odsłaniająca kulisy powstawania tego obrazu, dobrze się sprawdza, wnosząc życie w sztuczną przestrzeń. Zresztą będzie i film, wyświetlany w kameralnej sali kinowej.

Inną potrzebą zwiedzających, na którą MuBa stara się odpowiedzieć jest chęć zrobienia czegoś, samodzielnego spróbowania, czyli „hands on”. Dla mnie to akurat nie była najmocniejsza część wizyty, ale doceniam pewien dydaktyczny efekt, jaki udaje się tu osiągnąć. Okazuje się mianowicie, że fach filmowy wymaga naprawdę ogromnej cierpliwości, zaangażowania, talentu i umiejętności. Zaaranżowane do potrzeb ćwiczeniowych pomieszczenie ze słynnego „Tanga” Zbigniewa Rybczyńskiego, staje się podczas amatorskich wprawek zwiedzających, sceną do prostych gagów, ale szybko okazuje się, że aby stworzyć dzieło, potrzeba znacznie więcej niż zabawy.

Podobała mi się natomiast możliwość dotknięcia modeli lalek, których konstrukcja jest dość skomplikowana,  aby możliwe było wykonywanie rozmaitych ruchów. Tutaj dowiedzieliśmy się zaskakującej rzeczy: że animatorzy lalkowi pracują z lustrem –  obserwują własne ciało, ruchy stawów i mięśni. Dzięki temu łatwiej naśladować je przy animacji lalek.

To było dla mnie o wiele większym odkryciem, niż krótka zabawa w sklejanie na komputerze poklatkowych zdjęć. Być może mam słabość do starodawnych urządzeń i analogowych rozwiązań (jak lustro). Być może to proste wykorzystanie analogii przywołało mi na myśl różnych geniuszy, których wynalazki zazwyczaj opierały się na prostych i uniwersalnych rozwiązaniach.

Chcę wspomnieć o jeszcze jednej przyjemności, jaką miałam w MuBie. Otóż znalazłam tam coś ulubionego, coś szczególnego, coś, czego się nie spodziewałam. Dekoracja filmu „Ichthys” przywodzi na myśl opowieść pełną lekkości i poczucia humoru, z dobrą pointą. I – znów – niezwykle dopracowaną artystycznie. „Ichthys” to film o człowieku, który chciał w restauracji zjeść rybę. To jedna z tych historii, które dowodzą siły prostych rozwiązań.

Czas przystąpić do podsumowań rozważań rozpoczętych w Semaforze, ale dotyczących bardziej dobrej przestrzeni muzealnej niż samego studia. Przypomnę kilka słów-kluczy, które chciałam umieścić w tym tekście. Pochodzą z różnych rejestrów, ale dla mnie składają się na naprawdę dobrą całość.
– Magia i dzieciństwo – uwaga – nie infantylizm i nie cały czas. Myślę, że warto w każdej wystawie pozwolić sobie na choćby mały trik, który uruchomi u dorosłego zwiedzającego błysk oka czy wypieki porównywalne do radości dziecięcych. Oczywiście bez przesady. Dorośli nie wierzą przecież w bajki (przynajmniej tak deklarują);
– dobra historia – każda ekspozycja jest opowieścią. Dlatego trzeba pamiętać o tym, co na dobrą opowieść się składa (rytm, tempo, dramaturgia, autentyczni bohaterowie itd.);
– robienie, a nie tylko oglądanie – wiadomo, o co chodzi, nawet tego nie komentuję;
– podglądanie kulis, od kuchni, z takiej perspektywy, która jest normalnie niedostępna;
– dobrzy przewodnicy – to znaczy m.in. spontaniczni, mówiący wartko i z pasją, identyfikujący się z miejscem („dostaliśmy Oskary”), gotowi na słuchanie gości zadających dziwne pytania;
– wreszcie: wystawa w idealnym wydaniu jest odrębnym światem, w który chce się uwierzyć i w który warto wejść, nawet jeśli, a raczej właśnie dlatego, że nie unika trudnych tematów. Jest kreacją artystyczną. Nie epatuje dydaktyzmem, nie jest nachalna, odwołuje się do doświadczeń swoich gości.

