Muzeoblog » Łucja Piekarska-Duraj http://muzeoblog.org Muzeoblog programu Dynamika Ekspozycji Fri, 18 Nov 2016 16:35:26 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.0.22 Projektowanie doświadczeń dla muzeów http://muzeoblog.org/2014/07/18/projektowanie-doswiadczen-dla-muzeow/ http://muzeoblog.org/2014/07/18/projektowanie-doswiadczen-dla-muzeow/#comments Fri, 18 Jul 2014 15:41:05 +0000 http://muzeoblog.org/?p=5208 czytaj więcej]]> Od dłuższego czasu upieramy się, że wizyta w muzeum nie ogranicza się do przyjmowania wiedzy i kontemplowania obiektów o wysokiej wartości historycznej, artystycznej. Dla gościa równie ważne, a często nawet głębiej zapadające w pamięć są inne doświadczenia: zakupy w muzealnym sklepiku, spacer po muzealnym ogrodzie czy nawet obiad w muzealnej restauracji. Dlatego proponujemy wszystkim, którzy mają wpływ na kształt muzealnych wizyt, używanie narzędzi znanych dobrze z procesu projektowego.

Dizajnerzy, którzy starają się nie traktować użytkowników jako zło konieczne, a raczej myślących recenzentów swoich dzieł, często umieszczają projektowane przez siebie przedmioty w szerszym kontekście. Myślą o funkcjach, o potrzebach, o materiałach, o cenie. Można z podobnej perspektywy spojrzeć na projektowanie muzealnych doświadczeń, zaznaczając od razu, że potrzeby publiczności („użytkowników”) są co najmniej równie ważne, co dostępne zasoby.

Współcześnie, myśląc o projektowaniu doświadczeń muzealnych, warto wziąć pod uwagę zarówno „realny” wymiar zwiedzania, jak i jego odpowiednik wirtualny. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia ze stwarzaniem całościowej sytuacji, dlatego warto wziąć pod uwagę znacznie więcej, niż tylko kolekcję, jaka ma być zaprezentowana.

Ale o co chodzi?
Pomyślmy o internaucie, który przyciągnięty atrakcyjnym banerem, wpada do naszego wirtualnego muzeum. Chcemy go jak najdłużej zatrzymać, chcemy, żeby wracał, żeby się zalogował i podzielił na fejsie swoimi wspaniałymi wrażeniami z wizyty. Jak to osiągnąć? Wydaje się oczywiste, że warto zdać sobie sprawę z zachowań i potrzeb internautów (które są różne, ale da się je określić). Na przykład można się domyślić, że internauci są przyzwyczajeni do sieciowego poszukiwania informacji. Możemy starać się zmieniać ich przyzwyczajenia, lub wykorzystać istniejące: na przykład zamiast produkować własny słownik trudnych wyrazów, odsyłać do jednego z już istniejących. Oczywiście wiąże się to z ryzykiem, że internauta pozostanie już poza naszym serwisem, chyba że mamy coś unikalnego, czego gdzie indziej nie ma. Na przykład autorskie interpretacje czy inne komunikaty „nieprzeźroczyste”, pod którymi ktoś się z przekonaniem podpisuje.

Odpoczynek
Myślenie kategorią „user experience” w realnym muzeum, każe nam nie zapominać o fizjologicznych uwarunkowaniach zwiedzających, na przykład o potrzebie odpoczynku. Jeśli w muzeum nie ma gdzie zjeść obiadu, kanapki, czy napić się kawy, jest wielce prawdopodobne, że goście poszukają spełnienia swoich potrzeb gdzie indziej i już do muzeum nie wrócą.
Projektant zadaje w tym momencie pytanie nie tylko o to, co chcemy zwiedzającym zapewnić (np. przestrzeń wolną od hałasu, miejsce, gdzie można zaparkować wózek itd.), ale także zastanowi się nad tym, jak to zrobić, aby całościowa oferta muzealna była spójna i wzmacniała pozytywny wizerunek miejsca.
Dlatego w dobrych muzeach są specjalne krzesełka dla dzieci, specjalne menu, specjalne pufy do karmienia itd. Bo one dbają o wizerunek instytucji przyjaznej, otwartej i zapraszającej. To nie ma być jakakolwiek restauracja, łazienka czy foyer. To wszystko jest komunikatem, mimo że nie zawsze szczegółowo się go analizuje. Wreszcie chodzi nie tyle o projektowanie efektywnego przepływu informacji, a raczej o całościowe myślenie doświadczeniem. Myśląc o wizycie, projektujemy doświadczenia.

Schlebianie gustom
Stawianie w centrum uwagi „użytkownika” nie oznacza wcale, że należy bezwzględnie kierować się jego gustami. Jesteśmy odpowiedzialni za kształtowanie potrzeb, nie tylko za odpowiadanie na te, o których wiadomo, że są. Oznacza to, że nie stoją z sobą w sprzeczności ambitne wystawy i satysfakcja tzw. nieprzygotowanej publiczności. Jednak także (a zwłaszcza) udostępniając dziedzictwo, musimy uważnie brać pod uwagę doświadczenie. To nie jest wina zmęczonych turystów, że nie chce się im czytać kolejnej kartki a4 zapełnionej masą tekstu. Ani to, że akurat nie rozumieją technicznego słownictwa użytego w opisie (prawdopodobnie porywającego) eksponatu. Ani to, że irytuje ich migające światło czy półmrok. To wszystko również jest częścią ich doświadczenia.

Testowanie
Żaden projekt nie wchodzi w fazę produkcji bez testów. Co więcej, bardzo dobrym pomysłem jest prototypowanie i sprawdzanie, co działa, a co i jak można poprawić. Dlaczego by nie testować poszczególnych, małych i większych, rozwiązań w muzeach? To nie wymaga szczególnej wiedzy, a z powodzeniem może zaangażować na przykład osoby pilnujące ekspozycji.
Testowanie rozwiązań wirtualnych jest dziś standardem. Jedyne, co chciałabym dodać na ten temat, to pewne niedocenienie badań jakościowych w tym obszarze – chodzi mi o to, żeby nie tylko liczyć, ilu użytkowników, ile minut, ile wejść…, ale także spojrzeć na ewaluację ich doświadczeń.

