Muzeoblog » Dzieci w muzeum http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Manggha: dobra gra terenowa w muzeum http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/ http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/#comments Wed, 16 May 2012 08:00:59 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4231 czytaj więcej]]> Podczas gdy naród grillował i debatował nad tym, czy oficjalna piosenka na Euro zaczaruje tę imprezę w złotą kurę, w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha miało miejsce wydarzenie ze wszech miar warte uwagi. Japoński dzień dziecka – impreza odbywająca się co roku – tym razem miała zupełnie nową odsłonę.

Zamiast wyczekiwanych przez stałych bywalców imprezy „konkursów z nagrodami od sponsorów”, organizatorzy zdecydowali się na przygotowanie bardzo dobrej gry terenowej, wydarzenia, które nie jest wcale najprostszym sposobem na imprezę otwartą. Jak im się to udało?

Zacznę od wyliczenia kilku rozwiązań, które zawsze sprawdzają się w tego typu przedsięwzięciach. Po pierwsze, priorytetowo i podmiotowo została potraktowana zarówno przestrzeń muzeum, jak i jego otoczenie. Zaaranżowano kilka odrębnych, oddalonych od siebie stanowisk warsztatowych. Pozwoliło to na sformułowanie różnych zadań, w których można było nabyć nowe umiejętności, a ponadto było dobrym sposobem pokierowania tłumem – udało się uniknąć „korków”. Wszystkie miejsca zostały umieszczone na mapie, która była jednocześnie planszą gry oraz kartą zadań. To ładnie przygotowane, kolorowe wydawnictwo miało też miejsce na wpisanie imienia uczestnika gry, a także pozwalało na wypełnianie odpowiednich pól tak, aby trzeba było zmieniać miejsca, a nie wymyślać rozwiązania z głowy.

Gra dotyczyła muzeum: zarówno jego tematyki głównej, czyli kultury japońskiej, jak i wystawy czasowej, czyli góry Fuji. Dzięki temu była grą wyjątkową, okolicznościową interpretacją przestrzeni. Organizatorzy nie zawahali się umieścić w scenariuszu zabawy pewnych popularnych atrakcji związanych z tematem Japonii, takich jak origami czy smakowanie herbaty, o których można by przypuszczać, że są już wykorzystane nad miarę. Otóż nie są, a okazja rodzinnej wizyty w muzeum jest bardzo dobra, żeby zaprosić gości do takich zajęć. Dzięki temu mamy wrażenie, że nie tylko dostajemy coś szczególnego, dostępnego tylko teraz (aktywności związane z wystawą o górze Fuji), ale także coś po prostu wartego doświadczenia.

W grze wykorzystano pieczątki. Ogromna popularność i atrakcyjność pieczątek jest dla mnie zawsze pewną zagadką, ale jakoś się tak dzieje, że pieczątki się zawsze sprawdzają w questingach i innych grach. To są nagrody za wykonanie zadania. Można je dostać na dowód wykonanego wysiłku. Są pamiątką.

W grze, o której tutaj piszę, finałem było własnoręczne wykonanie okolicznościowej torby – co także współgrało z dominującym tematem. To bardzo dobry pomysł: wiadomo, że jeśli włoży się wysiłek w przygotowanie czegoś samodzielnie, to nagroda będzie znacznie cenniejsza. Wysiłek nie powinien być jednak za duży i tutaj tak właśnie było.

A potem, z torbą w ręku, spotkały nas jeszcze dwie dodatkowe przyjemności, które – jak dla mnie – powinny być obowiązkowymi punktami wszystkich imprez dla dzieci: poczęstunek i loteria. Małe soczki w kartonikach i drożdżówki nie są dużym kosztem dla organizatorów, a bardzo, ale to bardzo wzmacniają poczucie satysfakcji gości. Loteria jest dobrym zakończeniem imprezy, ale warto, według mnie, zadbać o to, żeby każdy los wygrywał. Oczywiście najważniejsza nie jest sama wartość fantów, a raczej sam szczęśliwy traf i poczucie, że wylosowało się nagrodę. (W ogóle mam wrażenie, że gry terenowe są dlatego tak dobrą formą spędzania wolnego czasu, że pozwalają dorosłym na posmakowanie pewnych zapomnianych przyjemności z dzieciństwa.)

Wreszcie kwestia biletu. Bardzo mi się podobało, że gra nie była za darmo. To jest znak dla muzeów i innych instytucji kultury, że można postawić na organizowanie imprez na poziomie, w których pracują zatrudnieni na tę okazję ludzie (być może wolontariusze?), przygotowane są wydawnictwa i zakupiono materiały umożliwiające realizację warsztatów. Nie wiem, czy impreza sama się sfinansowała – pewnie nie. Tak czy siak, wpływy ze sprzedaży biletów rodzinnych w cenie 25 złotych z pewnością pomogły w realizacji tego udanego przedsięwzięcia.

]]>
http://muzeoblog.org/2012/05/16/manggha-dobra-gra-terenowa-w-muzeum/feed/ 0
Muzeum: wstęp (częściowo) wolny http://muzeoblog.org/2012/03/23/muzeum-wstep-czesciowo-wolny/ http://muzeoblog.org/2012/03/23/muzeum-wstep-czesciowo-wolny/#comments Fri, 23 Mar 2012 14:38:00 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4129 czytaj więcej]]> Odpowiedź na pytanie, czy brać dzieci do muzeum, wiąże się z tym, czy muzeum uważa, że warto dzieci do siebie zapraszać. I nie jest to wcale kwestia oczywista, mimo że ostatnio poświęca się jej coraz więcej uwagi. Wydaje się, że przestrzeń muzealna powinna być inkluzywna i otwarta na różne typy publiczności, co oznacza wyjście naprzeciw różnym potrzebom. A więc czy dzieciom potrzebne jest w ogóle muzeum?

Ostatnio zadałam sobie to pytanie, podczas wizyty w jednym z krakowskich muzeów. Niedawno, po długim remoncie, została tam otwarta wystawa stała. Ekspozycja sztuki mieści się w przestronnych, jasnych pomieszczeniach. Dzieła są opisane na nowocześnie zaprojektowanych tabliczkach. Można wypożyczyć multimedialne przewodniki, jest sklep, w którym można kupić pamiątki (ogólnie niezłe, choć drogie).