Dla prostych, powierzchownych i zinfantylizowanych przyjemności wybiera się wszak do parku rozrywki. I owszem, także na nie jest miejsce w życiu.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/01/04/tak-jak-w-kinie/feed/ 2
„Muzeum w środowisku lokalnym – dziedzictwo a rozwój” – kolejna debata z cyklu „Czas muzeów” organizowanego przez Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów http://muzeoblog.org/2011/11/14/%e2%80%9emuzeum-w-srodowisku-lokalnym-%e2%80%93-dziedzictwo-a-rozwoj%e2%80%9d-%e2%80%93-kolejna-debata-z-cyklu-%e2%80%9eczas-muzeow%e2%80%9d-organizowanego-przez-narodowy-instytut-muzealnictwa-i-ochro/ http://muzeoblog.org/2011/11/14/%e2%80%9emuzeum-w-srodowisku-lokalnym-%e2%80%93-dziedzictwo-a-rozwoj%e2%80%9d-%e2%80%93-kolejna-debata-z-cyklu-%e2%80%9eczas-muzeow%e2%80%9d-organizowanego-przez-narodowy-instytut-muzealnictwa-i-ochro/#comments Mon, 14 Nov 2011 00:23:18 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3622 czytaj więcej]]> [Autorką poniższej relacji jest Aleksandra Janus]