Life hacking i UX
Czasami w codziennym, jakże wielowymiarowym życiu, zdarzają się sytuacje, które można rozwiązać prosto: zero-jedynkowo, czyli tak, jak robią to programiści. Mimo że nie należę do plemienia IT, to doceniam często uproszczenia, jakimi kierują się jego członkowie. I kiedy myślę o interpretacji dziedzictwa jak o zarządzaniu treścią i dodam do tego konkretną wiedzę z procesu projektowego, życie – także muzealne – staje się na prawdę prostsze.

]]>
http://muzeoblog.org/2014/07/18/projektowanie-doswiadczen-dla-muzeow/feed/ 0
Chlebek z dżemikiem, czyli o pożytkach z interpretacji http://muzeoblog.org/2014/05/05/chlebek-z-dzemkiem-czyli-o-pozytkach-z-interpretacji/ http://muzeoblog.org/2014/05/05/chlebek-z-dzemkiem-czyli-o-pozytkach-z-interpretacji/#comments Mon, 05 May 2014 13:33:52 +0000 http://muzeoblog.org/?p=5107 czytaj więcej]]> Jeden z moich ulubionych (radiowych) bohaterów dzieciństwa, dziadek Poszepszyński, zwykł powtarzać „palce lizać”. Lubił bowiem prostą przyjemność smakowania chleba z dżemem. Można oczywiście powiedzieć, że niewiele więcej mógł ten emeryt peerelowski oczekiwać od życia. Można też docenić prostotę przyjemności, której doświadczenie wymaga przede wszystkim koncentracji na jednym.
Dlaczego o tym mówię? Bo są na świecie tacy, którym wystarczy w muzeum prosty kontakt z obiektem. Przychodzą zobaczyć obraz. Oglądają go. Jest przeżycie. Wystarcza. I rzeczywiście niektórzy odwiedzający muzea nie potrzebują więcej. Co więcej, będą uciekać przed multimediami, warsztatami i innymi formami przymusowej partycypacji.

Nie łudźmy się jednak, że taki kontakt z dziełem jest „czysty” i niezapośredniczony: przecież ci „mało wymagający” odbiorcy są tak naprawdę dobrze przygotowani do wizyty, a samo muzeum szczerze mówiąc niewielki miało w tym udział. Dobrze wykształceni, zainteresowani dziedzictwem, ceniący wyrafinowane przyjemności ludzie o otwartych głowach i wykształconym smaku są bez wątpienia ważną grupą gości muzealnych. Opiniotwórczą. Nieliczną. I zawyżającą standardy.

Nie sugeruję tym samym, że większość ludzi przychodzących do muzeów jest nierozgarnięta i trzeba ją tam ciągnąć na siłę. Jednak różnice w kapitale kulturowym gości są duże i uniemożliwiają stworzenie sensownej, jednolitej oferty wystawienniczej, jaka usatysfakcjonowałaby wszystkich. Potrzebujemy w muzeach sytuacji dostarczających różnorodnych doświadczeń, także takich, które zapewniają samotną kontemplację dzieł. Przede wszystkim jednak wyzwaniem jest udostępnianie wiedzy, pasji i innych zasobów, jakimi dysponują muzea. Przy udostępnianiu konieczny jest proces interpretacji, a więc zarządzania treściami, a nie tylko prezentacji obiektów.

Między innymi dlatego potrzebujemy w muzeach interpretatorów, czyli takich ludzi, którzy mają łączyć z sobą światy publiczności i ekspertów. Projekt „InHerit” na pierwszym etapie ma na celu stworzenie profilu kompetencyjnego opisującego interpretatora. Pracujemy nad modelem idealnym osoby, która sama z siebie jest ciekawa świata, otwarta, uprzejma… a do tego ma kilka konkretnych umiejętności społecznych i zawodowych. Jako praktycy pracy warsztatowej i entuzjaści wspierania procesu wyobrażamy sobie, że taki ktoś zarządza intersubiektywnością, dąży do wytworzenia w miarę partnerskich relacji w grupie, wzmacnia i docenia predyspozycje gości, wspiera różnorodność. Ale jak można wspierać rozwój zawodowy takiej osoby? Jakie kompetencje powinno się rozwijać? Wreszcie, jak skutecznie promować i popularyzować potrzebę tak rozumianej interpretacji w muzeum?

Chcemy stworzyć w InHericie taki program szkoleniowy, który obejmowałby trening umiejętności komunikacyjnych i edukacyjnych, ale także zawierał praktyczną wiedzę dotyczącą na przykład tworzenia dobrych komentarzy i podpisów do eksponatów czy projektowania wystaw zachęcających gości do wyrażania swoich opinii. Docelowo kursy przygotowujące do pracy interpretatorów dziedzictwa (to, swoją drogą, wciąż nazwa robocza) mogłyby stać się częścią studiów lub stanowić samodzielną ofertę nieformalnej edukacji dorosłych.

Partnerzy z InHeritu nie są związani wyłącznie z muzeami, w rzeczywistości muzealników tym gronie prawie nie ma. Są natomiast przedstawiciele parków narodowych, uniwersytetu i organizacji zajmujących się edukacją. Aby program kursu był dobry, potrzebujemy więc dobrze zdiagnozować potrzeby szkoleniowe tych, którzy często nawet o tym nie wiedząc, zajmują się interpretacją dziedzictwa. Jesteśmy otwarci na wszelkie związane z tym sygnały i sugestie od Czytelników Muzeobloga.

A wracając do dziadka Poszepszyńskiego, ostatecznie jedną z wartości dobrej wizyty w muzeum może być przyjemność. Nie tylko satysfakcja z wynoszonej wiedzy, ale także obecne w mlaskaniu „palce lizać” docenienie chwili. I porządni interpretatorzy nie mogą o tym zapominać. Oczywiście muzea nie muszą koniecznie dostarczać przyjemności, czasem powinny budzić niepokój, ale pamięć o prostych przyjemnościach jest dla nas wszystkich, przy interpretacji, wyraźnym apelem o prostotę. Tego raczej nie da się szybko nauczyć (sama niestety wiem najlepiej), ale przynajmniej chlebek z dżemikiem pozostaje dobrym dowodem na to, że dla dobrego przeżycia nie trzeba wiele, choć akurat uwaga wydaje się konieczna. I bezcenna.

]]>
http://muzeoblog.org/2014/05/05/chlebek-z-dzemkiem-czyli-o-pozytkach-z-interpretacji/feed/ 0
Mała książka w wielkim świecie http://muzeoblog.org/2013/12/18/mala-ksiazka-w-wielkim-swiecie/ http://muzeoblog.org/2013/12/18/mala-ksiazka-w-wielkim-swiecie/#comments Wed, 18 Dec 2013 09:29:02 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4978 czytaj więcej]]> Są książki z ładnym grzbietem. Są książki mistrzowskie. Są książki, które czyta się jednym tchem. Są książki z przeceny. Są książki, które zmieniają życie. Są książki pożyczone. Są książki, na które się czeka… A jaka jest nasza?