Dorosłego człowieka nastawionego na kontakt ze sztuką powinno to w zupełności zadowolić. A co, jeśli akurat ów dorosły człowiek ma dziecko (co, mimo różnych niedogodności, jakie wiążą się z dziećmi, wciąż się przydarza)? Wtedy kontakt ze sztuką schodzi na plan najdalszy, a opiekun przyjmuje strategię przetrwania. Małe dzieci mają potrzebę, na przykład, biegania. To rozprasza innych gości. Niekoniecznie są cicho. Wreszcie – chcą DOTYKAĆ. I wtedy te ładne, nowoczesne tabliczki, które są dokładnie na wysokości dostępnej małym rączkom, stają się atrakcyjnym łupem. Dlaczego one? Bo nic innego, co dziecko mogłoby bez większej szkody dotknąć, tam nie ma. Można uznać, że gdyby było, stanowiłoby zakłócenie harmonijnej przestrzeni wystawienniczej. Albo założyć, że do muzeum sztuki po prostu nie przychodzi się z małymi dziećmi. Mówię całkiem poważnie.

Zobaczmy, co robi w tym czasie duże dziecko, w wieku szkolnym. Otóż, wypożyczywszy multimedialny przewodnik, stara się zwiedzać wystawę zgodnie z (ciekawą skadinąd) opowieścią z głośniczka. Po pierwsze mało słychać. Po drugie nie da się tekstu przewinąć do przodu ani skrócić, co w epoce personalizacji odbioru dźwięków za pomocą odtwarzaczy mp3 i multimedialnych telefonów, jest dla użytkownika trudne do przyjęcia. Więc najpierw się stara, potem się nudzi, ale jeśli chce podążać za przewodnikiem, wie, że musi dostać do końca, bo „nie da się przewinąć”. W końcu rezygnuje.

Powinnam pochwalić muzeum za parking dla wózków, udostępniony przy szatni. A także za to, że od czasu do czasu organizuje niedzielne zajęcia dla rodzin. I z pewnością to więcej niż nic. O co mi więc chodzi?

Jednym z możliwych rozwiązań, które jest powszechną praktyką na przykład w muzeach brytyjskich, jest udostępnianie muzeów grupom szczególnych potrzeb, na przykład dzieciom, w jakichś stałych, znanych wcześniej, określonych godzinach. Takie „happy hour”  daje okazję do tymczasowego przeorganizowania przestrzeni. Pozwala zaprosić do muzeum wolontariuszy „od dzieci” – z  pewnością znajdą się tacy, którzy chcą zgromadzić takie doświadczenia. Z drugiej strony jest ważną informacją dla innych zwiedzających, którzy mają święte prawo do ciszy i spokoju. Oni przyjdą kiedy indziej.

Inną opcją jest specjalne zaaranżowanie wydzielonych przestrzeni dla różnych grup wiekowych. Widziałam tematyczne ogrody sensoryczne przygotowane dla dzieci, które uczyły się tam chodzić i założę się, że kiedy będą starsze, wraz z opiekunami będą wracać do muzeum, które przejmuje się potrzebami.

Można przygotować także nieingerujące w przestrzeń zestawy do zwiedzania i takie rozwiązania funkcjonują dobrze także w kilku pobliskich muzeach. Do plecaka wystarczy włożyć kolorowankę, kilka zabawek, być może poduszkę. Testowaliśmy to rozwiązanie na wystawie w Muzeum Miejskim w Wadowicach i sprawdziło się.

Podsumowując: istnieją sposoby na dzieci w muzeum. Są one ważne jednak nie tyle dla dzieci (które pewnie mogą bez muzeów przeżyć), co dla budowania wizerunku tej instytucji jako miejsca dostępnego i otwartego. Jeśli zaś chcemy stworzyć świątynię ciszy i sztuki, może być o taki wizerunek trudno, co nie oznacza wcale, że koniecznie wszystkie przestrzenie muszą być dobre dla dzieci.

 

 

 

]]>
http://muzeoblog.org/2012/03/23/muzeum-wstep-czesciowo-wolny/feed/ 4
Prace Dynamiki: warsztaty „Szkoła i muzeum, dobre sąsiedztwo” http://muzeoblog.org/2011/12/08/szkola-i-muzeum-i/ http://muzeoblog.org/2011/12/08/szkola-i-muzeum-i/#comments Thu, 08 Dec 2011 13:32:57 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3746 czytaj więcej]]> 6 grudnia 2011 roku odbyły się kolejne warsztaty Dynamiki Ekspozycji. Ich temat: „Szkoła i muzeum, dobre sąsiedztwo”, spotkał się z dużym zainteresowaniem. Zajęcia prowadzili Marcin Klag i Piotr Idziak z MIK-u. W roli eksperta ds. nowej podstawy programowej wystąpiła Małgorzata Wojnarowska z Małopolskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli, konsultantka MEN ds. nowej podstawy programowej. Wśród uczestników byli pracownicy muzeów i galerii z Małopolski, samego Krakowa i innych miast Polski. Przeważali stali odbiorcy oferty warsztatowej Dynamiki, było też kilka nowych twarzy.
Spotkanie rozpoczęło się prezentacją Marcina Klaga dotyczącą zasad nauczania opartego na kluczowych kompetencjach. Były to treści opracowane w ramach projektu Aqueduct, uzupełnione przedstawieniem podejścia do edukacji z wykorzystaniem dziedzictwa kulturowego wypracowanego przez Małopolski Instytut Kultury podczas realizacji konkursu Skarby Małopolski. Następnie Małgorzata Wojnarowska przedstawiła zmiany w edukacji szkolnej związane z wdrażaniem nowej podstawy programowej, zwłaszcza w zakresie metody projektowej.
Zastanawialiśmy się wspólnie, jak podejście do nauczania od strony kompetencji, nowa podstawa programowa i współczesne przemiany cywilizacyjne wpływają na kierunki budowania adresowanej do szkół oferty muzeów. Muzeum zostało z tej perspektywy potraktowane jako instytucja dysponująca zasobami w postaci: przestrzeni, treści zawartych w zbiorach i fachowej wiedzy ekspertów. Na podstawie tak określonych zasobów staraliśmy się stworzyć konkretne usługi edukacyjne.
Wykorzystaliśmy do tego od wielu lat doskonaloną w MIK-u metodę wyjścia od szczegółu. Tworzyliśmy mapy myśli w celu zinterpretowania konkretnych, wybranych przez uczestników obiektów z ich muzeów, zadając sobie pytanie: „czego można się nauczyć na przykładzie tego eksponatu?”. Wnioski były bardzo twórcze, czasem zaskakujące. Tramwaj z Muzeum Inżynierii Miejskiej jako pretekst do uczenia o projektowaniu miasta i prądzie elektrycznym, mural Magdy Drobczyk „Kobieta z Kato” na ścianie Sosnowieckiego Centrum Sztuki jako podstawa do zajęć o street arcie, dyskusji nad społeczną rolą kobiet na Śląsku i tworzenia przez uczniów projektów własnych murali – to tylko wybrane przykłady kreatywności uczestników zajęć. Mamy nadzieję, że dla uczestników były równie interesujące, jak powstałe w ich trakcie pomysły.