Hasłem przewodnim drugiej debaty z cyklu organizowanego przez NIMOZ, która odbyła się w Łodzi, było „muzeum w środowisku lokalnym”, a zatem – jak dopowiadają organizatorzy – muzeum jako element rozwoju lokalnego; jego funkcjonowanie w polityce regionalnej oraz lokalnej polityce rozwoju prowadzonej przez władze samorządowe. Punktem wyjścia dla debaty był tekst Elżbiety Hibner, który przeczytać można na stronie NIMOZ, zatytułowany „Muzea jako podmioty rozwoju społecznego i gospodarczego. Promocja nowych metod zarządzania. Adaptacja systemu prawa.” Zadaniem panelistów (pośród których była sama autorka tekstu – Elżbieta Hibner oraz Jarosław Suchan – dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, Mieczysław Kuźmicki – współtwórca Muzeum Kinematografii w Łodzi, a także – w trzeciej części – Piotr Górajec, kierownik projektu Akademia Zarządzania Muzeum) była próba zidentyfikowania najważniejszych problemów i wyzwań stojących przed muzeum w odniesieniu do jego funkcjonowania w środowisku lokalnym. Ciężar, zgodnie z założeniem debaty, położony został na problem relacji muzeum z organizatorem.
Paneliści jednogłośnie uznali niedofinansowanie, często wynikające ze złych relacji – czy też braku relacji – pomiędzy muzeum i organizatorem, za główne źródło problemów polskich muzeów. Nieco odmiennie jednak zapatrywali się na kwestię możliwych rozwiązań tego problemu. Elżbieta Hibner zdecydowanie opowiada się za podjęciem przez muzea – obok działalności statutowej – także działalności gospodarczej. Uprzedzając od razu potencjalne obawy, że takie stanowisko zakłada komercjalizację i instrumentalizacje zbiorów muzealnych, zaproponowała ona wyraźne określenie linii demarkacyjnej, która oddzielałaby oba typy działalności. Proponowana przez nią działalność gospodarcza, np. działalność wydawnicza, gastronomia, pamiątkarstwo, miała by w zamyśle stanowić ważne źródło finansowania muzeum. Ponadto, koncepcja Hibner zakłada pobudzanie w pracownikach muzeów „ducha przedsiębiorczości” oraz odpowiednią edukację tych pracowników przez upowszechnianie dobrych praktyk, a także organizację jednostek działalności gospodarczej oraz promocję i marketing produktów gospodarczej działalności muzeów. Koncepcja ta wymagałaby także zmian w prawie oraz wprowadzenia zapisów mogących ułatwić muzeum prowadzenie takiej działalności. Wreszcie, Hibner postuluje zbliżenie się muzeów do sektora biznesowego, by tym łatwiej mogły one wejść w kontakt z potencjalnymi sponsorami.
Jarosław Suchan, w odpowiedzi na te postulaty, poruszył problem utrudnień prawnych, jakie napotykają muzea starając się o prywatny sponsoring. Punktem wyjścia jego wypowiedzi było jednak odwołanie do misji muzeum, które miało na celu podkreślenie, że celem istnienia tych placówek nie jest (i nie powinna być?) działalność zarobkowa. Problem, zdaniem Suchana, leży gdzie indziej: środków na kulturę nie jest za mało, ale są źle dystrybuowane i często marnują się z powodu źle sformułowanych przepisów. Jako dowód na poparcie pierwszej części tej tezy, Suchan wskazał na wielkie festiwale i eventy – np. koncert na otwarcie polskiej prezydencji w UE – które otrzymują ogromne dofinansowania. Zaproponowanym przez niego sposobem na rozwiązanie drugiego problemu (sztywne i źle sformułowane przepisy) jest deregulacja prawa. To zaś – co sam przyznał – nie będzie możliwe bez wzajemnego zaufania organizatorów i dyrektorów placówek muzealnych. Temat zaufania we wzajamenych stosunkach uznał za kluczowy także obecny wśród publiczności Paweł Jaskanis (p.o. przewodniczącego PKN ICOM).
Mieczysław Kuźmicki, podobnie, nadzieję na rozwiązanie problemu widzi raczej w zmianach w istniejącym prawie, niż perspektywach potencjalnej działalności gospodarczej. Tak jak Jarosław Suchan, za niepokojące uważa szczodre finansowanie ze środków publicznych “eventów” (przynależących, jak to określili paneliści, do “kultury jarmarku”) przy jednoczesnym niedofinansowaniu muzeów. Jako jedną z poważnych trudności wskazał także wymagany przy staraniu się o granty wkład własny, który zazwyczaj przekracza możliwości muzeum. Proponowanym przez niego rozwiązaniem jest utworzenie w budżecie miejskim rezerw celowych, które w takich sytuacjach mogłyby zostać wykorzystane przez muzea i instytucje kultury, co – jak stwierdziła Elżbieta Hibner – ze względów prawnych jest aktualnie niemożliwe.
Po dwóch pierwszych częściach, zdominowanych w przeważającej mierze przez dyskusję o finansach, w części trzeciej, poświęconej edukacji, Piotr Górajec przedstawił ideę i program Akademii Zarządzania Muzeum. Szczegółowe informacje na jej temat znaleźć można tutaj.
Z całą pewnością podczas łódzkiej debaty wspomniano wiele ważnych problemów, z jakimi borykają się polskie muzea. Wiele powiedziano także o konkretnych problemach samej Łodzi i funkcjonujących w niej placówek. Istotnym gościem spotkania był pondto obecny na sali przestawiciel Związku Powiatów Polskich, który gorąco zapewniał o gotowości do współpracy, starając się jednocześnie reprezentować punkt widzenia “drugiej strony sporu”. Debata pozostawia jednak pewne wątpliwości i niedosyt. Wąpliwości wywołuje zbyt łatwe wyostrzanie opozycji pomiędzy tym, co określone zostało “kulturą jarmarku” a działalnością muzeów. Z całą pewnością, pobrzmiewa w tej opozycji echo obawy przed komercjalizacją muzeów, jednak jednogłośne zaliczenie festiwali i imprez o dużej skali do “kultury jarmarku” wydaje się dużym uproszczeniem. A niedosyt? To, czego zabrakło, to rozmowa o samej społeczności lokalnej – która stanowi przecież część “środowiska lokalnego” – i potencjalnych zwiedzających. Jest to temat nie mniej istotny dla debaty o muzeach i należy liczyć na to, że któraś z kolejnych odsłon debaty zostanie poświęcona zagadnieniom związanym z publicznością muzealną.

Całej debaty będzie można niebawem wysłuchać na kanale YouTube NIMOZ.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/11/14/%e2%80%9emuzeum-w-srodowisku-lokalnym-%e2%80%93-dziedzictwo-a-rozwoj%e2%80%9d-%e2%80%93-kolejna-debata-z-cyklu-%e2%80%9eczas-muzeow%e2%80%9d-organizowanego-przez-narodowy-instytut-muzealnictwa-i-ochro/feed/ 0
Z komórką przez dziedzictwo, czyli fotokody na ulicach Łodzi http://muzeoblog.org/2009/12/23/z-komorka-przez-dziedzictwo/ http://muzeoblog.org/2009/12/23/z-komorka-przez-dziedzictwo/#comments Wed, 23 Dec 2009 00:56:49 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=1802 czytaj więcej]]> O fotokodach pisałem już na Muzeoblogu w artykule Semacode – linki sieciowe w realnej przestrzeni. Kody dwuwymiarowe to technologia pozwalająca zapisać różnorakie informacje w małym obrazku przypominającym szachownicę. Do odczytania danych „zaszytych” w fotokodzie można użyć np. telefonu komórkowego z aparatem fotograficznym i odpowiednim oprogramowaniem. Robimy zdjęcie aparatem a program zamienia kod w tekst, obrazek albo link do strony internetowej.