Mamy nadzieję, że praktyczna, ale nie powierzchowna. To, co mamy w niej do powiedzenia, nie będzie nowością dla Czytelników muzeobloga. Piszemy o interpretacji w muzeum: po co, jak i dlaczego warto interpretować dziedzictwo, zanim przystąpi się do (dalszych) działań programowych. Zastanawiamy się, jak dojść do istoty rzeczy, czy koniecznie trzeba mówić językiem potrzeb i aktualnych problemów, dlaczego ważna jest lokalna specyfika. Zadajemy pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale samo ich postawienie może być ważną inspiracją. Szukamy mostów między marketingiem i fenomenologią, między okresem trwałości projektowej i jasnością komunikatu wystawy, między ekspertami i publicznością. Proponujemy, a ponadto dokładnie opisujemy konkretne narzędzia warsztatowe, które umożliwią przeprowadzenie warsztatów interpretacyjnych u siebie. Powołujemy się na nasze doświadczenia, ale bierzemy pod uwagę głosy muzealników i oczekiwania gości muzeum.

Teraz oddajemy ją w Wasze ręce i powoli przestaje być tylko nasza. Choć tak naprawdę nigdy taka nie była, bo w powstaniu publikacji pod tytułem „Lokalne muzeum w globalnym świecie. Poradnik praktyczny” uczestniczyło wiele osób. Dziękujemy dziś przede wszystkim odważnym muzealnikom, którzy umożliwili nam wspólną pracę warsztatową, a także włączyli się w wymianę myśli, biorąc udział w eksperymentalnym projekcie wymagającym dużego zaangażowania. Wierzymy, że to miało sens.

Książka „Lokalne muzeum w globalnym świecie. Poradnik praktyczny” dostępna jest w wersji cyfrowej. Papierową można otrzymać bezpłatnie, pisząc na adres instytut[at]mik.krakow.pl. Wszystkich Czytelników gorąco prosimy o recenzowanie jej!

Publikacja powstała w ramach projektu współfinansowanego przez MKiDN:
MKiDN

]]>
http://muzeoblog.org/2013/12/18/mala-ksiazka-w-wielkim-swiecie/feed/ 0
Zaproszenie: szansa dla animatorów i muzealników http://muzeoblog.org/2013/08/27/zaproszenie-szansa-dla-animatorow-i-muzealnikow/ http://muzeoblog.org/2013/08/27/zaproszenie-szansa-dla-animatorow-i-muzealnikow/#comments Tue, 27 Aug 2013 14:55:32 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4903 czytaj więcej]]> Poniżej informacja o nowatorskim projekcie organizowanym przez Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych „ę”. Warto pośpieszyć się z decyzją o udziale, termin nadsyłania zgłoszeń wkrótce mija!

Animator in residence to działanie wzorowane na popularnych na cały m świecie, organizowanych przez galerie sztuki, rezydencjach dla artystów. W naszym wypadku są to animatorzy kultury z całej Polski, których zapraszamy na pobyt twórczy do Warszawy.
W tym roku projekt jest skierowany do animatorów pracujących w muzeach. W ramach programu zapraszamy jedną osobę do Warszawy na 2 tygodniowy pobyt twórczy w terminie 18.09 do 02.10.
Z naszym wsparciem animator – muzealnik zrealizuje swoje autorskie działanie animacyjne. W tym roku uczestniczkę bądź uczestnika naszego programu zapraszamy do spojrzenia przed siebie, motywem przewodnim projektu realizowanego przez AIR jest: przyszłość.

Przyszłość to pytanie o cele i marzenia. To próba zobaczenia nowych możliwości eksplorowania i przekazywania wiedzy, poszukiwania nowych rozwiązań, innowacji. To dynamika, aktywność i zmiana. Myślenie o przyszłości to także seria znaków zapytania. Czy da się ją zaplanować, przewidzieć, określić, na ile precyzyjnie i właściwie po co to robić? Jak można się przygotować na to co wydarzy się jutro, za tydzień, za rok? Czym są nasze wizje przyszłości i jak tworzyć scenariusze tego co będzie? W jaki sposób o przyszłości myślą animatorzy kultury, edukatorzy i muzealnicy, którzy na co dzień w swojej pracy pomagają zrozumieć to co było? Jedno co w przyszłości jest pewne to fakt, iż właściwie wszystko jest jeszcze możliwe! Zapraszamy do zmierzenia się z tym tematem i przetworzenia go w twórczy, indywidualny sposób.

W ramach pobytu animator/ka:
– zrealizuje autorski projekt społeczno – kulturalny
– spotka się z przedstawicielami różnych działających w Warszawie instytucji kultury oraz inicjatorami przedsięwzięć społecznych i artystycznych,
– będzie uczestniczyć w warsztatach i spotkaniach organizowanych przez Towarzystwo „ę”
– odwiedzi interesujące miejsca na mapie Warszawy dostosowane do swoich zainteresowań

Co oferujemy?:
– budżet na realizację projektu animacyjnego do 1500zł,
– przestrzeń do twórczej pracy
– indywidualne wsparcie coacha,
– materiały edukacyjne (publikacje, materiały multimedialne)
– zakwaterowanie w samym sercu miasta, wyżywienie,
– ubezpieczanie podczas pobytu

Koszt udziału w programie to tylko 400zł. Uczestnicy programu sami pokrywają koszty dojazdu do Warszawy.

Na zgłoszenia czekamy do 05.09.2013

Formularz zgłoszeniowy dostępny tutaj.

Zapraszamy na stronę projektu: http://animatorinresidence.e.org.pl/

Pytania i informacje: karolina.pluta@e.org.pl, 516 543 707

]]>
http://muzeoblog.org/2013/08/27/zaproszenie-szansa-dla-animatorow-i-muzealnikow/feed/ 0
Muzeum Beztroski im. Pam Pam http://muzeoblog.org/2013/08/08/muzeum-beztroski-im-pam-pam/ http://muzeoblog.org/2013/08/08/muzeum-beztroski-im-pam-pam/#comments Thu, 08 Aug 2013 15:22:06 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4852 czytaj więcej]]> Co jest dobrze robić latem, aby głęboko i bez wątpliwości poczuć się wakacyjnie?