Temat współpracy muzeów ze szkołami okazał się jednak bardzo szeroki, podczas jednego dnia zajęć nie byliśmy w stanie przeanalizować go w całości. Zagadnienia poruszane podczas dyskusji i w kuluarach wskazały, że jest potrzeba dalszej jego eksploracji. Oprócz kolejnych edycji warsztatu „Szkoła i muzeum, dobre sąsiedztwo” przewidujemy jego kontynuację w ramach zajęć rozwijających niektóre treści. Prosimy o sugestie: co wybrać i pogłębić, co z punktu widzenia muzeum jest szczególnie interesujące w kwestii budowania relacji ze szkołami.

Flickr is currently unavailable.
]]>
http://muzeoblog.org/2011/12/08/szkola-i-muzeum-i/feed/ 0
Zapraszamy na warsztaty pt. Szkoła i muzeum – dobre „sąsiedztwo” http://muzeoblog.org/2011/11/15/zapraszamy-na-warsztaty-pt-szkola-i-muzeum-%e2%80%93-dobre-%e2%80%9esasiedztwo%e2%80%9d/ http://muzeoblog.org/2011/11/15/zapraszamy-na-warsztaty-pt-szkola-i-muzeum-%e2%80%93-dobre-%e2%80%9esasiedztwo%e2%80%9d/#comments Tue, 15 Nov 2011 10:51:01 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3642 czytaj więcej]]> Serdecznie zapraszamy na kolejne warsztaty organizowane przez zespół Dynamiki Ekspozycji, które odbędą się 6 grudnia (I termin) i 13 grudnia (II termin) 2011 r. oraz 24 stycznia 2012 r. (III termin) w siedzibie MIK. Tym razem tematem warsztatów będzie współpraca szkoły i muzeum. Zastanowimy się, jak przygotować ofertę muzealną dla szkół, aby mogła ona być jak najlepiej wykorzystana w procesie edukacyjnym realizowanym przez szkołę. Zaprezentujemy zasady nauczania zorientowanego na przekazywanie kluczowych kompetencji. Obowiązująca od trzech lat nowa podstawa programowa różni się w swym zamyśle od programu nauczania z lat poprzednich. Nie chodzi tu o różnice w zawartości merytorycznej, lecz w sposobie patrzenia na materiał nauczania. To, w jaki sposób twórczo wykorzystać znajomość podstawy programowej, będzie drugą główną kwestią poruszoną na warsztatach. Kolejnym tematem będą oczekiwania nauczycieli wobec wizyty w muzeum. Czy wyjście ze szkoły to ciekawe wydarzenie, czy przykry obowiązek, który zaburza misternie konstruowany plan lekcji? Jak sprawić, by nauczyciel i uczeń mieli z wizyty w muzeum największe korzyści?

Uczestnicy otrzymają cyfrową wersję podręcznika wypracowanego podczas trwania projektu „Aqueduct – nabywanie kluczowych kompetencji w kontekście dziedzictwa kulturowego”, w którym zaprezentowano możliwości wykorzystania dziedzictwa w procesie edukacji, najczęściej stosowane metody nauczania oraz liczne przykłady dobrych praktyk z wielu krajów europejskich.

Warsztaty odbędą się w Małopolskim Instytucie Kultury, przy ul. Karmelickiej 27 w godzinach 10.00-16.00. Informacje praktyczne.

Zapraszamy także do zapoznania się z planem warsztatów Dynamiki Ekspozycji na I połowę 2012 r. oraz stałą ofertą szkoleniową MIK.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/11/15/zapraszamy-na-warsztaty-pt-szkola-i-muzeum-%e2%80%93-dobre-%e2%80%9esasiedztwo%e2%80%9d/feed/ 1
Popkolekcje i wykształcanie dobrych nawyków http://muzeoblog.org/2011/11/02/popkolekcje-i-wyksztalcanie-dobrych-nawykow/ http://muzeoblog.org/2011/11/02/popkolekcje-i-wyksztalcanie-dobrych-nawykow/#comments Wed, 02 Nov 2011 20:55:36 +0000 http://muzeoblog.org/?p=3527 czytaj więcej]]> Jako, że muzeum nie jest dla zbyt wielu młodych ludzi synonimem fascynacji i dobrego sposobu spędzania wolnego czasu,  próby zaproszenia młodzieży do przestrzeni muzealnej bardzo często okazują się niepowodzeniami. Tutaj chcę zaprezentować jedną z wirtualnych realizacji, która wykorzystuje pewne dobrze przyswojone trendy konsumpcyjne zmieniając je w dobre nawyki aktywnych twórców kultury. Jest ona częścią portalu culture24, gdzie muzea traktowane są, jako ważne kulturotwórcze miejsca w brytyjskim dyskursie publicznym.

Serwis nazywa się caboodle i już samo nazwanie go w ten sposób zasługuje na pochwałę. W serwisie słowo to występuje zresztą w formie czasownikowej, co jest ciekawym zabiegiem spotykanym np. we współczesnej refleksji historiograficznej, gdzie aktywny wymiar historii podkreślany jest przez użycie „history” w formie czasownikowej. Caboodle brzmi trochę dziecięco, trochę beztrosko, a użycie neologizmu sugeruje przy okazji zaproszenie do czegoś nowego, nieodkrytego, wyjątkowego.