Wśród potencjalnych sposobów wykorzystania fotokodów, są i takie, które czynią tę technologię szczególnie interesującą dla celów promocji i interpretacji dziedzictwa kulturowego.

Przykładem realizowanej w tym duchu inicjatywy może być projekt Odkoduj Łódź. Prowadząca go firma Mobile MS podaje, że jest to „pierwszy w Europie system informacji turystycznej oparty o fotokody”. Inicjatywa adresowana jest do turystów i mieszkańców Łodzi chcących lepiej poznać swoje miasto. Obejmuje oznaczenie fotokodami łódzkich zabytków i innych interesujących miejsc. Po pobraniu oprogramowania na telefon (trzeba w tym celu wysłać SMS pod wskazany numer), zwiedzający może skanować za jego pomocą kody znalezione w przestrzeni miasta. Tą drogą uzyska natychmiastowy dostęp do informacji o danym miejscu i powiązanych z nim artykułów w kilku wersjach językowych. Pakiety informacji zaciągane na telefon obejmują też multimedia (fragmenty filmów, nagrania dźwiękowe) i „niespodzianki” (np. tapety czy dzwonki na telefon).

Systemem fotokodów objęte będą szlaki:
Wille i pałace (szlak prezentujący rezydencje fabrykantów)
Architektura Przemysłowa (trasa łącząca obiekty związane z dziedzictwem przemysłowym miasta)
Śladami Łódzkich Żydów (ścieżka prowadząca przez dziedzictwo i historię Żydów łódzkich)

W działanie systemu ma być również wpleciony program związanych z nim wydarzeń: rozgrywanie w oparciu o fotokody gier miejskich, organizowanie spacerów czy konkursów.

Inicjatywa ta wydaje się być ciekawym eksperymentem. Pojawiają się tu liczne pytania: czy to rozwiązanie znajdzie szerokie grono odbiorców, czy pozostanie zabawą dla specjalistów i pasjonatów? Czy bariera technologiczna nie okaże się zbyt wysoka? Czy zwiedzających zainteresuje taka forma kontaktu z przestrzenią miasta? Jako eksperyment wydaje się ona o tyle wartościowa, że może otworzyć drogę do stosowania tego typu rozwiązań w innych miejscach, np. na ekspozycjach muzealnych.

W muzeach Fotokody mogą być użyteczne do realizowania działań nakierowanych na wychodzenie z wystawą „na zewnątrz” poprzez tworzenie związanych z nią ścieżek tematycznych. Być może mogą też znaleźć zastosowanie na samej ekspozycji jako multimedialna „nakładka” na wystawę nie wymagająca instalowania dodatkowych urządzeń. Atutem fotokodów jest tutaj fakt, że ich fizyczna infrastruktura nie wymaga wielkich inwestycji (jak ma to miejsce w przypadku kiosków multimedialnych czy tradycyjnych szlaków oznaczanych przez trwałe tablice informacyjne). Tabliczki czy nalepki z kodami mogą być łatwo wypełniane nowymi treściami, przez co raz stworzony system morze być wykorzystywany na różne sposoby. Fotokdy są też jednym ze sposobów na łączenie rzeczywistości „realnej” z „wirtualną” – mogą odnosić zwiedzających do linków w sieci WWW. Dzięki temu mogą być ciekawym sposobem funkcjonowanie wystawy w internecie.

Kontakt z dziedzictwem poprzez fotokody ma również ten atut, że angażuje zwiedzającego w wykonanie szeregu czynności, które prowadzą do tego, że może on odczytać zawarte w nich informacje. Nadaje to takim oznaczeniom walor pewnej tajemniczości – są czymś ukrytym, co można poznać tylko w specjalny sposób. Dzięki temu sama sytuacja zwiedzania może nabierać cech aktywnej przygody, co zasadniczo odróżnia ją od biernego odczytywania opisów na tablicach informacyjnych.

]]>
http://muzeoblog.org/2009/12/23/z-komorka-przez-dziedzictwo/feed/ 0