Nadmorskie kurorty oferują dziwne odpowiedzi na to pytanie. Udany wypoczynek wiąże się, według tutejszych recept, z kupowaniem sobie małych, krótkotrwałych przyjemności: wykorzenionych z poczucia potrzeby, a więc „zbytecznych”, takich, na które można sobie pozwolić w ramach zaprogramowanej wakacyjnej beztroski. Ponieważ do końca nie jest pewne, co zrobić, aby taki stan osiągnąć, propozycje są różne: „warkoczyki afrykańskie”, „tatuaże tymczasowe”. „zimna wódka”, „pierś po turecku”, „wszystkie topy 50%”.

Wszystko krzyczy, że tylko tutaj spełnienie tych ochotek jest możliwe i uzasadnione.

Chodzą po deptakach pogodzone z małą stabilizacją rodziny, na moment wytrąciwszy się z potocznego życia, w którym zatarły się na dobre wskaźniki satysfakcji. I świetnie, niech ludzie wydają swoje ciężko zarobione pieniądze na co chcą, tylko niech będą przy okazji szczęśliwi.

A kiedy już, zaopatrzeni w mnóstwo przedmiotów koniecznych, lądują nad morzem, potrzeba nieustannego robienia czegoś wcale się nie kończy. I świetnie, niech grają, jedzą, piją i pływają (jak mają odwagę). To morze staje się szybko drugoplanową scenografią, nie dostarczając (majestatycznego) spokoju, bo mało kto dba o ten spokój.

Przypomniał mi się w tych okolicznościach przyrody niedawny koncert kantat Bacha, w którym uczestniczyłam (a nie tylko słuchałam). Radość tego niezwykłego wydarzenia wiązała się zarówno z wybitnym warsztatem muzyków, którzy wkładali weń siebie samych, i swoją radość, i umiejętności, jak i ze stylem prowadzenia tej doskonałej harmonii przez dyrygenta.

Kantaty Bacha są bardzo dynamiczne, czasem prawie frywolne, ale całkiem odległe od współczesnego ADHD. Bo są oparte na (majestatycznym) spokoju, który wcale nie oznacza nudy, ani tym bardziej nie zaprzecza lekkości. A więc dyrygent, po którym było od razu widać, że był świetnie przygotowany i miał pełną wizję i jasność tego, jak ma być, a każdą nutę z pewnością znał na pamięć, od czasu do czasu pod nosem… podśpiewywał sobie „pam-pam”. Pomijał wszystkie bachowskie „Hertz”, „liebe” i inne szlagierowo dziś brzmiące słówka, ujmując wszystko w swoim „pam-pam”. Niezwykła lekkość wybitnego dyrygenta połączona ze spokojem pozwoliła mu prowadzić zespół tak, że go uskrzydlał i jednocześnie wskazywał trajektorię lotu.

Pomyślałam wtedy o innym muzyku (solo), o Keithie Jarretcie, który w słynnym koncercie kolońskim urzeka podśpiewywanymi pod nosem melodiami. To one pięknie dopełniają to, co gra na pianinie.

Wracam jednak do wakacji, choć wygląda na to, że beztroska wcale nie ogranicza się do lata (co więcej, szczęście może być częścią pracy zawodowej). Ja, w każdym razie – wakacyjnie – dostałam swój kawałek morza: potrzebowałam tylko (i aż) jednego kadru. I po pewnym czasie ze spokojem mogłam ten kadr dodać do pewnej kolekcji, powracając do mojego (ponad) lokalnego muzeum, o którym poniżej. (Jest w nim nieskończenie wiele ekspozytorów do uzupełniania, zapraszam!)

Przedstawiam:

Muzeum Beztroski im. Pam Pam
Oto kolekcja stała, choć z natury rzeczy tymczasowa i zmieniająca się.
Kilka eksponatów jest w depozycie (ale pod dobrą opieką konserwatorską).
1. Pam pam (charakterystyka powyżej)
2. Motyle (zwłaszcza cytrynki, zwłaszcza niezłapane w siatkę i nieprzyszpilone)
3. Kamyki znad morza (znak akceptacji przemijania krótkotrwałej urody rzeczy?)
4. Lizak albo dropsy (małe jest piękne, w dodatku cieszy)
5. Gwizdanie (byle nie na pokładzie)
6. Huśtanie hamaka (zwłaszcza w dolinie)
7. Bosonogość (czy raczej nogobosość [?], zwłaszcza w połączeniu z trawą rano)
8. Wschody i zachody: słońca, gwiazd, księżyca
9. Dźwięk harmonii w oddali
10. Chwasty, co zachwycają kwitnieniem
11. Podróż pociągiem z głową na wietrze
12. Dźwięk szklanych kulek (paciorków?)
13. Słowa: „wolność” i „aha” (wiem, że wolność wcale niekoniecznie łączy się z beztroską, ale wraz ze słowem „aha”, daje radę w tej kolekcji)
14. Ławeczka
15. Kolorowe balony (mogą być napełnione helem)

Pytanie: jak można sobie pozwolić na beztroskę, mając w tyle głowy troskę ostateczną (lęk przed śmiercią)? Chyba moja odpowiedź dnia brzmi, że troska ostateczna jest zawsze (i czasem smutek jest OK.), a beztroska: tu i teraz.

Czy beztroska zdarza się tylko w nawiasie od potoczności?

]]>
http://muzeoblog.org/2013/08/08/muzeum-beztroski-im-pam-pam/feed/ 0
Maja, czyli perspektywa odbiorcy http://muzeoblog.org/2013/08/02/maja-czyli-perspektywa-odbiorcy/ http://muzeoblog.org/2013/08/02/maja-czyli-perspektywa-odbiorcy/#comments Fri, 02 Aug 2013 14:00:45 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4848 czytaj więcej]]> Często z zaskoczeniem odkrywamy, jak bardzo różni się odbiór wystawy, kolekcji czy w ogóle muzeum w zależności od tego, czy zwiedzającym był muzealnik czy nie. Jednocześnie wciąż, często dość natrętnie upominamy się o uwzględnienie perspektywy zwiedzających, ich (niezawinionej) niewiedzy i zdarzającego się braku motywacji do zwiedzania muzeów. A ponieważ zespół Dynamiki Ekspozycji również nie ma już do końca tak zwanego zwykłego spojrzenia na wystawę, zaprosiliśmy w wakacje na łamy Muzeobloga stażystkę, Maję Krawiec, dla której muzea nie są miejscami szczególnie bliskimi, a z pewnością nie wiążą się z działaniami zawodowymi. Ceniąc świeże spojrzenie obecne w relacjach, przy czytaniu których nierzadko i nam otwierają się oczy ze zdziwienia, zapraszamy Czytelników Muzeobloga do lektury recenzji muzealnych Mai, a także – jak co roku- do nadsyłania swoich relacji.