Otóż caboodle stara się być czymś na kształt społecznościowego serwisu dla zanurzonych w popkulturze starszych dzieci, które mogą tutaj pochwalić się własnymi kolekcjami. Różnorodność ich jest dość spora, choć można by osiągnąć w tym względzie więcej inspirując użytkowników przez dobrą moderację. Nawigacja i układ treści są dziecięco proste. Nie ma wielokrotnych menu, łatwo znaleźć wyszukiwarkę, która jest standardowo umieszczona na górze po prawej stronie, wykorzystane są tagi, co podnosi nie tylko użyteczność, a także nieformalność projektu graficznego. Na stronie prezentowane są kolekcje prywatne dzieci, a także kolekcje powstałe w efekcie odkryć dokonanych w muzeach. Formuła prostej galerii zdjęć, do których dołączone są krótkie opisy kolekcjonerów/ kustoszy zawiera także każdorazowo wstępny opis całego zbioru. Atutem zaproszenia dzieci do roli komentatorów jest nierzadka świeżość spojrzenia,  umożliwiająca zobaczenie eksponatów w nowych kontekstach.

Mimo swoich zalet portal nie jest najbardziej żywym miejscem sieci. Zawodzi promocja, żenująco brzmią także wypowiedzi zaczynające się od słów „jestem dwunastolatkiem i chętnie podzielę się z wami moimi wspaniałymi znaleziskami z … muzeum”- cały post podpisany przez owo muzeum. Mimo to widzę duży potencjał tego pomysłu, a zwłaszcza warto zwrócić uwagę na kilka celowych i dobrze rozegranych zabiegów dydaktycznych. Po pierwsze młodzi ludzie są tutaj potraktowani jako osoby o wystarczających kompetencjach, aby tworzyć swoje kolekcje. Po drugie komentarze, a wiec także same systemy klasyfikacyjne są tutaj immanentną częścią kolekcji. To jest wspaniały, głęboko ontologicznie słuszny, nawyk, który ułatwi w przyszłości młodym kolekcjonerom docenianie różnorodnych kolekcji muzealnych. Po trzecie codzienność i przestrzeń osobista wskazane są, jako dobre obszary do poszukiwań przedmiotów należących do zdefiniowanych kategorii i klas. Wreszcie muzea, dzięki temu, że ich zbiory są częściowo digitalizowane, mogą bez problemu udostępniać je, zachęcając do tworzenia własnych kolekcji, interpretacji i dzielenia się nimi.Tym samym uczestniczą w kulturze jako aktywni aktorzy, dywersyfikując dostępne  zasoby i zapraszając do partycypacji.

Jest jeszcze jeden aspekt. W całym portalu ogromną rolę odgrywa popkulturowy sztafaż, który dobrze współgra z zawartością kolekcji prezentowanych przez młodzież. Odniesienie do popkultury niesie ze sobą pewne zagrożenie wynikające z szybkiej satysfakcji, jaką ona daje. Muzea, stawiając swoje zbiory w jednym rzędzie z dziecięcymi skarbami, mogą liczyć się z odebraniem im pewnej aury świętości należnej przybytkom muz. Jeśli takie sformułowanie pobrzmiewa dezynwolturą, to nie jest ona zamierzona: często uroczysta atmosfera rzeczywiście wzmacnia przeżycia z wizyty w muzeum. A jednak zaproszenie do osobistego uczestnictwa i interpretacji zbiorów jest chyba najlepszym, bo upodmiotowiającym gości muzealnych,  komunikatem działającym dla dobra muzeów.

 

 

]]>
http://muzeoblog.org/2011/11/02/popkolekcje-i-wyksztalcanie-dobrych-nawykow/feed/ 0
Schyłek Lata w Kronice http://muzeoblog.org/2011/08/27/schylek-lata-w-kronice/ http://muzeoblog.org/2011/08/27/schylek-lata-w-kronice/#comments Sat, 27 Aug 2011 16:59:09 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2995 czytaj więcej]]> Sala ekspozycyjna zamieniona w warsztat plastyczny. Plac zabaw w galerii. Dzieci czują się tu jak u siebie, kto nie pracuje przy właśnie powstającej wystawie, buja się na huśtawce. Tak jest w sierpniu w Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu. Trwa tu akcja Schyłek Lata. Jest to szereg warsztatów, zajęć i spotkań z artystami, w efekcie których powstaje wspólna wystawa. Tak o Schyłku Lata pisze kuratorka Agata Tecl:

Punktem wyjścia tegorocznej, piątej już wystawy dla młodszego odbiorcy (z wyraźnym dopiskiem i nie tylko) jest stworzenie przestrzeni sprzyjającej spotkaniu najczęściej oddzielanych wyobraźni: dziecięcej i dorosłej, osób uznanych za zdrowe i tych, które dotknięte są różnego rodzaju niepełnosprawnościami (fizyczną, intelektualną, społeczną, ekonomiczną), amatorów i artystów. Kluczowymi elementami stało się najpierw bycie ze sobą, potem dialog, połączenie rożnych energii, pomysłów, tematów i wreszcie wspólna praca.

 
W ramach współpracy CSW Kronika z Teatrem Figur Kraków, miałem przyjemność prowadzić w Centrum warsztaty z teatru cieni. Tydzień spędzony z uczestnikami Schyłku Lata był dobrą okazją by przyjrzeć się realizowanym w Kronice działaniom z najmłodszą publicznością. Wypracowane tu podejście do pracy z dziećmi można prześledzić w kilku aspektach: ekspozycji, przestrzeni galerii, współpracy z artystami i promocji rozumianej jako docieranie do nowych odbiorców.

Po pierwsze, twórczość najmłodszych uczestników sztuki jest tu traktowana bardzo serio. Praca z dziećmi nie jest tu ograniczona tylko do zajęć czy lekcji, ale w jej wyniku powstaje ekspozycja, która jest pełnoprawnym elementem działalności wystawienniczej Centrum. Takie wystawy edukacyjne odbyły się w Kronice już trzykrotnie. Uczestnicy zajęć biorą udział we wszystkich etapach tworzenia wystawy, dzięki czemu uważają ją za coś swojego i potrafią kompetentnie o niej opowiadać. Odbywa się prawdziwy wernisaż, wystawa jest udostępniona do zwiedzania wraz z komentarzem kuratorskim i oprowadzaniem.