Zwiedzanie. Niektórym kojarzy się z bezmyślnym chodzeniem za przewodnikiem. W obcym mieście, po muzeum. Moje pierwsze skojarzenie związane z muzeum to przede wszystkim charakterystyczny, niezbyt przyjemny zapach wilgoci oraz za duże „pantofle”, które świetnie sprawdzały się podczas ślizgania po muzealnej podłodze w czasie szkolnych wycieczek. Później nadszedł czas na bardziej przemyślane zwiedzanie. Bardziej z własnej, nieprzymuszonej woli, jako kolejny punkt wycieczki, coś do odhaczenia na liście rzeczy do zrobienia i zobaczenia w czasie i tych dalekich, i tych bliższych wojaży. Wstyd się przyznać, ale kiedyś zwiedzałam więcej muzeów „obcych”, zagranicznych, a te, które były blisko i pod ręką, czekały na moją uwagę przez długi czas. Na szczęście przyszła pora i na nie. Nie tylko podczas organizowanych nocy muzeów, kiedy po oczekiwaniu w długiej kolejce w końcu uda się nam wejść (albo i nie), można poczuć tę przyjemną atmosferę oraz spotkać znajomych. Można tego doświadczyć również w ramach spędzania niedzieli na ukulturalnianiu. Zdarzały się także nieprzypadkowe wyjścia na wystawy, które TRZEBA zobaczyć, wzbudzające kontrowersje oraz bliskie zainteresowaniom.
Moim ambitnym postanowieniem na to lato, podjętym trochę z przymusu, ale jednak bardziej z własnej chęci, jest odwiedzenie, częściowo może wizytacja, różnych muzeów – bliższych i dalszych, małych i dużych, popularnych i zapomnianych.
W pierwszej kolejności skierowałam się do Domu Józefa Mehoffera. To niewielkie muzeum jest jednym z oddziałów Muzeum Narodowego w Krakowie. Mieści się na ulicy Krupniczej – ulicy, którą przechodziłam setki razy i, szczerze mówiąc, dopiero niedawno zauważyłam, że znajduje się tam także kamienica, w której mieszkał i tworzył wybitny malarz. Nie jest to miejsce szczególnie dobrze oznaczone i zachęcające przechodniów czy turystów, żeby wstąpili. W te dni, kiedy temperatura w Krakowie wynosi powyżej 30 stopni, staram się szukać nie tylko takich miejsc, gdzie można się ochłodzić przy niezbyt zdrowej klimatyzacji, ale też cienia z odrobiną zieleni. Najlepiej, kiedy nie są to zatłoczone, głośne Planty, ale miejsce ciche i spokojne. Muzeum spełnia wszystkie powyższe wymagania, ponieważ na tyłach Domu Mehoffera znajduje się piękny ogród, a w nim kawiarnia – tu, mimo że nadal jesteśmy w centrum miasta, można odpocząć po trudach miejskiej wędrówki. Muzeum nie jest szczególnie tłumnie odwiedzane. W czasie mojej wizyty spotkałam tylko 3 osoby, co nie jest najlepszym wynikiem, biorąc pod uwagę fakt, że sezon turystyczny jest teraz w pełni. Zauważyć można było pracowników muzeum, którzy snuli się śladami zwiedzających – można odnieść wrażenie, że jest się śledzonym. Opłaty są niewielkie, bilet ulgowy kosztuje tylko 4 zł, normalny 8 zł. W niedziele wstęp na wystawy stałe jest bezpłatny. Niestety muzeum nie posiada żadnych bezpłatnych folderów czy przewodników, które pomogłyby zapoznać się z postacią Mehoffera. Byłyby bardzo przydatne dla kogoś, kto trafił tu przypadkowo i nie zapoznał się wcześniej z informacjami na temat artysty oraz muzeum, a nie ma ochoty płacić za broszurę. Charakter pomieszczeń Domu Józefa Mehoffera starano się zachować taki jak dawniej. Wypełniają je zabytkowe meble oraz dzieła sztuki, witraże, obrazy, rysunki. W poszczególnych salach można znaleźć opisy w języku polskim i angielskim. Są to krótkie opisy sal oraz przedmiotów, które się w nich znajdują. Przedmioty opisane są w dosyć nieciekawy sposób. Podane jest, skąd pochodzi przedmiot oraz z czego jest zrobiony. Niestety czasami trzeba się domyślać, którego eksponatu dotyczy dany opis. Brakowało mi historii eksponatu, informacji, do czego służył. W pamięć zapadł mi gramofon, który wciąż działa i na życzenie zwiedzającego obsługa może go włączyć. Dzięki niemu możemy się przenieść do tamtych czasów, wyobrazić sobie, jak to było kiedyś.
Wydaje mi się, że najbardziej usatysfakcjonowani wizytą w muzeum będą turyści, których interesują dzieła Józefa Mehoffera, zarówno płótna, jak i witraże.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/08/02/maja-czyli-perspektywa-odbiorcy/feed/ 0
Druga meta już jutro http://muzeoblog.org/2013/07/29/druga-meta-juz-jutro/ http://muzeoblog.org/2013/07/29/druga-meta-juz-jutro/#comments Mon, 29 Jul 2013 07:44:19 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4837 czytaj więcej]]> Wszystkich, którzy są w stolicy, a bliskie im tematy okołomuzealne, które są także bliskie nam, zapraszamy na drugie spotkanie muzealników metamuzeum. Informacja poniżej.

We wtorek, 30 lipca o godzinie 19.00 w klubokawiarni Resort przy placu Teatralnym odbędzie się drugie warszawskie spotkanie muzealników metamuzeum.

Metamuzeum jest nową inicjatywą przeznaczoną dla pracowników muzeów, galerii oraz innych instytucji kultury, która ma na celu szerzenie wiedzy o nowinkach, trendach i ciekawych projektach z branży oraz integrację środowiska.

Spotkania metamuzeum mają mieć nieformalny charakter i są otwarte dla wszystkich zainteresowanych. Po dwóch prezentacjach (trwających maksimum 15 minut) wygłaszanych przez pracowników muzeów lub specjalistów z różnych dziedzin (marketing, social media, zarządzanie, projektowanie wystaw etc.) oraz dyskusji uczestnicy wydarzenia będą mogli poznać się i porozmawiać w swobodnej i niezobowiązującej atmosferze.

Tematem przewodnim tego spotkania, będzie Noc Muzeów. W panelu na temat tego wzbudzającego coraz większe kontrowersje w środowisku wydarzenia wezmą udział: Ewa Chomicka (Kierownik Sekcji Edukacji Dorosłych Muzeum Historii Żydów Polskich), Marianna Otmianowska (Kierownik Działu Edukacji Muzeum Narodowego w Warszawie) oraz Piotr Wróbel (Dział Operacyjny Centrum Nauki Kopernik).

“Pierwsza edycja metamuzeum, pokazała, że nasz pomysł na zorganizowanie nieformalnego spotkania dla muzealników chwycił. Pomimo trwającego w najlepsze sezonu urlopowego, mamy nadzieję, że także lipcowe spotkanie spotka się z zainteresowaniem porównywalnym do czerwcowego, na który przyszło ponad 50 osób” – mówi Zuzanna Stańska, organizatorka.

Metamuzeum odbywa się cyklicznie co miesiąc, w warszawskich klubokawiarniach. Wstęp na wydarzenie jest wolny. Zapraszamy wszystkich, nie tylko pracowników muzeów. Więcej informacji na wydarzeniu można znaleźć na Facebooku: www.facebook.com/metamuzeum i stronie wydarzenia: https://www.facebook.com/events/401584329945818/

]]>
http://muzeoblog.org/2013/07/29/druga-meta-juz-jutro/feed/ 0
Kocham Cię, Eksponacie! http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/ http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/#comments Wed, 24 Jul 2013 13:03:11 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4823 czytaj więcej]]> Obozowe tanga, romanse w pustych biurach po godzinach pracy, wakacyjne miłości… lato jest wyjątkową porą jeśli idzie o zakochanych. Czy ma się to jakkolwiek do działań muzeów, oprócz tego, że randki stają się jeszcze silniejszą niż zwykle konkurencją dla muzealnych wizyt? (swoją drogą, aż się prosi, by muzea czasem zapraszały do siebie na randki). Czego możemy się nauczyć od zakochanych, aby wzmocnić choć trochę intensywność muzealnych przeżyć i poziom zadowolenia naszych gości… zakładając na wstępie, że muzeum nigdy aż tak bardzo nie odurzy i nie zawróci w głowie, nie dostarczy tak ekstremalnej satysfakcji, jaką dać może zakochanie. Dlaczego?

Bo to jest coś najważniejszego na całym świecie. Wyjątkowy prezent. To jest coś prywatnego. To jest coś, co powstaje pomiędzy. To jest coś bez wątpliwości. To jest przeżycie o ogromnej intensywności: doceniające, wyjątkowe, osadzające w chwili (a nie tylko w długim trwaniu), dodające energii. Wzmacnia marzenia, budzi tęsknotę, daje siłę do działania, nadaje niespotykanej mocy prostym przyjemnościom… Czy może to brzmieć choć trochę jak opis muzealnego doświadczenia?

all you need is love

Co najmniej kilka elementów tego amatorskiego opisu zakochania powinno zabrzmieć znajomo w kontekście kreowania muzealnych doświadczeń. Po pierwsze, dobra wizyta ma charakter tożsamościowy: to znaczy, że dowiadujemy się czegoś istotnego o sobie, o nas, o świecie, w którym żyjemy. To doświadczenie, w przypadku zakochania, jest jednak z zasady doceniające, bez wnoszenia zastrzeżeń: tutaj chodzi o pełną akceptację drugiego człowieka, właśnie takiego, jaki jest, bez konieczności zmian ani… przygotowania się do przyjścia do muzeum. Po drugie, fenomen zakochania opiera się na tym, że jest to budowanie pewnej mocnej relacji. I najważniejsze jest w niej spotkanie (to, co „pomiędzy”, nie np. wiedza).

Mówienie o muzeach jako o przestrzeniach spotkań i budowania relacji jako o miejscach tożsamościowych prowadzi logicznie do ponownego przemyślenia funkcji eksponatu. Znów bardzo dobrze rolę przedmiotów widać, patrząc na zakochanych: one służą budowaniu relacji, dostają nowe znaczenia, często niezrozumiałe dla kogokolwiek innego, ale z pewnością istotne i osobiste. W muzeum eksponaty mogą wzmacniać spotkania i pomagać w tworzeniu relacji pod warunkiem, że zostaną potraktowane jako obiekty społeczne, czyli przestaną opowiadać tylko o sobie samych, więcej: nie będą tylko świadectwem dziejów ani reprezentacją podobnych sobie rzeczy. Owszem historie, które za eksponatami stoją, są kluczowe, a ich istota ma zasadnicze znaczenie, ale ostatecznie przecież nie o przedmioty chodzi, prawda?

Wreszcie trzecia kwestia, przypominająca mi często wyśmiewany koszmar brazylijskich seriali. Chodzi mi o natrętny, pojawiający się wciąż tekst „musimy porozmawiać”. Halo, czy zakochani w kółko rozmawiają o swoim związku? Tak, pewnie poświęcają mu dużo uwagi, ale przecież wpadli na siebie właśnie ze względu na to, jacy są jako ludzie: wyjątkowi, ciekawi, piękni… Muszą pewnie robić wiele rzeczy, ale raczej niekoniecznie muszą poważnie rozmawiać o swoich związkach. Muzea natomiast mają niezwykle silnie zakorzenioną potrzebę opowiadania o sobie, a także o muzealnictwie, zapominając o tym, że są częścią świata, który pomagają nam zrozumieć, przy okazji interpretując jakiś jego fragment. No więc tak, jak wcale nie musimy bez przerwy poważnie rozmawiać „o nas”, tak samo muzea nie muszą epatować mnóstwem informacji o sobie i muzealnictwie. Zgadzam się, że to jest ważne, aby rozmawiać o tym, czym muzea są i czym mogą się stać. Ale czy ktoś sądzi, że to jest główny powód, dla którego przyjdą do nas goście?