Po drugie, przestrzeń całej galerii zmienia się w trakcie trwania projektu. Praca wre, w salach ekspozycyjnych porozkładane są stoły do prac plastycznych. Wszędzie leżą narzędzia, materiały i projekty w konstrukcji – twórczy nieład. Młodzi twórcy opanowali niemal całą przestrzeń Centrum. Nie ma tu osobnych sal do warsztatów. Zajęcia odbywają się jakby na placu budowy powstającej właśnie wystawy. W tym roku jedno z pomieszczeń galerii zostało zamienione zgodnie z projektem dzieci. Wybudowano labirynt, pojawił się wodospad, w drzwiach zawisła huśtawka. Wszystko to sprawia, że przestrzeń galerii nie ma w sobie nic z chłodu i sterylności klasycznego white boxu. Dzięki obecności dzieci i ich energii znika częste w galeriach sztuki wrażenie opresyjnej elitarności przestrzeni, w której trzeba wiedzieć jak się zachowywać, co mówić, jakim być… Tutaj wolno być każdemu.
 
Po trzecie, z dziećmi w Kronice pracują, obok animatorów i opiekunów również artyści. Zgodnie z założeniami kuratorskimi akcja ta ma być spotkaniem. Zaproszeni artyści nie występują tu w roli instruktorów tylko współtwórców. Ich zadaniem jest dawać narzędzia i kierować wrażliwość uczestników, ale często jest też tak, że to oni idą za wyobraźnią dzieci i ich wizją świata. To założenie sprawia, że zapraszani są twórcy, którzy widzą sens takiej pracy i dla których jest ona również inspiracją dla własnych działań. Rolą CSW jest w tym wypadku zapewnienie przestrzeni dla takiego spotkania. Więcej o artystach współpracujących z Kroniką na stronie Centrum.
 
Po czwarte, działania realizowane z dziećmi wydają się być istotne dla promocji CSW Kronika. Służą promocji rozumianej jako poszukiwanie sposobów na docieranie do nowych widzów, przyciąganie odbiorców, którzy na co dzień nie traktują galerii sztuki jako miejsca dla siebie. Wykorzystywana jest przy tym mediacyjna rola dzieci – czują się tu dobrze, opowiadają w domu co robią, a to ośmiela rodziców żeby też przyjść. Poprzez obecność dzieci przestrzeń staje się też swojska i mniej elitarna – łatwiej jest tu przyjść, kiedy nigdy się jeszcze w galerii nie było. Nie bez znaczenia jest też fakt, że gros najmłodszych odbiorców działań Kroniki to dzieci z bliskiego otoczenia galerii, z bytomskiej starówki. Wyraźnie widać, że Kronika jest ich miejscem – przychodzą tu, żeby pobyć. Dzięki temu Centrum nie jest wyspą, ale w naturalny sposób istnieje na mapie społecznej okolicy. Poczuliśmy to już na wejściu, kiedy z Teatrem Figur przenosiliśmy do Kroniki scenografię naszego spektaklu. Przy aucie natychmiast stawiło się dwóch siedmiolatków. Chłopcy od razu zażądali dla siebie pracy przy przenoszeniu rzeczy. Było dla nich oczywiste, że kiedy w Kronice coś się dzieje, to dla nich jest przy tym coś do robienia, jest przygoda.
 
Podsumowując, działania w Kronice to dobry przykład całościowego podejścia do roli dzieci w centrum sztuki. Praca z dziećmi nie jest tutaj oddzielona od głównego nurtu aktywności galerii, nie jest ograniczona do sali edukacyjnej i wymyka się samemu określeniu edukacja. Działania nakierowane na najmłodszych uczestników sztuki zajmują ważne miejsce w programie i wizji kuratorskiej CSW. Służą docieraniu do nowej publiczności i komunikacji z lokalną społecznością, oddziaływają na całą przestrzeń galerii, „ożywiają” sale wystawowe i budują atmosferę miejsca.

Fot: Natalia Laskowska, CSW Kronika©

]]>
http://muzeoblog.org/2011/08/27/schylek-lata-w-kronice/feed/ 0
Podchody, wyszalnia i festyn http://muzeoblog.org/2011/06/08/podchody-wyszalnia-i-festyn/ http://muzeoblog.org/2011/06/08/podchody-wyszalnia-i-festyn/#comments Wed, 08 Jun 2011 10:18:17 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2931 czytaj więcej]]> W ostatnią sobotę organizowałam nieformalny questing- urodzinową grę terenową, z prezentami i finałowym tortem. Wydarzenie było adresowane do dziesięciolatków. Ponieważ od jakiegoś czasu zajmujemy się w „DE” questingami, chcę przy okazji podzielić się kilkoma poczynionymi ostatnio odkryciami.

Po pierwsze impreza bardzo się udała. A jej uczestnicy najbardziej docenili to, że „na koniec było lanie wodą”, a wcześniej „wszyscy gonili, jak wariaci”. Jakoś mniej zapadł im w pamięć przekaz edukacyjny, mimo, że był podany w postaci rebusów do wykonania i opowieści, które trzeba było tworzyć przy wykorzystaniu scenografii miejskiej przestrzeni. Ale to pozorne niepowodzenie, bo okazało się szybko, że nowe trudne słówka się zapamiętały, a doświadczenie- jak zawsze- było najlepszą sytuacją edukacyjną.

Całość trwała trzy i pół godziny, z czego ponad połowa przypadła na zajęcia i zabawy ruchowe (mniej lub bardziej animowane). Piszę o tym dlatego, że po moich różnych doświadczeniach z dziećmi znacząco przeformułowałam scenariusz zajęć zmieniając proporcję zadań do wykonania i szaleństw, a także wprowadzając mimo wcześniejszej niechęci elementy rywalizacji grupowej. Skorzystałam też z przykładu pewnej krakowskiej szkoły podstawowej, która zorganizowała w swoich murach tzw. wyszalnię, miejsce dla „dzieci z problemami z koncentracja i nadpobudliwością”(cokolwiek to znaczy). Chodzi o to, aby umożliwić dzieciom skorzystanie z wentylu bezpieczeństwa, celowo rozproszyć pożądaną kiedy indziej koncentrację. Doradzam też takie podejście muzealnikom projektującym warsztaty dla dzieci: cykl uwagi dzieci nie pokrywa się przecież z cyklem uwagi dorosłego kustosza, a warsztaty muzealne mogą przecież zawierać w sobie element zapomnianych dziś „ćwiczeń śródlekcyjnych”. Na przykład dobrze znana, kolorowa chusta Klanzy jest w sumie małym wydatkiem, a dobrze sprawdza się na niewielkich przestrzeniach, jakimi dysponują muzea.

Wyszalnia, mówiąc krótko, podnosi znacząco poziom satysfakcji uczestników. To co jeszcze wzmacnia ich zadowolenie to użycie wiecznie aktualnych trików, które sprawiają, że nauka jest przeżywana jako zabawa: małe słodycze, baloniki, nagrody.