Rozumiem, są pewnie granice, których nie da się przekroczyć, jeśli muzea mają nadal być sobą. Ale czy możemy zamarzyć sobie, przy okazji tego lata, że na jakiś czas będą oferować więcej przygód i suspensu, a mniej bezpieczeństwa, przewidywalności i rutyny, że się tęskni, że to nie jest źle, że się tęskni, że nie wszystko jest wypowiedziane do bólu, że wzmacniamy wolność, a nie działamy autorytarnie…

Jasne, nie ma co konkurować z miłością. Ale coś w tym temacie możemy zrobić.
Możemy otaczać (zainteresowaniem, wsparciem), a nie osaczać.
Uskrzydlać, a nie usidlać.
Jak w dobrym wakacyjnym romansie.
A kiedy on już się skończy (choć czy na pewno musi? i czy naprawdę może się definitywnie skończyć?), to nic nie będzie już takie samo, jak wcześniej. I wtedy nie musimy wcale deklarować tytułowej miłości do eksponatu, bo najważniejsi naprawdę będą ludzie i ich spotkania.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/07/24/kocham-cie-eksponacie/feed/ 0
Zaproszenie do Krzemionek http://muzeoblog.org/2013/07/18/zaproszenie-do-krzemionek/ http://muzeoblog.org/2013/07/18/zaproszenie-do-krzemionek/#comments Thu, 18 Jul 2013 15:47:28 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4826 czytaj więcej]]> Serdecznie zapraszamy na imprezę, która brzmi jak dobry sposób na weekend. Udostępnianie dziedzictwa prehistorycznego i archeologia eksperymentalna są świetnym tematem do zgłębienia podczas wakacyjnych wyjazdów. Czekamy na relacje!

II Krzemionkowskie Spotkania z Epoką Kamienia

W ubiegłym roku Muzeum Historyczno-Archeologiczne zainicjowało cykliczne wydarzenie pod nazwą Krzemionkowskie Spotkania z Epoką Kamienia. Pierwsza edycja, którą zorganizowaliśmy w 90 rocznicę odkrycia Krzemionek przez prof. Jana Samsonowicza przyniosła szereg wydarzeń promujących Muzeum Archeologiczne i Rezerwat Krzemionki oraz samą archeologię, odtwórstwo archeologiczne czy też archeologię eksperymentalną.
W tym roku podczas II edycji Krzemionkowskich Spotkań z Epoką Kamienia dołożyliśmy starań by wizyta w Krzemionkach między 20 a 21 lipca była ciekawa i wypełniona atrakcjami.

We wspomniany lipcowy weekend Rezerwat Krzemionki odwiedzą archeolodzy, entuzjaści
i pasjonaci archeologii eksperymentalnej z kilku zakątków Polski. Pod ich okiem – na specjalnie zaaranżowanych stanowiskach, na terenie zrekonstruowanej osady neolitycznej- będzie można zapoznać się z najróżniejszymi przejawami życia i aktywności człowieka w epoce neolitu
i wczesnej epoce brązu. Pokazy będą dotyczyły między innymi; myślistwa epoki kamienia, obróbki surowców organicznych oraz miedzi, garncarstwa i tkactwa neolitycznego, a także kultury duchowej w pradziejach. Najmłodsi goście naszego Muzeum zobaczą „na żywo” eksperymentalny wykop archeologiczny z możliwością podpatrzenia pracy archeologa
i wzięcia osobistego udziału w zainscenizowanych badaniach.

Najbardziej wytrwałych zapraszamy na projekcje filmowe i wykład. Wyświetlimy dwa filmy
o tematyce archeologicznej; „Pierwszy flet” w reż. Jadrana Sterle oraz „Trzcinica- Karpacka Troja” w reż. Zdzisława Cozaca. Natomiast dr Jerzy Tomasz Bąbel wygłosi wykład pod intrygującym tytułem „Jak robiono człowieka w dawnych czasach. Rzecz o inicjacji”.

Niedzielę 21 lipca, rozpoczniemy spacerem po terenie Rezerwatu Krzemionki. Uczestnicy wycieczki będą mieli niepowtarzalną okazję zobaczyć krzemionkowski las oraz niedostępne na co dzień miejsca jak; „kamieniołomy Klajmana”, las Baczyńskiego czy dawne piece wapiennikarskie. Wycieczkę poprowadzą pracownicy Działu Archeologii Muzeum.

Patronat honorowy nad tegoroczną edycją Krzemionkowskich Spotkań z Epoką Kamienia objął Narodowy Instytut Dziedzictwa. Wstęp na wszystkie wydarzenia jest bezpłatny.

]]>
http://muzeoblog.org/2013/07/18/zaproszenie-do-krzemionek/feed/ 0
Muzeum glokalne: hyr życia http://muzeoblog.org/2013/07/08/muzeum-glokalne-hyr-zycia/ http://muzeoblog.org/2013/07/08/muzeum-glokalne-hyr-zycia/#comments Mon, 08 Jul 2013 13:36:13 +0000 http://muzeoblog.org/?p=4759 czytaj więcej]]> Muzea bardzo często chcą widzieć siebie jako znaki długiego trwania kultury. Podkreślają, że to, co jest ich zasadniczą siłą opiera się na niezmienności i na autentyczności eksponatów, a często także budynków. Deklarują: „Do nas mogą przyjść dziadkowie z wnukami i pokazać im, jak było naprawdę. U nas nic się nie zmieniło”. Niezaprzeczalny atut autentyczności może jednak łatwo przełożyć się na konserwatyzm działań, zarówno na poziomie wystawienniczym (nie da się po prostu zamrozić przeszłości, nie istnieją też obiektywne, przezroczyste sposoby prezentacji dziedzictwa), jak i w stylu komunikacji (żyjemy w czasie blogów i mediów społecznościowych, a nie memorandów i ulotek) czy w tym, jak muzea widzą swoją rolę w rozwoju swoich miejscowości. Bez wątpienia warto podkreślać, że muzea są (czy też mają szanse być) centrami wiedzy, kompetencji i inspiracji, lokalnymi archiwami historii (także mówionej, nie tylko materialnej), wreszcie przestrzeniami tożsamościowymi, gdzie ludzie mają szansę co najmniej do zadawania sobie pytania, kim są właśnie ze względu na autentyczność.

Jednak ten potencjał muzeów jako instytucji tożsamościowych nie ujawnia się sam, co więcej powinien być rozwijany w oparciu o dobrze sformułowaną (a wcześniej przemyślaną i zinterpretowaną) esencję miejsca, na bazie której powstaje klarowna i obowiązująca strategia udostępniania. Jeśli zarówno esencja, jak i strategia udostępniania powstają przy udziale i zaangażowaniu pracowników muzeum, obydwie mają duże szanse na realną aplikację w funkcjonowaniu muzeum. Nie ma sensu przynosić do muzeów w teczce instrukcji interpretacyjnych ani gotowych wystaw.

Taką logikę przyjęliśmy i realizujemy właśnie z projekcie „Lokalne muzeum w globalnym świecie”. Wraz z pracownikami trzech małopolskich muzeów, podczas spotkań warsztatowych, wypracowaliśmy esencje miejsc, które są teraz dobrymi punktami odniesienia dla powstających strategii, a wreszcie do ich wdrożeń, czyli konkretnych działań. Nie wiemy jeszcze, czy będą to nowe scenariusze zwiedzania, zajęcia edukacyjne, czy ekspozytory albo gry, ale prace postępują.

Mamy przyjemność pracy z muzealnikami, którzy łączą ekspercką wiedzę z osobistą pasją. To doświadczenie po raz kolejny wzmacnia w nas przekonanie, że personel muzealny jest jednym z zasobów, których przy budowaniu marki muzeów nie sposób przecenić. W tym wypadku nie tylko pracujemy z ciekawymi i wyjątkowymi kolekcjami, w spektakularnych miejscach. Mamy też okazję do ciągłej refleksji nad metodą pracy w tym projekcie, wartościową właśnie ze względu na to, że możemy rozmawiać i widzieć ten proces z różnych perspektyw. Jeszcze raz chcę napisać: to nie jest ani lekka, ani krótka pogawędka o, powiedzmy, haśle promocyjnym czy kolejnych lekcjach muzealnych. Tutaj wciąż, może nieco obsesyjnie zadajemy pytania: jaką opowieść oferuje to miejsce? po co i komu opowiadamy? dlaczego właśnie tu? czemu teraz? jak to się ma do współczesności? a wreszcie, pytanie finałowe: co z tego wynika?

Okazuje się bowiem, że poza ewidentnymi korzyściami, jakie zwiedzający mogą wynieść z dobrej, edukacyjnej, angażującej wizyty w muzeum, w każdym z tych miejsc kryją się jeszcze jakieś – o wiele bardziej uniwersalne – przesłania. Przesłania, które wykraczają poza wiedzę, a jednocześnie są po prostu ważne.

Widok z wieży tarnowskiego ratusza

Widok z wieży tarnowskiego ratusza

W Muzeum Okręgowym w Tarnowie rozmawiamy więc o polskości, mając sarmatów z ich „gorącą krwią” za dobrą ramę odniesienia. Temat jest nie tylko niezwykle aktualny, w czasach globalizacji i desperackich poszukiwań przynależności i powstających na nowo nacjonalizmów, ale także znajduje doskonały powód, dla którego należy o tym rozmawiać właśnie w Tarnowie, który szczyci się kolekcją sarmacką. Cenna kolekcja tarnowska wymaga interpretacji, jeśli ma przemawiać i – co więcej – angażować zwiedzających. Na szczęście tzw. kapitał ludzki jest w muzeum imponujący.

W Galerii Hasiora, oddziale Muzeum Tatrzańskiego, tematem przewodnim jest „prowokowanie wyobraźni”. Twórczość artysty nie jest więc zamkniętym tematem samym w sobie, a raczej punktem wyjścia do wielu rozważań i działań programowych muzeum. Ale nie chodzi tylko o to. To może być miejsce istotnych spotkań: z sobą, sztuką, światem i – wreszcie – z Innymi. Muzeum nie traci przy tym swojej misji archiwizowania i prezentowania dzieł, wręcz przeciwnie. Chodzi jednak o to, aby stały się one przedmiotem (podmiotem?) interpretacji, aby muzeum mogło wnieść w życie swoich gości naprawdę ważne przesłanie. W Zakopanem, na koniec sesji interpretacyjnej, pojawił się tekst, który dla Hasiora był przesłaniem, z jakim chciał świat zostawić. Ten tekst mówi, że nie wolno się bać. Bo osobista odwaga to dopełnienie fantazji, która – słowami Mistrza – jest uskrzydloną mądrością.

Wreszcie Muzeum – Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy, niezwykła przestrzeń, w której – jak wcześniej w Tarnowie i Zakopanem – mogliśmy pracować razem z muzealnikami także z pozostałych partnerskich instytucji (wspólna interpretacja i spotkania in situ są ważnymi założeniami naszej metody). Tutaj esencja: „Odnawianie rytmów życia”, bardzo wyraźnie ukierunkowała zarówno zwiedzanie skansenu, jak i myślenie o możliwych formach udostępnienia treści dostarczanych przez muzeum. Radość tej wizyty polegała też na pewnym zgraniu metaforycznym, jakie udało się nam – mam wrażenie – osiągnąć: mówiąc o rytmach urządzeń domowych, o rytmach cyklu rocznego, o rytmach dobowych, odeszliśmy daleko od klasycznych koncepcji upowszechniania etnografii. Po pewnym czasie nawet prezentowany w skansenie dom z wyżką był dla nas pretekstem do pomyślenia o rytmach i sensie życia (mówi, że trzeba „wzwyż!”), a w tej wymianie i spotkaniu pojawił się i góralski hyr życia, i orawska niezależność, i sarmacka dwubiegunowość, która tak wyraźnie objawiła się nam wcześniej w Tarnowie.

Jest lato. Minęła już co prawda noc świętojańska i nie jest być może tak dokładnie magicznie, jak mogłoby być, ale odwiedziny w takich miejscach pozwalają na więcej, niż na odnowę rytmów życia, nie tylko na odkrywanie nowych inspiracji. Są okazją do takich uskrzydlających, energetycznych, istotnych spotkań, dzięki którym zawsze chce się być co najmniej 10 centymetrów nad ziemią (albo, jak wolą inni poeci, mieć obłok w spodniach). To naprawdę dobre, pełnowymiarowe doświadczenia, które przynoszą zmianę.
Jak dobrze, że są muzea.
Jak ważne, żeby nie ustawać w interpretacji.
Muzea nie tylko nie tracą swojego autorytetu, ale wzmacniają swoją siłę, stając się miejscem istotnych spotkań i zachęcając do wielogłosu. Podobnie jak uniwersalność stawianych pytań nie wyklucza, a wręcz przeciwnie, wzmacnia lokalny kontekst.

Projekt Lokalne Muzeum w Globalnym Świecie jest finansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
MKiDN

]]>
http://muzeoblog.org/2013/07/08/muzeum-glokalne-hyr-zycia/feed/ 0