Na koniec tego urodzinowego dnia wydarzyła się jeszcze jedna miła rzecz. Akurat nad Wisłą były sztuczne ognie. Powiem od razu, że tylko jako część większej imprezy, ale i tak to one były bardzo wyczekiwane. Na owej imprezie na wolnym powietrzu spotkałam kilku znajomych, którzy zawsze deklarują niechęć do spędów i festynów. Ale (podobnie jak ja) mają słabość do fajerwerków. I tak, jak zawsze rozmawiamy o jakościowej edukacji w dziedzictwie, tak tym razem wymienialiśmy uwagi o beztroskiej, prostej przyjemności: ciepłym czerwcowym wieczorze nad rzeką, wiosennym niebie rozświetlonym sztucznymi ogniami.

Podsumowując, myślę, że warto pamiętać o prostych przyjemnościach, o których często łatwo zapominamy przy projektowaniu zajęć edukacyjnych (jestem w tym pierwsza z wielkimi ambicjami). Osioł w Szreku mawia, że wszyscy lubią kremówki. Może w Polsce to akurat nie jest opinia pozbawiona poważnych skojarzeń, ale daje do myślenia. Nie wszyscy lubią festyny, ani sztuczne ognie. Ale kto nie lubi małych przyjemności? A jeśli chodzi o dzieci, to może warto czasem pomyśleć o wycieczce do muzeum jako o czymś miłym i obiecującym małe, dobre nagrody. Nie tylko wynikające z merytorycznej oferty, która- bez dwóch zdań- powinna być największym magnesem muzeum.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/06/08/podchody-wyszalnia-i-festyn/feed/ 3
Szyfrem do mnie mów (wystawo)… http://muzeoblog.org/2011/05/11/szyfrem-do-mnie-mow/ http://muzeoblog.org/2011/05/11/szyfrem-do-mnie-mow/#comments Wed, 11 May 2011 08:35:57 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2801 czytaj więcej]]> W instalacji „Powiązania„, o której dużo ostatnio piszemy, znalazło się proste rozwiązanie, które skierowane jest przede wszystkim do dzieci. Powinno pomóc także w dużym stopniu rodzicom, którzy często w przestrzeniach ekspozycyjnych czują się zagubieni i szukają sposobów zajęcia swoich dzieci, co nie zawsze jest w muzeach proste. Chcę tutaj zwrócić uwagę na tą, stworzoną przez nas, minimalną ścieżkę dziecięcą przede wszystkim dlatego, że wykorzystuje ona kilka prostych (a sprawdzających się) zasad i jest bardzo mało kosztowna.

1. Szyfr. Zaszyfrowaliśmy słowa, które trzeba znaleźć w różnych miejscach instalacji. dzięki temu wystawę nie tylko się ogląda, ale poszukiwania słów zachęcają do poruszania się, podglądania, odkrywania obiektów, spoglądania na nie z innej strony. Słowa tworzące rozwiązanie umieszczone są w takich miejscach, które są dostępne przede wszystkim dla dzieci.
2. Kod na ulotce. Częstym wyzwaniem jest to, jak sprawić, żeby zwiedzający korzystali z ulotek i innych materiałów nie dopiero w domu, ale podczas wizyty. My rozwiązaliśmy to tak: zaszyfrowane słowa można odczytać przy użyciu kodu, który znajduje się wyłącznie na ulotce. Po odczytaniu tekstu ulotka powinna spełnić inne funkcje, u nas: powinna dostarczyć dodatkowych kontekstów interpretacyjnych.
3. Alfabet. Ułożyliśmy taki szyfr, który byłby związany z tematem instalacji i samego wydarzenia, do którego odsyła. Ma on formę alfabetu składającego się z małopolskich symboli- wybranych z wielu możliwych. Nie wszystkie symbole są zrozumiałe od razu, dlatego wyjaśniamy je przy pomocy ułożonej na tą okazję historii.
4. Mnemotechnika. Historyjka ułożona tak, aby wyjaśnić zastosowanie znaków szyfrowego alfabetu, jest przy okazji przykładem zastosowania mnemotechniki- efektywnego sposobu zapamiętywania dat, czy trudnych słów. Historyjka jest jednym z wielu możliwych sposobów ułożenia oderwanych od siebie znaków w narracyjną całość.
5. Prostota formy. szyfr został zaprojektowany przez grafika w taki sposób, aby znaki były jak najprostsze. Dzięki temu każdy może później własnoręcznie wykorzystać szyfr, co znowu jest próbą przedłużenia trwania wydarzenia i wizyty na wystawie.

Podsumowując: zapraszamy dzieci, a wraz dziećmi staramy się ułatwić dobrą wizytę całym rodzinom. Przedłużamy wizytę, zachęcamy do „zabrania” wystawy do domu. Tworzymy taką ulotkę, która ma zastosowanie nie tylko w przestrzeni instalacji. Promujemy uniwersalne narzędzia tu: pomagające w uczeniu się. Wreszcie, historyjka jest zaproszeniem do układania własnych, kolejnych opowieści i bajek, co także jest dobrym sposobem spędzania wolnego czasu.

Poniżej cytuję wyjaśnienie alfabetu tak, jak prezentujemy je na stronie internetowej www.dnidziedzictwa.pl

W przestrzeni instalacji artystycznej, która znajduje się na Małym Rynku ukryto hasło, które można odczytać przy pomocy alfabetu będącego kodem potrzebnym do złamania szyfru. Ten szyfr to jeden z możliwych alfabetów Małopolski, szereg znaków odnoszących się do wybranych części różnorodnego dziedzictwa tego regionu.

W poniższym tekście można znaleźć słowa, których inicjały utworzyły ów szyfr. Jeden ze znaków nie znalazł się w opowiadaniu. Który to?

Dawno, dawno temu była sobie kraina…A tyle w niej było różności: i biedy i bogactwa, i smutków i radości, i puszczy i nieużytków, miast i wsi, rzek i gór, że i historii o niej wiele powstawać zaczęło. A tyle tych opowieści ze do dziś dnia wciąż nowe ludzie opowiadają.

Wiele legend opowiada się o Wiśle, rzece przy której mieszkał kiedyś budzący grozę smok, którego pewien krakowiak pokonał sprytem i odwagą. Nie tylko Wisłą, ale także Innymi rzekami spławiano przez wieki drewno i zboże, a do dziś pienińscy flisacy spławiają turystów przełomem Dunajca.
Małopolska słynie z niezwykłości przyrody: jaskinie jurajskie wciąż są schronieniem dla nietoperzy, a mówi się też, że niegdyś uratowały także życie króla przeciwko któremu wybuchł bunt. O pięknie szczytów i spokoju dolin, ale i o tajemnicach, jakie kryją wiele opowiedzieć mogą górale: i to nie tylko o Tatrach, ale i o Beskidach, których pejzaż na wchodzie regionu do dziś wzbogacają kopuły cerkwi. Tam także, ale i w domach wiernych odnaleźć można kunsztownie pisane ikony.
Wspomnieniem dawnych dziejów jest pół-bajkowy jeździec lajkonik, który przypomina o tatarskich najazdach nękających małopolskie ziemie, podobnie jak krakowski hejnał, którego melodia dobrze znana jest każdemu, kto w południe słucha radia.
Małopolska słynęła niegdyś z budzących ciekawość taborów cygańskich, a i dziś można spotkać gwarne i barwne osady cygańskie na skraju karpackich wsi.
Mówią o tym jak to gdzie niegdzie “dzwony szły na armaty”, gdy w Małopolsce wojowano, a tych armat do dziś szukać można po zamkach… A i wielki dzwon Zygmunt, który w jednej z wawelskich wież wisi, swoim głosem na całą Polskę obwieszcza wielkie wydarzenia.
Część tych ziem nazywano kiedyś “polskim Teksasem” , dzięki znajdującym się tam złożom ropy. W tych okolicach zapłonęła pierwsza na świecie lampa naftowa.
Wśród miejsc szczególnych jest tu i jedyna w Polsce pustynia, związana z legendą o czarnoksiężniku Twardowskim, i pustelnie, zwane też eremami, które niekiedy cieszą się opinią miejsc świętych.
Setki opowieści wiążą się też z Akademią Krakowską, dziś znaną jako Uniwersytet Jagielloński, miejscem, które łączy w sobie tradycje królewskie i studenckie.
Czy to symbol słońca odnajdziemy na wzorze z formy do oscypka i góralskiej parzenicy? Niektórzy widzą w nich to samo koło, które umieszczone jest na romskiej fladze…
Małopolska zaprasza do odkrywania zarówno powagi dziedzictwa wielkich zabytków, jak i lekkości jaką mają w sobie niezmiernie rzadkie motyle z gatunku niepylak apollo. Nawet one nie tylko budzą podziw wielu, ale także inspirują do powstawania kolejnych legend i opowieści, z których Małopolska słynie.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/05/11/szyfrem-do-mnie-mow/feed/ 0
Sklep muzealny: Skład solny http://muzeoblog.org/2011/03/10/sklep-muzealny-sklad-solny/ http://muzeoblog.org/2011/03/10/sklep-muzealny-sklad-solny/#comments Thu, 10 Mar 2011 14:03:29 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2686 czytaj więcej]]> W Solankach Królewskich w Arc et Senans, unikalnej manufakturze soli znajdującej się we wschodniej Francji, znajduje się sklepik, który bardzo dobrze ilustruje dobry typ współistnienia z zabytkiem, a także odpowiada na potrzeby gości i lokalnej społeczności. Sklepik znajduje się na samym końcu trasy zwiedzania, trzeba przez niego przejść, żeby móc wyjść z kompleksu, poza obszar biletowany. Takie rozwiązanie sprawdza się zwłaszcza w takich miejscach, do których większość turystów przyjeżdża raz w zyciu i spędza tak do dwóch godzin (wliczając w to kawę i zakupy). Oczywiście, jeżeli dysponujemy wolnym budynkiem/ pomieszczeniem, które może funkcjonować niezależnie od strefy biletowanej, zachęcamy do zakupów większą ilość klientów. Tak działa np. Musee Branly, którego sklep muzealny jest po prostu dobrze wyposażoną księgarnią i galerią, z zabawkami, muzyką i artykułami piśmienniczymi.

Przede wszystkim należy mieć na uwadze to, że sklep muzealny może wzmacniać komunikat, jaki wysyłany jest przez zabytek/ muzeum. Żeby to było możliwe najlepiej, aby sam komunikat był klarowny, innymi słowy, żeby można było odpowiedzieć na pytanie o to, co jest w tym miejscu szczególnego. Dobrym testem na taki komunikat jest próba sforułowania prostego zdania oznajmującego, które zwięźle okresla charakter miejsca. W Arc et Senans byłoby to „Jest to manufaktura soli, zaprojektowana jako oświeceniowe miasto idealne składające się z ogrodów i klasycystycznych zabudowań”.
Wobec tego w sklepie muzealnym znajduje się obowiązkowo asortyment odwołujący się do tego opisu. A więc, znane nam z Wieliczki, przeróżne wariacje na temat soli: solniczki, przepisy, woreczki z solą, rzeźby. Po drugie specjalistyczna literatura dotycząca słów-kluczy: utopia, architektura, ogrody. Są tam albumy, popularne podręczniki, makiety do samodzielnego złożenia, czy poradniki, magazyny i inne periodyki. Selekcja naprawdę godna porządnej księgarni.

Po drugie sklep spełnia funkcje normalnego punktu z pamiątkami. Nie proponuje jednak wyłącznie przedmiotów związanych z miejscem, choć te są najbardziej eksponowane. Podstawowa kolekcja, eksponowana w witrynce, zawiera min. zegarek z nadrukiem wizerunku i logo miejsca. Są także drobniejsze i tańsze przedmioty: pocztówki, małe makiety, gry logiczne, znaczki pocztowe, długopisy etc. Ponieważ ważna częścią koncepcji solanek jest ich unikalny układ, zakup pocztówki ze zdjęciem z lotu ptaka jest bardziej konsekwencją i uzupełnieniem zwiedzania, niż okazją do wydania pieniędzy.

Pocztówki są szczególnie ważne. To nasza bezpłatna reklama, która podobnie jak zdjęcia pamiątkowe, będzie promować zabytek poprzez przekonanych do niego turystów (oczywiście jeśli ci oprócz zakupów mogą liczyć na więcej).

Kolejny konieczny dział związany jest z praktyką podróżowania. Przede wszystkim ważne są mapy o różnych skalach, przewodniki, plany, czy wydawnictwa prezentujące lokalne środowisko. Mogą się tu znaleźć także produkty znane np. ze schronisk górskich: chusty i bandany, latarki-czołówki i inne gadżety mniej lub bardziej praktyczne. W dobrym sklepiku kupimy też: filmy do aparatu, baterie, a nawet karty pamięci.

Wreszcie dwa inne ważne działy: dziececy i produktow lokalnych (nie jestem pewna, czy dzieci są bardziej lokalne, czy globalne, ale jakoś te dwa dzialy często ze sobą sąsiadują). Obydwa tematy zasługują na oddzielne potraktowanie, teraz wspomnę tylko, że kiedy myślimy „dzieci” warto pamiętać o różnych grupach wiekowych. Mnie akurat interesowaly tym razem dzieci bardzo małe i rzeczywiście znalazłam kilka książeczek o ogrodach i domkach, tematycznie dobranych do miejsca. Wybór publikacji w dziale i tutaj był ogromny: komiksy, książeczki z różnymi zadaniami, kolorowanki, encyklopedie, powieści, modele do składania, układanki. Dobrym pomysłem jest sprzedawania gotowych zestawów edukacyjnych, niekoniecznie dedykowanych miejscu, ale także dostępnych normalnie w dobrych sklepach z zabawkami. Rodzice lubią „inwestować w edukację”.

Co do produktów lokalnych, zdaję sobie sprawę, że mówi się o nich tak dużo, ale naprawdę ich wagę trudno przecenić. Nie tylko jest to prezentacja kontekstu regionalnego, w jakim zabytek/ muzeum funkcjonuje, ale także dobry sposób na utrzymywania przyjaznych relacji z lokalnymi wytwórcami. W turystyce kulturalnej kupuje się jako pamiątki najchętniej przedmioty piękne (rękodzieło) i takie, które uchodzą za tradycyjne i/lub typowe. Doskonale sprzedają i kupują się tradycyjne: biszkopty, ciastka, cukierki, produkty naturalne, przyprawy i mieszanki ziołowe… słowem wszystko to, do czego nie jest konieczna lodówka.

Podsumowując: żelazny asortyment dobrego sklepiku muzealnego, pomijając wydawnictwa i foldery o samych kolekcjach i wystawach powinien zawierać: działy stematyzowanych wydawnictw (także plakatów), pamiątki drogie i tanie, mapy i przewodniki lokalne, rękodzieło i produkty lokalne.

Wreszcie w dobrym sklepiku muzealnym można płacić kartą. O tym, jak to jest istotne nie muszę przekonywać nikogo, kto choć raz nie wziął pod uwagę, że takiej możliwości nie ma akurat tam, gdzie znalazł dla siebie coś co bardzo chciał kupić. Właśnie tam, właśnie wtedy.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/03/10/sklep-muzealny-sklad-solny/feed/ 2
Apetyt w muzeum: znad zupy łososiowej http://muzeoblog.org/2011/02/01/apetyt-w-muzeum-znad-zupy-lososiowej/ http://muzeoblog.org/2011/02/01/apetyt-w-muzeum-znad-zupy-lososiowej/#comments Tue, 01 Feb 2011 22:29:54 +0000 http://www.muzeoblog.org/?p=2533 czytaj więcej]]> Znowu trafiłam do Helsinek, znowu nastała pora obiadu i znowu chciałam zjeść rozgrzewającą zupę. I co? I od razu pomyślałam o muzeum. W ramach wspominania konsekwencji tej myśli, inicjuję niniejszym na muzeoblogu nowy – smakowity- wątek, związany z jedzeniem w muzeum.
Ale oczywiście nie chodzi tylko o to. Kafeteria Kiasmy, helsińskiego muzeum sztuki współczesnej, to nie tylko samoobsługowy bar sałatkowy, bistro i kawiarnia. To przede wszystkim fragment ogólnodostępnej strefy pomyślanej jako wielofunkcyjna przestrzeń otwarta na gości, którzy chcą odwiedzić Kiasmę niekoniecznie po to, żeby zwiedzić wystawę. Ciągnąca się przez całą długość parteru budynku zaprojektowanego przez Stevena Holla przestrzeń zawiera ponadto: obszerne foyer z widokiem na charakterystyczną rampę prowadzącą na piętro, szatnię, toalety, miejsca na ulotki i informatory, wreszcie: sklep i ogromna pufa.
Powyższe zdjęcie pokazuje bardzo proste i doskonale sprawdzające się rozwiązanie, które umożliwia na przykład odpoczynek gościom lub zabawę dzieciom. Na tym zdjęciu widać plecy mamy usiłującej nakarmić dziecko (wiem, że brzmi to dość idiotycznie, ale takie zdjęcie), a w tle tylna witryna sklepu Kiasmy.
A propos dzieci, można mieć wrażenie, że tutejszy bar jest miejscem, do którego przychodzi się głównie z dziećmi. I oczywiście można na to narzekać, ale ostatecznie -ten, kto ma dzieci, wie- nie ma wielu miejsca, które zachęcają do spędzenia tam czasu. Poza tym główny powód, żeby tu przyjść to dobre jedzenie za rozsądną cenę w przyjaznej atmosferze. Dobre, czyli jakie? Świeże, dobrze widoczne, dostępne w wersji wegetariańskiej. Co bardzo ważne – jest dobra kawa, w wersji espresso i w wersji przelewowej. Herbata nie tylko czarna. Woda za darmo. Coś lokalnego i dobrze rozpoznawalne potrawy europejskie (obowiązkowo jakis makaron). Bardzo przyjazna obsługa w podkoszulkach reklamujących muzeum. Możliwość płacenia kartą. Możliwość podgrzania słoika z jedzeniem dziecięcym (bezpłatnie: w mikrofalówce, albo we wrzątku). Wystarczy.

Jeszcze jeden świetny pomysł, zarówno doskonale promujący muzeum- miejsce, jak i wzmacniający renomę tutejszej kuchni: książka kucharska.

Na koniec zdjęcie mojego ulubionego kubka. Napis głosi „Ukradłam/em to z Kiasmy”. Przykład bezpretensjonalnej pamiątki z muzeum. Oczywiście w kubkach tych pije się także gorące napoje w muzealnej kawiarni.

Na zdrowie!
Temat uważam za otwarty.

]]>
http://muzeoblog.org/2011/02/01/apetyt-w-muzeum-znad-zupy-lososiowej/feed/ 0